Josue Raków okej

Nieistotny? Może, ale trzeba to wygrać

Skończyły się przygotowania Legii do nowego sezonu, które wlały w serce kibiców Legii optymizm. Nie ma co się dziwić – poza dobrą atmosferą w zespole, pojawiają się również i wyniki sportowe. Mimo, że osiągane w meczach towarzyskich, sprawiają, że nie tylko kibice, ale i zawodnicy nie mogą się doczekać początku sezonu, który rozpoczyna się już w tę sobotę. Przeciwnikiem będzie Mistrz Polski, a gra będzie się toczyć o trofeum, którego Legia nie może zdobyć od 15 lat.

Niechciany puchar?

Rozgrywki o Superpuchar w Polsce odbywają się z przerwami od około 40 lat. Przez ten czas Legia Warszawa aż 15 razy miała szanse zdobyć to trofeum, będąc tym samym rekordzistą. Ile razy „Wojskowym” udało się wznieść w górę Superpuchar? Zaledwie 4, a ostatni raz taka sytuacja miała miejsce 15 lat temu!

Od ostatniego tryumfu w tych rozgrywkach (2008 r. – wygrana z Wisłą Kraków 2:1 na Miejskim Stadionie Sportowym KSZO w Ostrowcu. Pamiętacie jeszcze tę arenę?) Legia rozegrała 8 meczów o te trofeum, w których musiała uznać wyższość rywali. I tylko raz Legioniści grali mecz poza Łazienkowską 3.

Czy można zatem uznać – biorąc wysoką skuteczność w finałowych meczach o Puchar Polski (79% wygranych we wszystkich finałach) – że Legia traktuje te trofeum, jako te z drugiej kategorii? Po ostatniej porażce w Superpucharze Czesław Michniewicz stanowczo zaprzeczył tej tezie.

Podeszliśmy do meczu o Superpuchar bardzo poważnie. Jak na ten moment, wystawiliśmy optymalny skład, który dawał nam szanse i nadzieje. Ostatecznie przegraliśmy po rzutach karnych. 

Z tych ostatnich 8 porażek w Superpucharze Polski, 4 zakończyły się po rzutach karnych, więc można równie dobrze wysnuć tezę, że Legia miała po prostu pecha. Do tego można dorzucić argumenty takie, jak:

  • stawianie wyższego priorytetu na grę w europejskich pucharach,
  • brak świeżości związany z ciężkim obozem przygotowawczym,
  • sytość związaną z pokaźnym wzbogaceniem się gabloty o liczne trofea – od 2008 roku Legia zdobyła 7 Mistrzostw i 7 Pucharów Polski.

Co do ostatniego argumentu – ostatnie 2 sezony to zaledwie jedno trofeum. Jest to stan, który powoduje, że zarówno piłkarze, jak i kibice czują większy głód. Czy to przekuje się na sobotni mecz? Oby, bo niezależnie od rangi trofeum obowiązkiem Legii jest wygrana.

Wspominałem na początku, że wewnątrz zespołu panuje dobra atmosfera, która powoduje, że wraca wiara w powodzenie i przełamanie tej 15-letniej klątwy Superpucharu. Co jest jej przyczyną? Myślę, że prześledzenie obozu w Austrii daje wystarczająco dużo odpowiedzi.

Udany obóz

Trudno jednoznacznie wskazać największego wygranego obozu w Austrii, ale trzeba przyznać, że wielu z zawodników, którzy są w klubie kolejny sezon zanotowało progres z kilku względów. Za przykład może posłużyć tutaj przypadek Blaża Kramera, który w pierwszym sparingu zaliczył hat-tricka. Można wówczas było dojść do wniosku, że to właśnie jego powrót do zdrowia będzie najlepszym transferem in w tym okienku. Po sparingu z FC Botosani napastnik przyznał jednak, że obecnie najważniejsze jest zdrowie. Za Legia.net:

Czy mogę zostać napastnikiem nr 1 w sezonie 2023/2024? Za bardzo o tym nie myślę. Wszyscy znają moją historię z minionych rozgrywek. Po prostu chcę być zdrowy, dalej pracować i zobaczymy, co będzie się działo z treningu na trening, z meczu na mecz. Wiadomo, że każdy pragnie grać.

W kolejnych spotkaniach, kiedy rywale byli znacznie trudniejsi, Słoweniec nie prezentował się już tak okazale. W meczu z RB Salzburg powinien strzelić dwa gole, ale niestety szwankowała skuteczność. Obóz zakończył z trzema trafieniami.

fot. Mateusz Kostrzewa

Nowi zawodnicy tacy jak Gual, Kun czy Elitim również dobrze wprowadzili się do zespołu. Pierwszy z wymienionych pokazał dobrą technikę użytkową i obiecujący początek współpracy z kolegami z zespołu. Nie ma powodu, żeby myśleć o potencjalnym okresie adaptacji Hiszpana w drużynie. Marc Gual wygląda na zawodnika gotowego do gry, który powinien już od pierwszego meczu robić różnicę na boisku.

Czytaj także: Marc Gual – od przedmieść Barcelony po Warszawę

Patryk Kun też obóz w Austrii może zaliczyć do udanych. Nowy wahadłowy w ostatnim spotkaniu z najsilniejszym rywalem (RB Salzburg) zanotował dwie asysty i pokazał, że ma zdrowie do gry na lewej stronie na całej długości boiska. Martwi jedynie brak wartościowego zmiennika, ponieważ gra na trzech frontach może go szybko wyeksploatować. Pamiętajmy jednak, że okienko transferowe jest wciąż otwarte, a praca Jacka Zielińskiego pokazuje, że jest to zdecydowanie przewidujący człowiek. Sobotni mecz dla Kuna będzie miał podwójne znaczenie. Nie dość, że ma szanse na pierwsze trofeum w nowym klubie, to jeszcze ma coś do udowodnienia staremu pracodawcy, który nie wyraził chęci przedłużenia wygasającej umowy.

Juergen Elitim już w pierwszym swoim meczu (a drugim Legii w Austrii) z Karabachem przywitał się golem, w którym pokazał swoją szybką lewą nogę i precyzję. Kolumbijczyk przypomina Andre Martinsa tylko w szybszej wersji. Na dzisiaj poniższy banknot kolumbijskiego pesos jest warty 1,93 PLN. Ale jak rozpocznie się sezon, jego wartość może drastycznie wzrosnąć. A jak nie, to najwyżej się go podzieli na pół i jedna z połówek będzie uczestniczyć w wymianie dóbr lub usług na warszawskim lotnisku.

grafika: Łukasz Sieciński

Wyżej wymienieni nowi piłkarze w sparingach udowodnili, że są zawodnikami do grania z miejsca w podstawowym składzie. Jednak to nie są jedyne nowe nabytki.

Radovan Pankov zaprezentował się z dobrej strony, jako wartościowy zmiennik. Trenerzy cenią go za nieustępliwość i dobre wyprowadzenie piłki. Tak jego aklimatyzację ocenił Przemysław Małecki po meczu z Karabachem (za Legia.net):

Radovan Pankov świetnie czuje się w kontakcie, bardzo dobrze funkcjonuje w działaniach obronnych, lecz trafił do zespołu, który wymaga spokoju gry pod presją przeciwnika. Adaptuje się, pod tym kątem dużo rozmawiamy, dajemy mu sporo wskazówek nt. wychodzenia spod pressingu w sposób kreatywny. W tym elemencie musi się dostosować do naszych wymagań, modelu gry.

Powyższe słowa potwierdził Kosta Runjaić po sparingu z RB Salzburg.

Liderzy z zeszłego sezonu trzymają poziom

Nie tylko dział marketingu oraz kibice byli zaangażowani w promocję sprzedaży karnetów i subskrypcji na nadchodzący sezon. Piłkarze też dołożyli swoje „cegiełki”. I nie mam tu na myśli tylko okolicznościowych filmików, które mogliśmy widzieć w sieci. Chodzi mi głównie o dobrą postawę na boisku. Rywalizacja dobrze działa nie tylko na nowych zawodników, ale również i tych, którzy byli liderami w zeszłym sezonie. Slisz do swojej nadprzeciętnej pracy na boisku dokładał parę magicznych zagrań. Jędrzejczyk wespół z Augustyniakiem i Nawrockim tworzyli solidny blok obrony, co objawiło się czystym kontem w trzech meczach. Najciekawsze jest to, że w każdym ze sparingów bramkarze byli praktycznie bezrobotni. Oczywiście zdarzały się mniejsze i większe błędy (zmarnowana sytuacja napastnika RB Salzburg, Nene), ale Polacy i Ribeiro pokazali gotowość do nowego sezonu.

Ernest Muci po powrocie z reprezentacji dostał skrzydeł i po raz kolejny udowodnił, że jego umiejętności techniczne wykraczają poza Ekstraklasę. Zresztą sami zobaczcie skrót zagrań Albańczyka w meczu z RB Salzburg, jakie udostępnił oficjalny profil klubu na swoich mediach społecznościowych. Co się tam chłopak pobawił to jego.

fot. Mateusz Kostrzewa

Do powyższych przykładów należy dodać również dobrą postawę Josue i Pawła Wszołka. Niestety, ale w przypadku tego drugiego zawodnika mam podobne obawy, jak i w przypadku Kuna – brak wartościowego zawodnika. Jasne, Makana Baku może również zaliczyć obóz w Austrii do udanych, jednak nie jestem przekonany, czy zdołałby on zastąpić popularnego „Wszołiego” jeden do jednego.

A jak już zacząłem rozprawiać o ciemnych stronach obozu to…

Kto może uznać pobyt w Austrii za nieudany?

Carlitos, Robert Pich i Ihor Charatin – ci zawodnicy dostali wolną rękę do szukania nowych zespołu. Z tej trójki najbardziej szkoda pierwszego z wymienionych. Hiszpan miał udany powrót na Łazienkowską w ubiegłym sezonie. Zgodził się na duże ustępstwa przy transferze oraz z miejsca znacząco zapewnił awans Legii do kolejnej rundy w Pucharze Polski. To był trudny moment sezonu, w którym „Wojskowi” cierpieli na deficyt napastników. Na dziś Carlitos jest dopiero szóstym napastnikiem do grania, a na ostatnie dwa sparingi nie dostał nawet powołania. Jeśli ma ambicje, żeby grać co mecz w podstawowym składzie, to powinien się przenieść do innego zespołu.

Charatin nie został zgłoszony do rozgrywek Ekstraklasy – czy trzeba coś do tego jeszcze dodawać?

Lindsay Rose również nie sprawia wrażenia zawodnika, który byłby gotowy na rywalizację o grę w pierwszej jedenastce. Po przyjściu Pankova spadł na piąte miejsce w hierarchi środkowych obrońców. Ponoć jest blisko znalezienia nowego pracodawcy, ale jak to zwykle bywa w takich przypadkach – należy poczekać do oficjalnego komunikatu.

Rywalizacja jakiej dawno nie było?

Czego możemy się spodziewać po nadchodzącym sezonie? Jeżeli obecna kadra zostanie zachowana, to przede wszystkim rywalizacji, której dawno przy Łazienkowskiej 3 nie było.

Zacznijmy od bramkarzy. Wspomniałem wcześniej, że co prawda nie mieli za dużo roboty podczas sparingów, ale inaczej to wyglądało podczas treningów. Dominik Hładun za Legia.net:

Za nami pierwszy trening, mocny, czuje się go w nogach, ale tak musi być. Czy rywalizacja w bramce jest jeszcze większa niż w ubiegłym sezonie? Nie, taka sama, nic się nie zmieniło. Choć na treningach jest ogień, można powiedzieć, że się pali – każdy chce grać i nikt nie odpuszcza.

Trzeba przy tym podkreślić, że każdy z 4 bramkarzy jest ograny na poziomie Ekstraklasy i zarówno Kacper Tobiasz, który na ten moment jest numerem jeden, jak i Hładun, Miszta i Kobylak byliby pierwszymi wyborami trenerów w znacznej większości klubów z najwyższego poziomu rozgrywkowego w Polsce.

Sytuację w obronie opisywałem wcześniej. Jednak dodałbym do tego, że mimo wszystko nie nastawiałbym się na występ Maika Nawrockiego w najbliższym spotkaniu. Według TVP Sport najkonkretniejsze zapytania innych klubów dotyczą właśnie tego zawodnika, a Jacek Zieliński wspomniał w programie Meczyków, że w tym okienku chce sprzedać co najmniej jednego zawodnika za konkretne pieniądze. Na dziś takimi kandydatami są: Kacper Tobiasz, Bartosz Slisz, Ernest Muci i właśnie Maik Nawrocki. Co do trzech pierwszych piłkarzy, ponoć brakuje konkretów, a te zaczęły spływać na Łazienkowską w kontekście Nawrockiego. Stąd też uważam, że Kosta Runjaić, za namową dyrektora sportowego, nie będzie ryzykować ewentualnego urazu.

W środku pola Kosta Runjaić obecnie ma do dyspozycji m.in.: Patryka Sokołowskiego, Bartosza Slisza, Josue (choć akurat on jest szykowany do gry w pierwszej linii), Ramila Mustafaeva, Filipa Rejczyka, czy Juergena Elitima. Wygląda godnie? To dodajmy do tego powracającego do zdrowia Bartosza Kapustkę i powracającego ze zgrupowania młodzieżówki Igora Strzałka.

Zmiana taktyki na 1-3-4-3 sprawia, że każdy z 5 liczących się na ten moment napastników może liczyć na swoją szansę w nadchodzącym sezonie. Maciej Rosołek, który z Karabachem zapisał się na liście strzelców tak podsumował zmianę ustawienia (za Legia.net):

Nie ma co ukrywać, że ustawienie z trzema napastnikami zwiększa też szansę na grę – moją i kolegów. Myślę, że również dlatego trener podjął taką decyzję, by takie ustawienie wdrażać. Szkoda byłoby marnować potencjał ludzki grając jednym napastnikiem czy maksymalnie dwoma. Jeden lub dwóch by wtedy grało, a reszta by się marnowała. Dobrze czuję się w tym ustawieniu, zarówno grając tego wysuniętego atakującego, jak i podwieszonego. Wydaje mi się, że dobrze się w tym systemie odnajduję. 

Po powrocie do zdrowia Kramera spadły notowania Tomasa Pekharta, którego udana współpraca z Ernestem Mucim w zeszłym sezonie sprawiła, że był on pełnoprawnym zawodnikiem pierwszego składu. Trzeba oczywiście również dodać, że nie zawsze przy ustawieniu z trójką w przodu grają wyłącznie trzej nominalni napastnicy, bo np. w sparingu z RB Salzburg w Kosta Runjaić postanowił na tej pozycji wystawić Josue, który oczywiście działał w roli „wolnego elektrona”. I właśnie to Portugalczyka spodziewałbym się w podstawowym składzie. O miejsce obok niego będą rywalizować Kramer, Gual, Muci, Rosołek oraz Pekhart. Wydaje się, że na ten moment najbliżej wyjściowej jedenastki są pierwsi dwaj wymienieni zawodnicy.

Na dziś tak wytypowałbym piłkarzy, którzy wystąpią w meczu przeciwko Rakowowi:

Tobiasz – Jędrzejczyk, Augustyniak, Nawrocki/Ribeiro (w zależności od tego na jakim etapie prowadzone są rozmowy ws. transferu Polaka) – Wszołek, Elitim, Slisz, Kun – Josue, Kramer, Gual.

Zdaję sobie sprawę, że optymizm wylewający się z tego tekstu może nie być zaraźliwy, ponieważ istnieje spora część kibiców, którym źle się kojarzy każdy obiecujący okres przygotowawczy. Jednak obecnie naprawdę ciężko narzekać na sytuację przy Łazienkowskiej 3. Oczywiście, dobrze by było pozbyć się kilku piłkarzy oraz warto sprowadzić godnych następców, ale to nie zmienia faktu, że oprócz klasycznej tęsknoty za oficjalnymi meczami Legii, jaka towarzyszy nam w tym okresie kalendarzowym, kibice mają zaostrzone apetyty. Piłkarze i sztab zresztą też, o czym świadczą liczne zapowiedzi walki o Mistrzostwo. Jednak teraz liczy się tylko Superpuchar, a w nim czekać będzie Raków, który wydaje się być gorszym zespołem, niż w zeszłym sezonie.

Bez Papszuna i Lopeza, czyli łatwiej?

Myślę, że to nie będzie przesadą, jeśli postawię tezę, że najlepszy mecz w wykonaniu Legii w ubiegłym sezonie to potyczka z Rakowem przy Łazienkowskiej. „Wojskowi” pokazali „Medalikom” miejsce w szeregu i wrócili tym samym na chwilę do walki o Mistrzostwo.

Drugim meczem, który najbardziej mógł zapaść w pamięć z sezonu 2022/23 jest finał Pucharu Polski, również z Rakowem. Tam z kolei Legioniści pokazali nie tylko umiejętności, ale i charakter, grając w „10” przez niemal cały mecz. Kacper Tobiasz wówczas wspiął się na wyżyny swoich umiejętności i m.in. dzięki niemu Kosta Runjaić mógł święcić swój pierwszy sukces w trenerskiej karierze.

Oba wyżej wymienione spotkania były rozgrywane przeciwko Rakowowi, który w ostatnich latach wyrósł na głównego rywala Legii obok Lecha Poznań. Praktycznie wszystkie polskie sportowe media piały z zachwytu nad organizacją i grą Rakowa, chwaląc wszystkie zaangażowane osoby – od właściciela aż po sprzątaczki. To mogło irytować, ale kibicom Legii daleko było od produkcji szalików Anty-Raków, co nie zmienia faktu, że mecze z tym rywalem miały podwyższoną temperaturę. Przypomnijmy, że może Legia i wygrała dwie ostatnie batalie z „Medalikami”, ale też w zeszłym sezonie zdarzyła się im wstydliwa porażka 0:4 na stadionie w Częstochowie – tym samym, na którym będzie rozgrywany sobotni mecz.

Wśród głównych architektów sportowego sukcesu Rakowa wymieniano Marka Papszuna i Iviego Lopeza. Pierwszy z nich zrezygnował z pracy w Częstochowie, a drugi odniósł poważną kontuzję, która eliminuje go z gry w tym roku. Czy możemy zatem się spodziewać, że Raków będzie na tyle osłabiony, że w sobotę Legię czeka spacerek? Absolutnie! Po pierwsze, Legia nigdy nie ma łatwych meczów, bo przeciwne drużyny zawsze mobilizują się na mecze z warszawiakami. To normalne, Legia to największy klub w Polsce, więc dobra gra przeciwko niej, to najlepsze okno wystawowe nad Wisłą. Po drugie, władze Rakowa postanowiły zareagować na osłabienia kadry, typując następców, przy których póki co widnieje znak zapytania dotyczący ich przyszłego wpływu na grę zespołu z Częstochowy.

Dawid Szwarga, który był w zeszłym sezonie drugim trenerem, zastąpił Marka Papszuna i nie jest to tymczasowe zastępstwo. Ten młody trener (32 lata! „Jędza” może mu mówić per „młody”) został mianowany na pierwszego trenera tuż po tym, jak Papszun zrezygnował ze swojej funkcji. Ten ruch ma być swoistą kontynuacją filozofii, jaką Papszun wprowadzał wiele lat temu, i która doprowadziła Raków do miejsca, w którym obecnie się znajduje. Jako, że Szwarga z bliska przyglądał się pracy swojego mentora, to uznano, że to jest najlepszy kandydat na to stanowisko. Do tej pory pod jego wodzą Raków rozegrał 3 towarzyskie mecze (2 wygrane z Cluj i Puszczą Niepołomnice oraz 1 porażka ze Slavią Praga. Bilans bramkowy 8:2) oraz jeden oficjalny mecz z Florą Tallin w ramach kwalifikacji do Ligi Mistrzów (wygrana u siebie 1:0). Mecz z Mistrzem Estonii był typowym meczem dwóch połów. W pierwszej połowie bohaterem Rakowa był bramkarz, Kovacević, co tylko świadczy o przebiegu pierwszych 45 minut, a w drugiej wszedł piłkarz, który przez niektórych jest namaszczony na następcę Iviego Lopeza.

John Yeboah – mimo, że gra na innej pozycji i ma zgoła inne cechy niż Hiszpan – jest nadzieją dla częstochowskich kibiców na wypełnienie luki po liderze zespołu. Widać to było zresztą w drugiej połowie meczu z Florą Tallin, w której Niemiec z miejsca zrobił różnicę i przy jego wielkim wkładzie Raków zdominował rywala w tej części spotkania. Kiedy ten zawodnik odwiedził Łazienkowską w ostatniej kolejce minionego sezonu, można było zauważyć gołym okiem, że to piłkarz ponad Ekstraklasę. Czy jest warty 1,5 miliona euro, które za niego dali częstochowianie? Trudno ocenić, ale z pewnością na tego piłkarza trzeba będzie uważać, bo nie dość, że prezentuje wysokie umiejętności, to do tego ma duże chęci na pokazanie się w nowym zespole.

Nie odpuszczać i w końcu zdobyć trofeum

Wydaje mi się, że powyższe stwierdzenie padało za każdym razem przed każdym z ostatnich ośmiu meczów o Superpuchar, a i tak Legia musiała uznać wyższość rywali. Oczywiście, Superpuchar jest na najniższym stopniu priorytetów „Wojskowych” w nadchodzącym sezonie, ale dlaczego na wstępie podchodzić do nowych rozgrywek w nienajlepszych nastrojach? Wszakże kolejne trofeum w gablocie to nie tylko urozmaicenie bogatej historii klubu z Łazienkowskiej, ale i gwarancja podtrzymania dobrego nastroju przed startem rywalizacji o awans do europejskich pucharów.

Sędzią sobotniego spotkania będzie etatowa gwiazda polskich sędziów, Szymon Marciniak. W tamtym sezonie sędziował on 3 mecze Legii, w których „Wojskowi” zaledwie raz wyszli zwycięsko, a dwa razy ponieśli porażkę (jedną z nich była ta z Rakowem 0:4). Oby w tym sezonie Legia miała o wiele lepszy bilans z tym sędzią.

Mecz o Superpuchar odbędzie się w sobotę, 15 lipca o godzinie 20:10 w Częstochowie. Transmisja odbędzie się na antenie Polsatu i Polsatu Sport Extra oraz w legijnym Sports Barze.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana