Fot. Mateusz Czarneckie

Prawdziwy kapitan

Kapitan z krwi i kości, prawdziwy lider na boisku oraz poza nim, największa gwiazda zespołu Kosty Runjaicia – Josue Filipe Soares Pesqueira. W najbliższych dniach ma zostać ogłoszone porozumienie między Portugalczykiem a Legią w sprawie podpisania nowej umowy. Wszystko wskazuje na to, że Portugalczyk zostanie przy ulicy Łazienkowskiej na kolejny sezon, a może i dłużej. Zatrzymanie takiego zawodnika w stolicy to niewątpliwy sukces Jacka Zielińskiego jak i całego pionu sportowego Legii Warszawa. A jak wyglądał pobyt Josue w Legii od pierwszego dnia? Myślę, że to dobry moment, aby przypomnieć historię transferu Portugalczyka do Warszawy. Zachowując wszelkie proporcje – Josue dzisiaj to taki Conor McGregor polskiej Ekstraklasy, ludzie go nie znoszą, albo kochają, ale nie przechodzą obok niego obojętnie. Na dzisiaj to jedna z najbarwniejszych postaci naszej smutnej, polskiej ligi i warto przyjrzeć się jego sylwetce.

Trudne początki

Josue do Legii dołączył niespełna dwa lata temu przychodząc z izraelskiego zespołu – Hapoelu Beer Sheva, gdzie miał status klubowej gwiazdy. Z klubu odchodził jednak w nie najlepiej formie fizycznej i potrzebował tygodni na dojście do swojej optymalnej dyspozycji. W mediach społecznościowych pojawiało się sporo krytycznych głosów pod adresem zawodnika, całe szczęście Josue nie czytał jakim jest piłkarzem i czy nadaje się do tego zawodu, bo mógłby dosyć mocno zwątpić w swoje umiejętności. Portugalczyk do Legii trafił w lipcu, natomiast dopiero w końcówce sierpnia zaczął odgrywać istotniejszą rolę w zespole. W starciach ze Slavią Praga widać już było przebłyski i sporą głębie umiejętności technicznych Josue, problemem jednak na ten moment była motoryka i brak dynamizacji akcji w środku boiska – co dosyć szybko się zmieniło. Przygoda z Ekstraklasą nie zaczęła się najlepiej – już w 2.kolejce rozgrywek obejrzał czerwoną kartkę i przez kolejne 3 tygodnie zamiast grania w piłkę mógł skupić się bardziej na rozgrywkach w Call of Duty razem z Andre Martinsem i Rafą Lopesem. A jak było później? Z meczu na mecz coraz lepiej, Portugalczyk w rundzie jesiennej zaliczył 5 asyst i brał na siebie ciężar gry, podczas, gdy reszta piłkarzy głównie stała na boisku i nie była chętna do biegania za piłką. Granie w pojedynkę musiało być dosyć skomplikowane, jednak biorąc pod uwagę fakt, że po 20.kolejce Legia przegrała aż 14 spotkań, statystyka ostatnich podań u Josue i tak nie wyglądała najgorzej.

Wspólny język z Vuko

Powrót Serba na Łazienkowską był strzałem w dziesiątkę nie tylko pod kątem podniesienia drużyny mentalnie i sportowo, ale i też pod kątem zbudowania Josue. Wiosna była kapitalnym okresem w karierze pomocnika i to właśnie w zeszłym roku zaczął on notować najlepsze liczby w karierze. Aleksandar Vuković znalazł nowego rozgrywającego, którym był właśnie Josue i zrobił z niego największą gwiazdę zespołu. Trener zwolnił go z zadań defensywnych i nakazał skupić się głównie na ofensywie. Efekt? 2 bramki i 9 asyst w rundzie i kluczowy udział przy utrzymaniu w PKO Ekstraklasie. Do tego dochodzą dwa mecze w ramach Pucharu Polski, gdzie Portugalczyk strzelił gola i zaliczył asystę. Wydaje się, że to właśnie powrót klubowej Legendy na ławkę trenerską było punktem zwrotnym w karierze Josue przy Ł3, a w tym momencie – cytując klasyka – „coś przeskoczyło” nie tylko pod kątem piłkarskim, ale również i mentalnym.

Nowy sezon, nowe nadzieje

W lecie zeszłego roku w klubie nastąpiła rewolucja (do czego możemy być już przyzwyczajeni, pod rządami Dariusza Mioduskiego do takich rewolucji dochodzi średnio raz na rok). Nowym szkoleniowcem Wojskowych został Kosta Runjaić, a kadra została znacząco przebudowana. Po przyjściu niemieckiego szkoleniowca mówiło się, że ten nie jest przekonany co do Josue i jego stylu gry. Jak się skończyło? Od 3. kolejki zawodnik jest kapitanem pierwszej drużyny i wyprowadza zespół do każdego spotkania. Wejście w rozgrywki były obiecujące, jednak pierwsze liczby przyszły dosyć późno – dopiero w 6. kolejce Josue strzelił pierwszą bramkę w spotkaniu z Górnikiem Zabrze, natomiast pierwsza asysta w sezonie przyszła w spotkaniu z Miedzią Legnica, gdy fantastycznym golem popisał się Filip Mladenović. Od tamtego momentu ruszyło – w samym październiku Josue strzelił 4 bramki i dołożył jedno ostatnie podanie. Rundę zakończył z 5 trafieniami na koncie, dokładając dwie asysty. A gdy przychodzi wiosna i wszystkie zwierzęta budzą się do życia, a kwiaty rozkwitają – kwitnie również forma sympatycznego dżentelmena z Portugalii. 7 bramek i 3 asysty to dorobek jakim może pochwalić się kapitan i trzeba przyznać, że wynik ten robi spore wrażenie. Równy sezon na bardzo wysokim poziomie (szczególnie jak na realia Ekstraklasy) doprowadził Josue do nominacji do tytułu pomocnika oraz piłkarza sezonu w PKO Ekstraklasie.

Kontrowersja goni kontrowersję

Na wstępie wspomniałem o Conorze McGregorze – barwna postać, prawda? Ludzie widząc go raczej nie przechodzą obojętnie i podobnie jest w przypadku Josue, emocje jakie wzbudza zawodnik u fanów Ekstraklasy są równie skrajne, jednak nie wzięło się do znikąd. Josue na swoją reputację w Polsce długo pracował i najpierw musiało dojść do kilku „poświęceń” z jego strony, aby ludzie zaczęli podchodzić do niego w ten sposób. Głośno komentowanych wydarzeń z udziałem Portugalczyka było kilka, przypomnijmy sobie niektóre z nich:

Josue nie podaje ręki Łukaszowi Sekulskiemu po przegranym meczu z Wisłą Płock – sytuacja, która podzieliła kibiców Legii, bo reszta Polski raczej zgodnie uznała zachowanie kapitana za co najmniej niestosowne. Z racji, że takiego czynu dopuścił się zawodnik Legii sytuacja była grzana w mediach przez następne dwa tygodnie. Nie oceniając, bo nie możemy obiektywnie spojrzeć na sytuację nie wiedząc co Sekulski mówił wcześniej do Josue – trzeba przyznać, że sytuacja niecodzienna.

Papszun cry – w momencie celebracji zdobycia Pucharu Polski naśmiewanie się z rywala weszło na wyższy poziom. Sytuacja na tyle świeża, że chyba wszyscy ją doskonale pamiętamy – w szatni po spotkaniu finałowym z Rakowem Josue pokazując swoje niemałe zdolności aktorskie wyraził lekką niechęć do trenera Rakowa Częstochowa.

Napluł, czy nie napluł? – nie napluł, ale to nie przeszkadzało Górnikowi Zabrze mówić, że napluł. W meczu z Górnikiem przy Łazienkowskiej zremisowanym 2:2 występ Josue był komentowany w mediach przez kolejne kilka dni, niestety nie chodziło o świetny występ pod kątem sportowym, a raczej sytuacje, które na boisku zdarzają się dosyć rzadko, czyli oplucie rywala. Josue jak co spotkanie był prowokowany i prowokował rywali, jednak tym razem konflikt był na tyle zaawansowany, że praktycznie od początku meczu wszyscy skakali sobie do gardeł, szczególnie w końcówce spotkania. No i w tej właśnie końcówce dowiedzieliśmy się, że mogło dojść do momentu, gdzie Josue opluł rywala, jak się okazało – żadne nagranie nie potwierdzało tej tezy, ale temat był grzany w mediach dosyć długo.

fot. Mateusz Czarnecki

Do tego dochodzi masa sytuacji w meczach, gdzie Josue prowokuje swoich rywali. Oczywiście na boisku piłkarskim to codzienność, jednak w przypadku Portugalczyka częstotliwość starć z rywalami jest dużo większa nić u innych. Możemy łudzić się, że może Portugalczyk nabierze trochę pokory, ale to chyba taki charakter i na ostatnie lata kariery zapewne nic się w tej kwestii nie zmieni.

Wpływ na zespół

Nie wszystkie akcenty możemy odnotować w statystykach (dla takich podań jak z Rakowem – przeszywających dwie linie rywala, lub zagranie raboną z Lechem – przychodzi się na stadion), ale sam optyczny wpływ Josue na zespół jest kolosalny. Przez kapitana przechodzi praktycznie każda akcja Legii, najbardziej budujący jest jednak fakt, że rywale doskonale o tym wiedzą, jednak mimo to nie są w stanie przeciwdziałać. Taki piłkarz zawsze znajdzie lukę do podania i zauważy świetnie ustawionego kolegę, moment dekoncentracji i Legia może w każdej chwili dojść do sytuacji bramkowej. Zawodnik o takiej charakterystyce to skarb dla każdego szkoleniowca. Gdy porównamy Legię z Josue i bez niego widzimy dwie zupełnie inne drużyny, jakość gry bez Portugalczyka w składzie spada niczym aktualna wartość Cezarego Miszty na Transfermarkcie. Patrząc na statystyki szczegółowe można odnieść podobne wrażenie. Na poniższej grafice garść liczb Portugalczyka z obecnego sezonu. Wnioski? Kluczowy element układanki Kosty Runjaicia i tutaj widać, jak ciężko byłoby zastąpić kapitana w przypadku ewentualnego odejścia. Całe szczęście – wszystko wskazuje na to, że nie będzie takiej potrzeby.

Klucz do wygrania Pucharu Polski

Mam wrażenie, że pomijana jest kwestia tego jak Josue przyczynił się do końcowego triumfu w Fortuna Pucharze Polski. 5 spotkań – 3 bramki i 3 asysty. Trzeba przyznać wprost – bez Portugalczyka Legia nie włożyła by trofeum do gabloty – to właśnie on w kluczowych momentach robił różnicę. Wejście z ławki w Niecieczy i wykorzystanie rzutu karnego w ostatnich minutach spotkania, perfekcyjne dośrodkowanie do Carlitosa w dogrywce, koncert w Płocku i kolejne +2 w klasyfikacji kanadyjskiej, a na dokładkę gol i arcyważna asysta w Gdańsku. To właśnie błysk geniuszu kapitana dawał nadzieję w najtrudniejszych momentach, że nie wszystko jest stracone.

Szczególna więź z kibicami

Relacje na linii zawodnik – kibice w tym przypadku wydają się być bardzo zażyłe. Piłkarz zawsze pochlebnie wypowiadał się o widowni przy Łazienkowskiej i  niejednokrotnie zwracał uwagę na to jak istotna jest rola fanów na meczach domowych jak i wyjazdowych.

Kibice Legii? Tylko żyjąc w takich środowiskach, można zrozumieć, co oznacza to wsparcie. To jedna z najlepszych widowni, jakie kiedykolwiek widziałem w piłce nożnej 

– Josue w rozmowie z portugalskimi mediami, wywiad przetłumaczony przez Legia.net.

Wiemy, że większość kibiców będzie po naszej stronie. To mnie napędza do działania. W Polsce taka atmosfera i taki doping możliwy jest tylko w Legii Warszawa.

– Josue na konferencji przed finałowym spotkaniem Pucharu Polski, spisane przez Legia.com

Portugalczyk często po trafieniu do siatki podbiega do Żylety celebrując razem zdobyte bramki. Patrząc na konto zawodnika na Instagramie też można odnieść wrażenie, że więź między kapitanem a kibicami jest szczególna. Co chwilę możemy zaobserwować podziękowania dla fanów i sporą aprobatę w kierunku kibiców, gdy Josue wstawia kilkanaście relacji z dopingu po ostatnim gwizdku sędziego. Sytuacja może nie wydawać się bardzo znacząca, ale w świecie, gdzie praktycznie wszystko odbywa się w mediach społecznościowych warto ten fakt odnotować.

Dlaczego zatrzymanie kapitana było tak istotne?

Legia minimalizuje ryzyko klęski sportowej w perspektywie przyszłego sezonu. Najważniejszy element układanki zostaje i pomoże w walce o europejskie puchary, z jakim skutkiem – zobaczymy, ale w przypadku ewentualnej klęski nie będziemy przynajmniej godzinami analizować – co by było z Josue w składzie, tak jak choćby w przypadku sezonu 17/18 i sagi z odejściem Vadisa. Priorytetem Legii jest gra w europejskich pucharach co roku i już widać spore ciśnienie w klubie, aby dostać się do Ligi Konferencji, a zaoferowanie wysokiego kontraktu dla Josue tylko to potwierdza. Teraz wszystkie ręce na pokład i trzeba zrobić wszystko, żeby ten cel zrealizować!

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany