Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej uwagi akcjach. Dwa celne strzały, jeden gol. Godna docenienia skuteczność? Nie, impotencja ofensywna. Można byłoby na to przymknąć oko, gdyby nie fakt, że po raz kolejny zagraliśmy naiwnie, broniąc pół meczu prowadzenia praktycznie nie wychodząc z własnej połowy. Nie tędy droga Panie Feio, szczególnie zmiany polecamy inne. Tak, jest Pan u nas krótko. Trzeba było poczytać nasze dyskusje. Wiedziałby Pan, że Dias nie jest piłkarzem. A tak to mamy remis, który niczego nam nie daje.
Jedyna nowość to jakby większa agresja w grze, szybszy doskok. Działało póki były siły. Co prawda na niewiele konkretów się to przekładało, ale przynajmniej nie dawaliśmy grać rywalom. Gospodarze podchodzili wysoko, rzadko udawało nam się ominąć ich pressing. Wszołek niby wrócił na boisko, ale tak jakby go nie było. Kun pokazał się raz z przyzwoitym dośrodkowaniem. Za to na początku bardzo chciał coś odwalić Pankov i nagle szok. To on zaliczył asystę dośrodkowując na głowę Czecha, który w 17. minucie wyprowadził nas na prowadzenie. Pierwsza i przedostatnia okazja zakończyła się golem. I to by było na tyle naszej ofensywy. Jednak przynajmniej byliśmy równorzędnym rywalem w tej bezładnej z obu stron kopaninie. Na nic więcej liczyć nie mogliśmy ze słabo grającym Kapustką i przeciętnym dziś Josue.
Każdy kto obawiał się tego, że będzie powtórka z meczu z Jagiellonią może mieć gorzką satysfakcję. Druga połowa to było coś irracjonalnego. Może my jesteśmy słabo przygotowani fizycznie do wiosny. Jak inaczej wytłumaczyć to, że latem wygrywaliśmy w końcówkach, a teraz w tracimy gole? Jaka może być inna przyczyna oddawania pola przez całe 45 minut? Chyba tylko głupota. Po raz kolejny stopniowo cofaliśmy się coraz głębiej i testowaliśmy poziom naszego farta. Pomagał VAR i umiejętności siatkarskie Hładuna. Bardzo chcieliśmy pomóc debiutantowi w bramce rywala nie angażując go praktycznie do niczego. A przepraszam, raz urwał się Gual i uderzył niecelnie. Jak nie idzie robi się zmiany, prosta sprawa. A tam same tuzy i młodzież. Siedzieli nawet goście, których trudno nazywać piłkarzami, czyli Rosołek i Dias. Najpierw weszli Celhaka zmieniając Kapustkę i Rosołek za Czecha i Albańczyk niczego nie zepsuł. Rosołek biegał, skakał i tyle. Czyli nic, był czas się przyzwyczaić. I gdy wszyscy kibice czekali na Morishitę nowa miotła postanowiła być oryginalną i za Kuna wprowadziła postrach boisk i klubów nocnych, czyli Diasa. Jakiż to był występ, co za gracz, co za wahadło, co za umysł ścisły, który nie potrafi obliczyć toru lotu piłki. Dzięki temu Tudor miał czas i miejsce, aby w 82. minucie dośrodkować na głowę Crnaca. Hładun bez szans, dziękujemy. Dobranoc. Oj, byłbym niesprawiedliwy. W doliczonym czasie gry Gual miał piłkę meczową. Jego strzał z ostrego kąta w dobrej sytuacji obronił bramkarz. Oczywiście ten wynik to nie jest wina trenera. Trzy treningi nie mogły odmienić drużyny. Jednak wejście Diasa to sabotaż. W tabeli jest źle. Sześć meczów do końca, dwa punkty straty do pucharowego miejsca i trudny terminarz. Jednocześnie na trzecie miejsce mamy chętne cztery ekipy, a jutro do tej walki może dołączyć Górnik. Tylko dlaczego my się dziwimy? Dlaczego narzekamy? Bo jesteśmy Legia Warszawa? Tak, przemawia za nami historia potencjał miasta, kibiców, marketingu. Niestety nie idzie za tym jakość piłkarska. Po prostu nie mamy zawodników, których umiejętności pozwoliłyby na walkę o poważne cele. Tak na spokojnie. Bramkarze słabi, w obronie praktycznie zawsze ktoś zaliczy kwas. Josue, Elitim, Gual nie mają zmienników. Kun słaby, Morishita bez konkretów, Wszołek z wahaniami formy i bez zmiennika. Dobrze, że przebudził się Czech, bo bez tego gralibyśmy bez napastnika. Wejścia Rosołka oznaczają grę w osłabieniu. Dlatego nie dziwmy się, że jesteśmy na wstydliwym szóstym miejscu. Halo, Dyrektorze Jacku, powiedz otwarcie – jesteśmy biedakami, jeśli nie, to znaczy, że Pan jest nie na swoim miejscu.