kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Dość długo sytuację ligową pudrowały imponujące występy w Europie. Mogłoby się wydawać, że w czwartki grała całkowicie inna drużyna – wciąż pełna ambicji i heroizmu rzucająca wyzwanie chociażby AZ Alkmaar czy Aston Villi. I wszystko to po to, aby później przyjąć „czwórkę” we Wrocławiu z przeciętnym Śląskiem albo skompromitować się u siebie 1:3 ze Stalą Mielec. Stalą Mielec, oddająca w meczu 3 strzały. Wtedy jednak wydawało się jeszcze, że z sytuacją kadrową i graniem na kilku frontach trenerowi Runjaicowi uda się wyjść z ligowej stagnacji, drużyna zacznie znowu punktować na miarę ambicji Legii Warszawa i wszystko jakoś się ułoży. Niestety, ale po drodze „udało się” pozbyć jednego frontu i odpaść po słabym meczu w Kielcach z Pucharu Polski już w 1/8 finału, aby już 2 miesiące później odpaść również z 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. Została tylko liga.

I gdy taki klub, jak Legia Warszawa znajduje się w sytuacji grania jednego meczu w tygodniu. kibice nakręcają się dodatkowo, bo wierzą, że ich ukochany klub rozstawi teraz rywali po kątach i początkowo odrobi straty do lidera, aby następnie odjechać reszcie tabeli. Co może pójść nie tak? Na to pytanie najlepiej powinien odpowiedzieć obecny dyrektor sportowy, któremu wszystkie statystyki się zgadzają i w ogóle to dobrze chłopaki grają, piłeczka jakoś chodzi, czasem coś wpadnie z przodu, czasem z tyłu. Jednak najważniejsza dla kibiców statystyka ewidentnie się nie zgadza, a tego Jacek Zieliński zdaje się nie zauważać. Strzelone gole i zdobyte punkty. Od lutego br. Legia Warszawa zdobyła 14 na 27 możliwych punktów. Średnio 1.55pkt/mecz. Czy tak punktuje drużyna z ambicjami do zdobycia Mistrzostwa Polski? Być może ambicje w drużynie spadły do poziomu prezentowanego przez Maćka Rosołka w jednej z wypowiedzi po ZREMISOWANYM U SIEBIE meczu z Puszczą Niepołomice.

Warto jednak zatrzymać się przy duecie Zieliński – Runjaic. Który z nich ponosi większą winę za obecny stan rzeczy? Dość długo mogłoby się wydawać, że to trener całkowicie odpowiada za wyniki i z całą pewnością nie jest to kłamstwo. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, jak piekarz ma upiec chleb, gdy dostawca nie dowiózł składników? Zdecydowanie w całej tej sytuacji mówi się o kompromitacji dyrektora sportowego w ostatnim czasie. Oczywiście trzeba docenić Pana Jacka za pozbycie się takich artystów jak Kharatin, Rose, czy Pich.  Jednak patrząc na aktualną sytuację kadrową, ciężko mówić o równowartościowych zmiennikach, zaciętej rywalizacji na pozycjach, czy ewidentnych liderach drużyny (pomijając Josue, ale to temat na inną dyskusję). A nie dotarliśmy jeszcze do crème de la crème tej sytuacji, czyli pozbycia się dwóch wiodących postaci z drużyny. Wszyscy wiedzą, ile dla Legii znaczyli Bartosz Slisz i Ernest Muci. Obaj miewali wzloty i upadki, ale dopiero teraz widać, jak bardzo ich odejścia osłabiły drużynę. I oczywiście, że oferty za obu były lukratywne. Jednak przy zarobieniu takich kwot na piłkarzach, warto by było załatać dziury po obu zawodnikach. Albo chociaż po jednym. Ale nie Qendrimem Zybą, bo następcy Muciego wciąż nie znamy.

W całej sytuacji najbardziej szokuje brak otwartego stwierdzenia stanu faktycznego, w którym się znaleźliśmy, jako Legia Warszawa. Zamiast tego mamy ciągłe pudrowanie wyników statystykami, kolejne soldouty i fantastyczną atmosferę na trybunach. I nawet dziennikarze, którzy kiedyś wydawało się byli najbardziej obiektywnymi i rzetelnymi w swojej branży w temacie Legii ostatnio jakby zatracili swoją charyzmę i stanowczość – dobry przekaz z klubu leci i dobrze chłopaki robią, a o tym, jak jest rzeczywiście to niedobra jest mówić. Może się wydawać, że odpowiedzią i jednocześnie lekarstwem na wszystkie smutki i cały tekst będzie zmiana trenera na Goncalo Feio – człowieka, który wydaje się mieć ambicje na poziomie Legii Warszawa. Czy uda się jednak obiektywnie ocenić jego pracę i wkład w najbliższym czasie? Ciężko stwierdzić, bo w aktualnej sytuacji najważniejsze będą dopisywane punkty w ligowej tabeli. My jako kibice wciąż będziemy bezgranicznie wierzyć w końcowy sukces i wspierać Klub, bo piłkarze, trenerzy, dyrektorzy się zmieniają, ale jedno pozostaje niezmienne – Legia to My.

Krzysztof

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana