augustyniak gol i druzyna slask

Z piekła do przyzwoitości

Po pierwszych dwudziestu minutach cieszyłem się z tego, że to już ostatnia kolejka. Jeśli miałbym oglądać kolejne tego typu popisy naszych grajków odczuwałbym to, co rodzice bohaterów kanału Matura to bzdura – wstyd, porażka, zażenowanie. Na szczęście Legioniści się przebudzili i strzelając trzy gole zachowali przyzwoitość. Powiedzmy sobie otwarcie, pokonanie Śląska w obecnym sezonie to dla nas taki sam obowiązek, jak dla lekarza posiadanie barku pełnego koniaków.

Już w pierwszej minucie Tobiasz musiał wysilić się przy strzale z dystansu. Zresztą przez pierwsze 240 sekund praktycznie nie dotknęliśmy piłki. Gra bez szacunku dla kibiców nie mogła skończyć się bez konsekwencji. W 6. minucie Yeboah nie pierwszy i nie ostatni raz ograł naszych defensorów, podał do Exposito, a ten mocnym strzałem pokonał Tobiasza. O ile można dyskutować, czy nasz bramkarz mógł w tej sytuacji zrobić coś więcej to za chwilę pokazał klasę. Najpierw zatrzymał Yeboaha w sytuacji na sam na sam, za moment obronił strzał z bliska.

Zaczęliśmy grać mniej więcej po dwudziestu minutach. Wzięliśmy piłkę i spychaliśmy gości coraz głębiej pod ich pole karne. Strzał Josue jeszcze został zablokowany. Główka Rosołka była jeszcze zbyt mało precyzyjna, jeszcze Muci niedokładnie wykładał piłkę Wszołkowi. W końcu Augustyniak uderzył z dystansu i dzięki rykoszetowi zdobył gola w 37. minucie. Poszliśmy za ciosem. W 44. minucie z prawej strony dośrodkował Slisz wprost na nogę Rosołka, który zapakował piłkę do bramki.

fot. Mateusz Czarnecki

Mecz zamknęliśmy tuż po rozpoczęciu drugiej połowy. Z rzutu rożnego Josue dośrodkował wprost na głowę Augustyniaka, który ustrzelił dublet. Zmazuje to jego winy w postaci bycia ogrywanym przez Yeboaha. Do końca meczu Śląsk chciał, ale nie umiał, a my trzymaliśmy piłkę. Gdyby nie brakowało precyzji w rozegraniu strzelilibyśmy pewnie więcej goli. Niestety nie udało się. Odnotujmy więc kilka innych ważnych kwestii, nie zachowując porządku chronologicznego. Zadebiutował Jędrasik. I bardzo dobrze, każdy młody gracz na boisku cieszy. Cały mecz zagrał Strzałek i szansy nie wykorzystał. A może oczekujemy od niego zbyt wiele? Gorszy od Kapustki z ostatnich meczów nie był. Rozgrywał czasami nawet poprawnie. Oddał jeden groźny strzał. Tyle tylko, że trzykrotnie rywale odebrali mu piłkę w banalny sposób. Raz mogło się to skończyć stratą gola po kontrze. Chwaliłem młodego, musi on jednak nabrać tężyzny fizycznej i unikać wpadania na rywali. Wyśmiewany Rosołek łapie liczby. I fajnie. Krytykowałem chłopa, teraz jednak robi to co należy do napastnika. Jednak czy ma potencjał na kilkanaście goli w sezonie i tym samym może pełnić rolę podstawowego napastnika? Wątpię w to tak samo jak w spadek wysokości mojej raty za mieszkanie. Kramer z każdym meczem lepiej. Umie nawet w biegu minąć rywala. Fakt, że chodzi o gościa udającego piłkarza, ale jednak. Coś ten nasz wielkolud może w sobie mieć. Byleby zdrowie było. Josue podpisany. I super, co chłop za piłki rzuca, to takiego zastępcy nie znajdziemy. Jeśli mu się tylko chce to przerasta ligę. Oby po podwyżce mu się nie odechciało. I jeszcze pan Baku. W kolejnym meczu zaczął bardzo źle. Potem jednak zabierał się co i raz dynamicznie do przodu. Tyle tylko, że nadal bez efektu.

fot. Mateusz Czarnecki

Podsumujmy przed nowym sezonem. Bramka obstawiona, środek obrony potrzebuje jednego mocarza, Rose żegnamy. Lewe wahadło – Kun i Mladenović (?) może być. Prawe, Wszołek nie ma rywala, Baku musiałby przejść metamorfozę jak chaty u Dowbor. Potrzebny transfer. Środek jest, Slisz, Josue, Kapustka (?), Sokołowski, Muci. No dobra, ktoś tu jest potrzebny. Charatinie, odejdź chłopie. Atak, tu jest problem. Potrzebujemy goście gwarantującego naście goli w sezonie. Nie mamy takiego. Carlitos się zepsuł. Czech dziadzia, Rosołek i Kramer niepewni. Przychodzi jednak Gual, który powinien być dużym wzmocnieniem.

Tak to widzę i nie są to jakieś bardzo wymagające potrzeby. Przedstawiłem absolutne minimum, jeśli mamy grać na trzech frontach i walczyć o tytuł.

Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 3:1 (2:1)

Gole: Augustyniak (37’), Rosołek (44’),  – Exposito (8’)

Żółte kartki: Ribeiro (41’), Jędrzejczyk (55’), Josue (76’) – Schwarz (30’) 

Legia Warszawa: Tobiasz – Nawrocki (Jędrzejczyk 45’), Augustyniak, Ribeiro – Wszołek, Slisz (Sokołowski 65’), Josue, Strzałek, Baku – Muci (Kramer 65’), Rosołek (Jędrasik 88’)

Śląsk Wrocław: Leszczyński – Konczkowski, Bejger, Verdasca (Poprawa 79’), Garcia – Yeboah, Szchwarz (Łyszczarz 87′), Rzuchowski (Olsen 65’), Leiva (Jastrzembski 78’), Samiec-Talar (Szwedzik 78’) – Exposito 

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana