johanson wszolek lechia

Zakazać importu drewna ze Szwecji

Jesteś w robocie. Razem z kolegami tyrasz jak głupi nad jakimś projektem. Nawet dobrze ci idzie. Lepiej niż przy ostatnich kilku projektach, wręcz najlepiej od dawna. Czujesz, że to trudne zadanie zakończycie sukcesem. I wtedy przychodzi on, psuj ze Szwecji i całą waszą robotę wyrzuca do kosza. Trudno, robicie jeszcze raz, szybko nadrabiacie straty i co się dzieje? Ten sam Szwed robi to samo, niszczy wysiłek kolegów raz jeszcze i to bardziej widowiskowo. Zaczynasz się zastanawiać. Wszyscy przecież wiedzą, że on nic nie potrafi, ale menago uparł się, że to właśnie on ma robić przy projekcie i to w nie swoim obszarze kompetencji. Strach brać się za kolejne.

Wyjazdowy mecz z, biorąc pod uwagę tabelę, trudnym rywalem i porażka. Co za niespodzianka! Nikt się tego nie spodziewał. Mniej widowiskowa niż te w Krakowie i Częstochowie, ale wychodzi na to, że nie potrafimy grać z ogarniętymi przeciwnikami. Co z tego wynika? To, że na Mistrza nie ma co liczyć, może na 4-te miejsce, dające przy korzystnym zbiegu okoliczności pucharowe eliminacje. Czy to zaskoczenie? Hmmm… zastanówmy się. Gdy przychodził Pan Kosta miałem do niego jedno „ale”. Takie, że nie potrafi wygrywać ważnych meczów. I jak zawsze miałem rację. Tylko trzeba dopisać jeszcze drobnym druczkiem zastrzeżenie – wrażliwy Niemiec nie umie także w po prostu trudne spotkania.

A mogło być dziś inaczej gdyby nie jego decyzje personalne. Zagraliśmy fragmentami najlepszy mecz od dawna. Wyszliśmy na gospodarzy, jak zapowiadał Rosołek, wysoko i bardzo szybko odbieraliśmy im piłkę konstruując kolejne ataki. Aktywni byli wahadłowi Wszołek i Mladenović, wreszcie przebudził się Carlitos (z tym, że przede wszystkim na pierwszy kwadrans). Graliśmy dynamicznie. Piłka co i raz trafiała w pole karne gospodarzy. Szansę na zdobycia gola głową miał Rosołek, próbował też strzału z woleja. Były strzały z dystansu. Slisz zaryglował środek pola i zrobił to za dwóch, bo za partnera miał niewidzialnego Sokołowskiego. Były nawet celne, dalekie przerzuty. Gracze z Płocka pierwszy raz wyszli dobrze spod pressingu w 18. minucie i od razu mogli strzelić gola, ale Lewandowski strzelił nad bramką. Do 20. minuty wykonywaliśmy pięć rzutów rożnych, niestety nic z nich nie wynikało. Takie granie skończyło się po dwóch kwadransach i trudno mieć pretensje. Nie da się na takim tempie grać przez cały mecz. Do głosu zaczęli dochodzić gospodarze, ale bez konkretów. Do przerwy bez goli.

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Skoro było tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Druga połowa była już bardziej wyrównana. Jednak w 56. minucie Szwed zamiast kryć Lewandowskiego pilnował powietrza i napastnik gospodarzy dobrym strzałem głową nie dał szans Tobiaszowi. Już sześć minut później był remis. Faulowany w polu karnym był Mladenović. Jedenastkę na gola zamienił Josue i wszystko było w naszych nogach i głowach. Za chwilę groźnie strzelał Carlitos. Kilka minut później Kramer pokazał, że grać głową nie umie, trafiając z kilku metrów w bramkarza po świetnym dograniu Slisza. Niewykorzystane sytuacje się mszczą. W 73. minucie nasz szwedzki przyjaciel na własnej połowie zagrał do rywala. Gospodarze wykorzystali okazję do kontry perfekcyjnie i Sekulski zdobył zwycięskiego gola.

Nie byliśmy już w stanie nic zrobić, a końcówka to niestety powód do wstydu. Gospodarze kradli czas prowokując faule jakby grali z dziećmi. Nie byliśmy w długim doliczonym czasie gry podejść pod ich pole karne, a przy takim wyniku gospodarze powinni być wciśnięci we własną szesnastkę. Tymczasem gra toczyła się pod naszym polem karnym. Oddzielny temat to Baku. Wszedł w 82. minucie i popsuł wszystko co mógł. Nie zaliczył żadnego dobrego zagrania, ani jednego. Tym samym dopisał kolejny rozdział do swojej autobiografii pod tytułem „Jak grałem w polskiej Ekstraklasie, nie będąc nawet piłkarzem”. Wynik miał ratować też Kapustka, ale o jego grze nie chce mi się pisać. Zresztą nie ma o czym, bo nic nie zrobił.

Mówi się trudno i jedziemy dalej? Nie, to nie to miasto i nie ten Klub. Dlaczego zagrał Szwed, a nie Rose? To ten drugi dawał ostatnio dobre zmiany. Skąd pomysł na Sokołowskiego? W czym jest lepszy od Charatina? Miał jakiś dobry mecz u nas? Ktoś powie, że był progres w grze, tylko wynik się nie zgadza, a gdy był wynik, to styl mi się nie podobał. A trener nie odpowiada za to, że Kramer nie strzelił. Wszystko prawda, tylko jest jedna niepokojąca jednak sprawa. Gdy gramy z kimś silniejszym niż banda drewna to jest w plecy. Weźmy pierwsze dziewięć (nie licząc nas) drużyn z obecnego układu tabeli. Graliśmy z siedmioma. Bilans 3-1-3. Istne szaleństwo. I niech was nie zmylą statystki z dzisiejszego meczu. Dobrego stylu było z pół godziny. Mieliśmy oprócz gola tak naprawdę jedną klarowną sytuację. Tak, jest postęp. Graliśmy bardziej do przodu, było sporo celnych strzałów. Tyle, że zazwyczaj brakowało kropki nad i, a strzały lądowały głównie w koszyczku bramkarza.

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Żeby nie było, że tylko trener jest winny. Niestety, jak pokazują kolejne mecze, na ławce hula wiatr jeśli chodzi o jakość. I to jest problem, który w długim okresie zdecyduje o tym, że na koniec sezonu spektakularny sukces nam nie grozi.

Wisła Płock – Legia Warszawa 2:1 (0:0) 

Gole: Lewandowski (56’), Sekulski (74’) – Josue (62’) 

Żółte kartki: Szwoch (30’), Lesniak (87’) – Josue (30’), Rosołek (34’), Baku (90’ +6’), Mladenović (90’ +7’)  

Wisła Płock: Kamiński – Sulek (Drapiński 79’), Rzeźniczak, Chrzanowski, Krivotsyuk – Furman – Davo (Warchoł 74’), Rasak (Pawlak 59’), Wolski, Szwoch (Lesniak 74’) – Lewandowski (Sekulski 59’)

Legia Warszawa: Tobiasz – Johansson (Baku 82’), Jędrzejczyk, Nawrocki – Wszołek, Slisz, Sokołowski (Kapustka 65’), Mladenović, Josue – Rosołek (Kramer 65’), Carlitos

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej