ultras oprawa legia widzew

Tylko wyniku żal

Byliśmy lepsi przez większość meczu. Graliśmy intensywnie, technicznie, z polotem. Oglądało się to z przyjemnością. Taką Legię chcę oglądać. Poza tymi kilkoma momentami przez które straciliśmy dwa punkty, przez co strata do lidera powróciła do wymiaru z początku rundy. Zabrakło szczęścia i dyscypliny w jednym momencie. Chociaż nie, to nie była kwestia szczęścia. Nie lubię tego pojęcia, jeśli chodzi o sport. Można było ten mecz zamknąć wcześniej, a analizując głębiej znowu podarowaliśmy rywalom bramki. Nie narzekajmy jednak zbyt mocno. Obydwie drużyny grały w piłkę, co jest rzadkością w naszej lidze. Gdybyśmy wygrywali wszystko dziś patrzylibyśmy na rywali ze szczytu tabeli. Niestety, z tyłu jesteśmy gorsi, niż przodu. Co martwi, notujemy kolejny mecz bez zwycięstwa u siebie.

Pierwsze dziesięć minut to dobra gra Widzewa. Pawłowski dwa razy ograł zbyt łatwo Nawrockiego i mógł nas „napocząć”. Kolejne dwa kwadranse to Legia jaką zawsze chcę oglądać. Goście, bądź co bądź drużyna z czuba tabeli, nie byli w stanie przekroczyć linii środkowej. Zbieraliśmy wszystkie drugie piłki. Nawet jeśli atak nie wyszedł za chwilę, był ponawiany. Widać było rękę trenera. Widzew został przeczytany jak Tora przez Rabina. Po tym jak w 18. minucie Kapustka zagrał asystę klasy światowej na głowę Wszołka wydawało się, że kolejne gole będą kwestią czasu. Nawrocki dochodził do strzałów głową. Muci zamiast w dobrej sytuacji strzelać, czekał na obrońcę. Kilka razy brakowało tylko ostatniego podania. Widzew obudził się na ostatnie pięć minut pierwszej części gry, ale nic konkretnego z tego nie wyszło.

Fot. Mateusz Czarnecki

Pierwsze dziesięć minut po przerwie znowu dla nas. W konkretach oznaczało to jednak tylko szansę Kapustki, jednak jego strzał zablokował obrońca. Trzeba jednak tu podkreślić to, że w tym czasie goście pod naszym pressingiem nie byli w stanie zrobić absolutnie niczego. Nagle jednak coś się naszym graczom poprzestawiało, albo Widzew przypomniał sobie o wadze tego meczu i zaczął dochodzić do głosu. U nas mnożyły się niedokładności i Hładun musiał udowadniać to, że nie zardzewiał w czasie długiego rozbratu z bramką. Udawało się do 70. minuty, gdy za łatwo dopuściliśmy do dośrodkowania z naszej lewej strony. Piłka przeleciała przez pole karne i z bliska głową gola strzelił Hansen. Mecz otworzył się jeszcze bardziej i po sześciu minutach znowu prowadziliśmy. Dośrodkowywał Wszołek, a Hanousek uprzedził Strzałka, precyzyjnie umieszczając piłkę we własnej bramce. Krótka to była radość. Świetny mecz rozgrywał, co mogło wielu zdziwić, w tym mnie, Sokołowski, który zastąpił Slisza. Niestety, tylko do 83. minuty. Wówczas, naprawiając swój głupi błąd, wyciął rywala przed naszym polem karnym. Strzelał Pawłowski, w murze piłkę podbił Wszołek, czym zmylił Hładuna i rywale wyrównali. Oczywiście, pech po naszej stronie. Jednak ten gol był bezpośrednim następstwem głupiego zagrania naszego zawodnika.

Fot. Mateusz Czarnecki

Do końca meczu szanse miały obydwie ekipy. Dwukrotnie strzelał Nawrocki, zarówno głową, jak i nogą, blisko zwycięskiego trafienie przewrotką był Sokołowski. Nie pomogli Pekhart, ani wracający po przerwie Carlitos. Zresztą Hiszpan pokazał głównie straty na groźne kontry. Goście kilkukrotnie groźnie szarżowali. W ostatniej akcji zapachniało powtórką z okrutnej historii.

Na koniec jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to uwaga ogólna. Ten mecz był bardzo dobrym widowiskiem. Rywale grali fair, bez lagowania. Okazuje się, że można. Trudno oprzeć się wrażeniu, że młodzi trenerzy idą w tę stronę i bardzo dobrze. Powiew nowoczesności w miejsce szukania wyniku w kopaniu rywali i tzw. prostych środkach. I tu płynnie przechodzimy do drugiej sprawy. Także młodzi piłkarze są już inaczej szkoleni. Wystarczy popatrzeć na Strzałka. Chłop zagrał 24 minuty. W tym czasie pokazał coś co jeszcze nie tak dawno u polskich ligowców było rzadkością, zresztą u tych starszych dzisiaj jest nadal nieczęste. Nie boi się wchodzić w drybling – to raz. Ale co ważniejsze – nie panikuje z piłką pod naporem rywala, świetnie się przy niej utrzymuje. Pod tym względem naprawdę przypomina Josue. Musi jeszcze popracować nad szybszym podejmowaniem decyzji przy podaniach.

Fot. Mateusz Czarnecki

Punktów szkoda, perspektywa mistrzostwa odjeżdża. Jednak jest na czym budować. Brakuje niewiele do tego, abyśmy takie mecze jak dziś pewnie wygrywali. Przede wszystkim potrzebny jest do tego brak rewolucji kadrowej latem. A na ten moment trzeba pozbyć się tej nonszalancji przy rozegraniu, kiedy prowadzimy.

Legia Warszawa – Widzew Łódź 2:2 (1:0)

Gole: Wszołek (18’), Hanousek s. (76’) –  Normann (70’), Pawłowski (83’)

Żółte kartki: Ribeiro (63’), Sokołowski (81’), Mladenović (82’) – Sanchez (85’), Zjawiński (90’ +1’) 

Legia Warszawa: Hładun – Nawrocki, Jędrzejczyk, Ribeiro – Wszołek, Sokołowski, Josue, Kapustka (Carlitos 86’), Mladenović – Muci (Strzałek 68’), Rosołek (Pekhart 59’)

Widzew Łódź: Ravas – Stępiński, Szota, Żyro – Milos, Hanousek, Letniowski (Kun 59’), Cigankis (Shehu 79’), Terpiłowski (Normann 59’), Sanchez, Pawłowski (Zjawiński 90’ +1’)

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej