mori2

Ryoya Morishita, czyli nowy „motorek” na legijnym skrzydle

Zanim zdążyliśmy zacząć porządnie ponarzekać, że klub ociąga się ze znalezieniem zmiennika dla totalnie wyeksploatowanego Pawła Wszołka, tuż przed Bożym Narodzeniem zaserwowano nam zaskakującą informację o sprowadzeniu Ryoi Morishity. Jeśli wszystko wypadnie pomyślnie podczas testów medycznych, na wiosnę będziemy oglądać pierwszego w historii Japończyka w barwach Legii.

Mówiąc Japonia myślisz samurajowie. A tu przychodzi mi na myśl scenka sprzed ponad 11 lat, kiedy w meczu ze Śląskiem Wrocław, ostatnim w 2012 roku, był problem z wprowadzeniem Jorge Salinasa (kogo?) na boisko:

– Jan Urban: Dlaczego nie ma zmiany?

– Techniczny: Muszę sprawdzić…

– Jan Urban: Szybciutko. Myk, myk, myk. Co tu masz sprawdzać? Patrz – koka ma. Samuraj.

I tu chyba kończą się powiązania między Legią a krajem kwitnącej wiśni, jakie przychodzą mi na myśl. No dobra, żarty na bok. Tandemowi odpowiadającemu obecnie za transfery na Łazienkowskiej, a więc Zieliński-Mozyrko trzeba oddać jedno – szybkość w działaniu. Podczas gdy okienko transferowe w naszym kraju dopiero się otworzy, Wojskowi dokonali już pierwszego ruchu na bardzo newralgicznej pozycji, która jak pokazała jesień, musi zostać koniecznie wzmocniona. Koncepcja pt. „Makana Baku jako rywal dla Pawła Wszołka” kompletnie nie wypaliła i sprowadzenie reprezentanta Japonii jest klasycznym wotum nieufności względem Niemca. A jak wypada nasz nowy nabytek na przysłowiowym papierze? Dość obiecująco.

Nie ma co się oszukiwać, że ktokolwiek z nas kibiców wcześniej słyszał nazwisko Morishita, ale przyglądając się jego statystykom, regularności jeśli chodzi o liczby i mając na względzie fakt, że zaczął ocierać się o reprezentację Japonii, to parafrazując scenę z „Kiler-ów Dwoch” można śmiało stwierdzić – Stefan, to nie jest leszcz.  

Kariera 26-latka na dobre wystartowała w sezonie 2020 (liga japońska gra systemem wiosna-jesień). W barwach Sagan Tosun w J League wystąpił w 33 meczach zdobywając 3 bramki i notując 2 asysty. Zagrał także jedno spotkanie w Pucharze Ligi. Na początku 2021 roku przeniósł się do Nagoya Grampus, ale początek w nowym klubie był dla niego trudny. W 13 meczach na boisku pojawił się zaledwie raz, zaliczając 36 minut w przegranym meczu z… Sagan Tosu. Dodatkowo pięciokrotnie nie znalazł się kadrze meczowej. Ostatecznie ówczesną kampanię zakończył z 38 meczami i 2 asystami we wszystkich rozgrywkach (J League, Puchar Ligi, Puchar Cesarza, Azjatycka Liga Mistrzów). Sytuacja Morishity uległa zmianie po przyjściu nowego trenera – Włocha Massimo Ficcadentiego zastąpił Kenta Hasegawa, który zaczął stawiać odważniej na nowego Legionistę. W sezonie 2022 skrzydłowy zagrał w 32 meczach ligowych, strzelił 1 bramkę i zanotował 2 ostatnie podania. 18 razy spędził na placu gry pełnie 90 minut. Wystąpił także łącznie w 10 meczach Pucharu Ligi i Pucharu Cesarza (1 gol).

Wydaje się jednak, że przełomowym sezonem dla Morishity był ten, który niedawno się zakończył. W 33 spotkaniach J League zdobył 4 gole i zaliczył 4 asysty. Najczęściej występował jako lewy wahadłowy, ale trener ustawiał go także z prawej strony. W pełnym wymiarze czasowym zagrał aż 27 razy. Zanotował także 9 występów w Pucharze Ligi oraz Pucharze Cesarza (1 gol). 15 czerwca zadebiutował w reprezentacji Japonii w wygranym 6:0 meczu z Salwadorem (90 minut jako lewy obrońca), a 1 stycznia 2024 przywdział narodowe barwy po raz drugi (68 minut jako lewy obrońca w wygranym 5:0 starciu z Tajlandią). Choć był w szerokiej kadrze na Puchar Azji, to ostatecznie nie pojedzie na turniej, jednak dla Legii to akurat dobra informacja, bo to oznacza, że weźmie udział w przygotowaniach do rundy wiosennej.

Tyle suchej statystyki. A co jeszcze można powiedzieć o prawdopodobnym nowym nabytku Wojskowych? Oddajmy głos ekspertowi, czyli użytkownikowi JapońskaPiłka –

Na duży plus szybkość i drybling, przy kontrach potrafi ładnie obiec rywala, w całej lidze miał 5. miejsce pod względem ilości sprintów. Może grać i z prawej i z lewej strony, ma też dobre dośrodkowania – mierzone, wydaje się, że nie wrzuca „na pałę”. Często też schodzi do środka i wbiega w pole karne na zamknięcie akcji, choć z celnością strzałów bywa różnie. W obronie raczej solidnie, choć moim zdaniem lepiej sobie radzi w ofensywie. Mi jego gra kojarzy się trochę z Yuto Nagatomo z czasów Interu, taki „motorek”. Może trochę podobny styl do Wszołka?

Trzeba przyznać, że to recenzja co najmniej optymistyczna, a biorąc pod uwagę fakt, że jak twierdzi Jacek Zieliński klub obserwuje azjatycki rynek od 1,5 roku to jest szansa, że „wyciągnęliśmy” naprawdę ciekawego piłkarza z bardzo pożądanymi w stolicy cechami, które charakteryzują Japończyków – pracowitością, sumiennością i brakiem skłonności do marudzenia. A dodatkowo wygląda na to, że Morishita jeszcze przed przyjazdem trochę zakochał się w Warszawie, a dokładniej w atmosferze na trybunach. To chyba dobry znak.

Zostaje nam więc tylko czekać na pomyślne testy, podpis na kontrakcie i debiut pierwszego legijnego samuraja.

Źródła: X/@JapońskaPiłka, transfermarkt.pl

Fot. www.bola.com

Dawid Ziółkowski

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy