Ariel Borysiuk

Ariel Borysiuk: Nie sądzę, żeby Tobiaszowi odbiła sodówka.

Ariel Borysiuk był w Legii w różnych momentach historii tego klubu. Szatnię dzielił z piłkarzami i trenerami, którzy byli wielkimi osobowościami. Pod koniec kariery zaczął udzielać więcej wywiadów, których uwaga skupiała się na jego zagranicznych występach. Postanowiłem się z nim spotkać i porozmawiać wyłącznie o Legii. Nie tylko po to, żeby powspominać jego czas przy Łazienkowskiej, ale też po to, żeby zapytać go o ocenę obecnej sytuacji.

Jest rok 2007. Dostajesz ofertę od Legii i – mimo, że pochodziłeś z miejsca, gdzie sprzyja się „Wojskowym” – nie rzucasz wszystkiego i od razu nie przystajesz na ofertę Marka Jóźwiaka.

Tak, w tamtym momencie miałem multum propozycji z różnych zakątków Polski. Jak wróciłem z turnieju we Francji to przemyśleliśmy wszystko z rodzicami i ze starszym bratem, który od zawsze miał duży wpływ na moje piłkarskie decyzje. Po konsultacji z klubem zdecydowaliśmy się zaakceptować ofertę Legii.

Na 3 dni przed podpisaniem kontraktu pojechaliśmy na rozeznanie do Warszawy. Trenowałem z jedynką, drugiego dnia z rezerwami. Po powrocie było dla mnie jasne, że Legia to właściwy wybór.

Mówiłeś o bracie, który miał wpływ na Twoje decyzje. W innych wywiadach często go wspominasz, jako wielkiego fana „Wojskowych”.

Pamiętam historię, którą mi odpowiadał z jego wycieczki do Krakowa, kiedy na starówce wyjął szalik Legii. Miał wtedy 10 może 12 lat. Wychowawca od razu mu zwrócił uwagę, że to nie jest odpowiednie miejsce na eksponowanie swoich sympatii klubowych. To pokazuje, że od małego był zapalonym Legionistą. On jest rocznikiem 83’, więc pamięta zarówno gorsze chwile, jak i czasy świetności Legii.

Ty za to na ścianie swojego pokoju miałeś wywieszone plakaty piłkarzy z zagranicy.

Tak. Moim klubem od dziecka był Manchester United, jednak koniec końców brat mnie zaraził miłością do Legii i kiedy pojawiła się propozycja z Łazienkowskiej, nie brał niczego innego pod uwagę.

Kiedy przeprowadzałeś się do Warszawy, Legia miała kryzys. Sezon zakończyła na trzecim miejscu, ze stanowiskiem szkoleniowca pożegnał się obecny dyrektor sportowy, Jacek Zieliński. Było to po meczu na Łazienkowskiej, kiedy Zagłębie Lubin prowadzone przez Czesława Michniewicza zdobyło Mistrzostwo Polski. Tuż po podpisaniu kontraktu miał miejsce jeszcze incydent w Wilnie w drugiej rundzie Pucharu Intertoto.

Klimat wokół Legii był niewesoły, mimo, że zespół dobrze wtedy wystartował pod wodzą Jana Urbana, notując 7 wygranych z rzędu. Co z tego, skoro Wisła też wówczas wygrywała?

Ja wtedy grałem w Młodej Ekstraklasie – to był inaugurujący sezon tych rozgrywek. Wtedy w tych rozgrywkach grali piłkarze z rocznika ’87, ’88, ’89. Ja jestem z rocznika ’91, więc byłem najmłodszy w drużynie. Z piłkarzy, którzy wtedy grali ze mną, to w seniorskiej piłce przebili się: Adrian Paluchowski, Wojtek Trochim, Adam Frączczak. Było kilku niezłych zawodników. Trenowali nas wówczas Darek Banasik i Piotrek Strejlau. Mimo, że to były rozgrywki młodzieżowe, czuć było, że jest się blisko wielkiej piłki. Jeździło się na mecze po całej Polsce i dla mnie – jako chłopaka z Białej Podlaskiej – to było wielkie przeżycie.

Te pierwsze pół roku w Młodej Ekstraklasie nie było jakieś „wow”. To był duży przeskok – czuć było różnicę wieku, a ja jeszcze tak nie do końca mentalnie wyjechałem z Białej Podlaskiej.

We wcześniejszych wywiadach wspominałeś o ciągłych podróżach do rodzinnego domu.

Skończyliśmy trening przykładowo o 14., jechałem do Centrum i spod Pałacu Kultury jechałem busem 3 godziny do rodzinnego domu. Przyjeżdżałem na 19., jadłem kolacje i kładłem się spać, żeby rano wrócić busem na trening do Warszawy. Ja czasami nic nie mówiłem mamie i tacie, że wracam do domu. Pierwszy miesiąc po przeprowadzce żyłem tak non stop. To było jednak niezdrowe, więc stopniowo ograniczałem te podróże.

Gdzie mieszkałeś w Warszawie?

Mieliśmy wynajęte mieszkanie po drugiej stronie Łazienek. Mieszkaliśmy wtedy w czwórkę, ale nie pamiętam, jak ci chłopcy mieli na imię. Oni byli starsi i kompletnie się z nimi nie dogadywałem, więc po miesiącu powiedziałem do Marka Jóźwiaka, że muszę się przeprowadzić. Wtedy mi powiedział, że do Legii przychodzi taki zawodnik – Maciej Rybus. Załatwił nam mieszkanie na Ursynowie i tak zaczęła się moja przygoda z Maćkiem.

Wspominałeś, że pierwsze pół roku w Młodej Ekstraklasie nie było najlepsze w Twoim wykonaniu, ale i tak udało Ci się zadebiutować w pierwszej drużynie.

Zadebiutowałem w grudniu w Pucharze Ekstraklasy w meczu z ŁKS-em. Później w przerwie zimowej Jan Urban wziął mnie na obóz do Hiszpanii i już na stałe zakotwiczyłem w pierwszym zespole.

W rundzie wiosennej strzeliłeś gola, zostając do teraz najmłodszym strzelcem w historii klubu. Oprócz Ciebie w tej drużynie było kilku młodych zawodników (takich jak: wspomniany Rybus i Rzeźniczak), którzy notowali sporo minut pomimo tego, że nie było przepisu o młodzieżowcu. Jak myślisz, dlaczego teraz Legia tak nie korzysta z młodych zawodników?

Teraz są inne czasy. Młodzi mają wszystko podane na tacy. Mają do dyspozycji piękny ośrodek, jakim jest LTC. Myślę, że problem jest w głowach młodych piłkarzy. Nie mają takich charakterów, jak kiedyś. Dla mnie i dla Maćka to był zaszczyt grać z takimi piłkarzami, jak „Vuko”, Dickson Choto, „Rado”, Wojtek Szala, Marcin Mięciel. To były wielkie postacie, a my znaliśmy nasze miejsce w szeregu. Teraz młodzi chcą mieć wszystko za darmo.

Byłeś w drużynie z Marcinem Smolińskim, który – mimo 24 lat na karku – najlepszy okres gry miał za sobą. Zapaliła Ci się może lampka ostrzegawcza „muszę się bardziej starać, żeby ten najlepszy czas wciąż był przede mną”?

Niekoniecznie. Pamiętam „Smołę”, jako dobrego piłkarza. On na treningach mega się prezentował. Jednak trener miał swoje koncepcje, do których miał święte prawo. Wiem po sobie, że czasami zdarzają się takie sytuacje, że możesz dawać z siebie wszystko i prezentować się przy tym dobrze, a trener i tak nie będzie na ciebie stawiał. Pamiętam, jakie wrażenie na pierwszym obozie w Hiszpanii zrobił na mnie Marcin Burkhardt. Kiedy stawiałem go obok Rogera, to nie widziałem różnicy. Na treningach prezentował się wyśmienicie, a trener i tak stawiał na Brazylijczyka.

W pierwszym sezonie w drużynie seniorów zdobyliście Puchar Polski i zajęliście drugie miejsce w lidze. Jan Urban, tak jak Kosta Runjaić, przejął drużynę, która była w kryzysie i zrobił taki sam wynik. Czy widzisz analogię sezonu 2022/23 do tego, co się działo w sezonie 2007/08?

Niekoniecznie. Wtedy Legia miała jeden problem w Polsce – Wisłę Kraków. Ona wygrywała wtedy regularnie. Teraz tak nie jest. Co roku jest inny mistrz.

Wtedy Wisła była dla Was dodatkową motywacją do ciężkiej pracy.

Zobacz, kto by się spodziewał, że teraz na czele ligi będą Śląsk i Jagiellonia? Tutaj każdy może wygrać z każdym. Nas Wisła mobilizowała wtedy na tyle, że udawało się nawet z nią wygrywać w bezpośrednich meczach.

Tak jak chociażby po karnych w finale Pucharu Polski w Twoim pierwszym sezonie. Grałeś w tym meczu ponad pół godziny.

Trener nawet mnie zapytał, czy chcę strzelać karnego, ale miałem tak spięte nogi, że odmówiłem. Wiedziałem, że nie udźwignę tego. Kolejnym wygranym meczem z Wisłą był mecz o Superpuchar na inaugurację nowego sezonu.

To był ostatni wygrany Superpuchar przez Legię aż do 2023 roku. Nie zagrałeś w tym meczu, ale dużą rolę w nim odegrał śp. Piotr Rocki. Jak go wspominasz?

Świetnie go wspominam. Pamiętam, jak Piotrek dołączył do Legii to miał zatarg z kibicami. Jednak wyjaśnił z nimi wszystkie nieporozumienia na rozgrzewce przed Superpucharem, w którym zdobył gola. Pamiętam go, jako gościa, który robił super atmosferę w szatni. Miał wówczas 34 lata, a kompletnie nie było jakiegoś dystansu pomiędzy nim a młodymi zawodnikami. To była jedna z lepszych osobowości jakie kiedykolwiek spotkałem w szatni. Postawiłbym go na równi z Arturem Jędrzejczykiem.

Po tym sezonie można było przeczytać już kilka Twoich odważnych wypowiedzi. Po latach, jak wspominasz swoją karierę, to wprost mówisz, że w pewnym momencie odbiła Ci sodówka. Kiedy kończy się pewność siebie, a zaczyna się sodówka? Pytam, bo grupa kibiców używa tego określenia wobec postawy Kacpra Tobiasza.

Nie sądzę, żeby Tobiaszowi odbiła sodówka. Jeżeli chodzi o niego, to wydaje mi się, że to bardziej wynika z pewności siebie. Oglądam czasami vlogi, w których widać, że Kacper po prostu lubi kamerę. Nie widzę nic w tym złego. Jeżeli chodzi o mój przykład, to u mnie się to wiązało z wyjściami na miasto.

W przypadku Kacpra tego nie wiemy.

Nie wydaje mi się. W dzisiejszych czasach, kiedy wychodzisz to na drugi dzień wszyscy o tym wiedzą.

Uważasz, że w erze smartfonów i mediów społecznościowych ograniczałbyś wieczorne wyjścia na początku kariery?

Zdecydowanie.

Czasy się zmieniły również na rynku transferowym.

W wieku 16 lat strzeliłem pierwszego gola, niedługo później zdobyłem pierwsze trofea. Wtedy myślałem, że będę zawsze grać przy Łazienkowskiej. Po ponad stu rozegranych meczach w barwach Legii dostałem 2 oferty z klubów niezbyt popularnych w zachodniej Europie. Dziś młodzi po 3-4 prostych kopnięciach piłki w Ekstraklasie są sprzedawani na Zachód. Moder zagrał jeden dobry sezon w Lechu i przeszedł do Premier League.

Mimo, że rynek transferowy mocno się zmienił, to ceny transferów wychodzących z Legii nie poszły tak w górę, jak w przypadku innych klubów – szczególnie tych zagranicą. Łukasz Fabiański zajmuje 4. miejsce rekordowych transferów Legii, a odchodził, kiedy ty przychodziłeś do Legii.

Myślę, że ten problem dotyczy głównie Legii, bo Lech regularnie sprzedaje zawodników za duże kwoty. Poznaniacy mają lepszą renomę na rynku transferowym. Spójrz: mój pobyt w Niemczech – było okej, ale później mi już nie poszło. Furman – dramat, Wolski – dramat.

Uważasz, że Legia gorzej przygotowuje zawodników do wyjazdu?

Coś w tym może być.

Rekord transferowy to 7 milionów euro za Radosława Majeckiego. Czy ewentualny transfer Ernesta Muciego go pobije?

Myślę, że na spokojnie przebije, ale to nie jest zawodnik z akademii. W Lechu sprzedają zawodników, których wychowali.

Przejdźmy do 2010 roku. Jan Urban został zwolniony, a niedługo przyszedł Maciej Skorża i… nowy stadion. Jak wspominasz tamten czas?

To był duży przeskok dla wszystkich. Skończyliśmy sezon na 4. miejscu, więc nie graliśmy w europejskich pucharach. Klimat wokół Legii znowu był nie za ciekawy. Później balonik był pompowany przez nowy stadion i transfery, które finalnie okazały się nieudane. Słabiutko rozpoczęliśmy nowy sezon pod wodzą Macieja Skorży, mimo tego, że w sparingach przed sezonem prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Wystarczy wspomnieć mecz z Arsenalem na otwarcie nowego sezonu. Co prawda przegrany, ale dobrze w nim wyglądaliśmy. Jednak niedługo później przegraliśmy na Polonii 0:3 i ten balonik pękł. Po 6 kolejkach byliśmy na 14. miejscu.

Jednak udało Ci się zadebiutować w kadrze.

Piłkarsko bardzo urosłem pod wodzą Macieja Skorży. Końcówkę rundy miałem naprawdę bardzo dobrą, co zostało nagrodzone powołaniem.

Często wspominasz 2011 rok, jako najlepszy Twojej legijnej karierze. Wtedy na Łazienkowską zawitał Daniel Ljuboja, który – co nikt nie ukrywał – mógł sobie pozwolić na więcej. Podobnie, ale w innej skali, mówi się o Josue. Czy uważasz, że warto, żeby taki zawodnik miał więcej przywilejów?

To jest trochę inna sytuacja. Chyba to jest inny typ zawodnika. Daniel był mega kontaktowy, lubił sobie pożartować z nami. Nie wiem, jaki w szatni jest Josue. Czytałem wypowiedzi, że on na boisku jest tylko taki trochę szalony, a w szatni potrafi być normalnym gościem.

My nie mieliśmy problemu z tym, że Daniel mógł sobie pozwolić na więcej. Dzięki niemu na boisku byliśmy nieobliczalni. Na nim skupiała się uwaga dwóch-trzech zawodników. Ale zobacz, jak Rado dobrze wtedy wyglądał, jak świetnie grał Maciek Rybus, później Rafał Wolski. Gra nie opierała się wtedy na jednym zawodniku. Teraz, jak nie ma Josue, to nie ma drużyny.

Przy Josue urósł Slisz, jego współpraca z Wszołkiem też jest rewelacyjna.

Tak, ale jak dasz „plaster” na Josue, to Legii nie ma.

Spartak Moskwa: wielu kibiców uważa ten dwumecz za przełomowy. Po tym zdarzeniu wróciła regularna gra w europejskich pucharach. Jak wspominasz tę rywalizację?

Duża była napinka na mecz w Moskwie. Nasi kibice mieli problemy z dotarciem na stadion i finalnie zaledwie garstka pojawiła się na Łużnikach. Czuliśmy się osamotnieni w potyczce przeciwko Rosjanom. Jeszcze do tego po 27 minutach przegrywaliśmy 0:2. Jednak jeszcze przed przerwą udało nam się wyrównać. Byłem tak pewny w szatni, że to wygramy, jak nigdy. Widać było, że nasi przeciwnicy mentalnie „siedzą” i mamy nad nimi przewagę. U nas panował spokój i pewność. Pamiętam Michała Żewłakowa i jego pewność siebie. Wiedzieliśmy, że jak nie wygramy z nimi w regulaminowym czasie gry, to zrobimy to w dogrywce.

Zakończyło się to bramką Janusza Gola w doliczonym czasie gry. Świętowanie zaczęliście już w samolocie?

Nie pamiętam nic szczególnego z samolotu. Pamiętam za to przyjęcie jakie nam zgotowali kibice na lotnisku: odpalone race, euforia. Tam było chyba z 2 tysiące osób – czułem się, jakbyśmy wygrali Ligę Mistrzów.

Zaczęła się gra w Europie, a ty wyjechałeś na Zachód. Teraz jest podobnie: Legia wróciła do Europy i w połowie sezonu również wytransferowała Bartosza Slisza. Czy Legia dobrze zrobiła, godząc się na jego transfer?

Trudno będzie go zastąpić i szczerze zdziwiłem się, że Legia go sprzedaje.

To była ostatnia szansa na jego spieniężenie.

Ja bym go zostawił. Jest o co grać, zaraz jest mecz z Molde, a Mistrzostwo jest bardzo potrzebne Legii, bo za długo na nie czeka. Strata do Śląska wynosi 9 punktów, ale – z cały szacunkiem do drużyny z Wrocławia – wątpię, żeby powtórzyli wynik z jesiennej rundy. Bardziej obawiałbym się Jagiellonii – są stabilniejsi i fajnie grają. Wolałbym zdobyć Mistrza, niż zarobić te pieniądze, ale nie jestem w środku i nie wiem na ile te środki są istotne.

Po wyjeździe do Niemiec grałeś regularnie dopóki nie trafiłeś na… Kostę Runjaicia. Jak wspominasz obecnego szkoleniowca Legii?

To było 11 lat temu, więc średnio pamiętam, co wtedy się działo. Chyba nie mieliśmy jakiejś rozmowy. Pod jego wodzą zagrałem zaledwie kilka minut – trener wolał stawiać na innych zawodników. Co ciekawe, przed przyjściem Runjaicia zadzwonił do mnie mój ówczesny agent, Mariusz Piekarski z propozycją zagrania w Rosji. Nie miałem zamiaru przeprowadzać się z partnerką i dzieckiem, ale Mariusz naciskał na ten ruch, argumentując to tym, że przy nowym trenerze nie będę regularnie grać.

Myślisz, że miał skądś informacje, że faktycznie tak się stanie?

Nie wiem, ale to była dziwna sytuacja. Przez półtorej roku grałem regularnie, a później przyszedł trener Runjaić i nie byłem nawet powoływany do kadry meczowej. Nie przypominam sobie też rozmowy z prezesem, dyrektorem, czy trenerem na temat tej decyzji. Nie mam jednak do niego o to pretensji. Jak grałem w barwach Jagiellonii przeciwko Pogoni, to się przywitaliśmy. Nie było złej krwi.

2016 rok, czyli Twój powrót do Legii. W momencie, który też bardzo dużo znaczył dla kibiców. To było w końcu stulecie i drużyna Czerczesowa, która była fizycznym monstrum.

Początki były naprawdę ciężkie. Dołączyłem do drużyny w połowie sezonu. Pamiętam obóz na Malcie, który był dla mnie najcięższy w całej karierze. Nawet w Anglii nie miałem tak ciężkich treningów. Do prasy nie przedostała się ta informacja, ale ja przeszedłem do Legii za spore pieniądze, bo to był prawie milion euro. Ta kwota też mi ciążyła.

fot. Mateusz Czarnecki

Jednak wszystko poszło po waszej myśli.

Trener Czerczesow mocno stawiał na pressing, zarażał nas pewnością siebie, ale za tym szły bardzo ciężkie treningi. Nigdy nie czułem się lepiej pod względem fizycznym. Wtedy zdobyłem najważniejsze trofeum w mojej karierze, czyli Mistrzostwo. To był jedyny raz, kiedy nie piłem na fecie. Chciałem po prostu wstać rano, spojrzeć trzeźwo na medal i poczuć się jak mistrz.

Chciałbym Cię podpytać o Twojego partnera ze środka pola, Tomasza Jodłowca. Wasz duet był praktycznie nie do przejścia. Jak go wspominasz?

Często jeździliśmy również na kadrę i pamiętam, że byliśmy nawet razem w pokoju. Jednak przez cały dzień potrafiliśmy wymienić zaledwie 3 zdania. Tomek był wycofanym gościem i nie był za bardzo wylewny, więc zdarzało się, że mówiliśmy sobie jedynie „dzień dobry” i „dobranoc”. Jednak dobrze się rozumieliśmy na boisku i to mi pokazało, że nie trzeba się z kimś kumplować, żeby odnaleźć wspólny język podczas meczu.

Dobrze było mieć takiego partnera na boisku?

Zdecydowanie. On grał „box-to-box”, był fizycznym potworem. Gdyby nie Czerczesow, to by się pewnie tak nie rozwinął. To był ulubieniec trenera. Pamiętam, jak jechaliśmy na wyjazd do Gdańska, gdzie mogliśmy sobie zapewnić Mistrzostwo i Tomek nie mógł zagrać w tym meczu. Kiedy trener usłyszał o kontuzji „Jodły”, to od razu powiedział, że nie ma po co tam jechać. Według mnie to był najważniejszy zawodnik dla trenera. Ważniejszy, niż Nikolić, czy ktokolwiek inny.

Żałujesz, że po dublecie i przed Ligą Mistrzów odszedłeś do QPR?

Nie. Od dziecka marzyłem, żeby grać w Anglii. To zeszło się również z odejściem Czerczesowa i przyjściem Hasiego. Z nowym trenerem nie było nam po drodze.

W Londynie grałeś w drużynie z Pawłem Wszołkiem.

Super wspominam Pawła. Co prawda nie mamy teraz kontaktu, tak jak wtedy, ale każdy z nas ma swoje życie, swoje sprawy. Ja przyszedłem pierwszy do drużyny i później pomogłem wprowadzać do niej Pawła. Potem poszedłem w odstawkę, ale za to Paweł się odnalazł. Jeździliśmy razem na treningi i super wspominam tamten czas.

Kolejny kolega z szatni, który był i jest mocny fizycznie.

Z tego co mi mówił Paweł, to on od dziecka nie miał problemu wydolnościowych. We Włoszech też grał na boku i – mimo, że mówi się, że to wolna liga – to trzeba swoje wybiegać. W Anglii pasował idealnie.

Kiedy myślę sobie o tym, dlaczego się z Tobą nie skontaktowano w celu przejścia do rezerw, to przychodzi mi na myśl osoba Mateusza Możdżenia, z którym też się znasz jeszcze z młodzieżowych kadr.

Dobrze dogadywaliśmy się z Mateuszem, ale teraz nie mamy ze sobą kontaktu. Oglądałem za to mecz rezerw z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski i Mateusz dobrze tam wyglądał.

Oglądając mecze rezerw, widać po nim, że wyraźnie wyrasta ponad innych zawodników.

A trzecia liga nie jest wcale taka łatwa do grania. Jest tam duża konkurencja i dużo chętnych do awansu. Jednak skoro rezerwy ŁKS-u mogą grać wyżej, to i rezerwy Legii powinny również się tam znaleźć.

Ty też wylądowałeś w całkiem ciekawej lidze.

Tak, to prawda. Na tym szczeblu grają tacy zawodnicy, jak Wojtek Trochim, Łukasz Broź. Jest kilku doświadczonych zawodników w tych drużynach.

Łukaszowi Broziowi zdarza się być na trybunie Wschodniej podczas meczów Legii.

Ja też tam byłem na ostatnim meczu z Cracovią. Jakoś nie mam chęci do chodzenia na trybunę VIP, wolę czuć atmosferę trybun. Będę też gościem Legia Legends Club na meczu z Puszczą. A w piątek na 98% jadę z kibicami na mecz z Ruchem do Chorzowa. To będzie rekord frekwencyjny na wyjeździe i super wydarzenie. Teraz częściej będę pojawiał się na Łazienkowskiej.

Trzymam Cię za słowo! Na koniec chciałbym Cię zapytać o ulubiony gol w barwach Legii.

Zdecydowanie ten w meczu ze Śląskiem. Lubię do niego wracać.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana