Zmiany, zmiany, zmiany a i tak Akademia ma być pany!

Akademia Legii Bez Zadęcia cz.2: Zmiany, zmiany, zmiany i tak Akademia ma być pany!

Zmiany, zmiany, zmiany a i tak Akademia ma być pany!

Tekst jest drugą częścią serii Akademia Legii Bez Zadęcia. Część 1. znajdziecie tutaj.

Maj 2022, godzina 18:00, Książenice. Siedzę sobie wygodnie w jednym z gabinetów Legia Training Center, na krzesłach towarzyszą mi Piotr Urban i Przemysław Zych, a także Richard Grootscholten – ten, który z Legią już się oficjalnie pożegnał, mimo to profesjonalnie do końca pracuje i angażuje się w projekty. Wewnątrz budynku już pusto, poza nami nie ma za wiele osób, wyszli – część do domów, część na mecz CLJ U17, w którym gra coraz więcej chłopaków z rocznika 2006, jednego z tych, na które w Akademii bardzo liczą. Inni prowadzą treningi. Holender mówi: Możesz pisać co chcesz, niewiele się zmieni, jeśli nie zrobicie ogólnopolskiej reformy, podobnej do tych, które zrobiły inne kraje. Spójrz na Anglię, grali najbardziej prymitywną piłkę na świecie: kick&rush, ciągle liczyli na wychowanków, a otrzymywali piłkarzy technicznie surowych. Jeśli nie zmienicie się odgórnie, to będą wyrastać tylko jednostki, niewiele więcej. Holender ma rację. Reformę zrobili Anglicy, Niemcy, Włosi – wszystkie wymienione nacje zyskują, Anglicy są dzisiaj stawiani za wzór, który warto naśladować. W Polsce trwa rywalizacja pomiędzy kilkoma akademiami, patrząc z perspektywy lat, to liczą się dwie: Lech i Legia. Szkolenie oczywiście posuwa się do przodu, ale nie szybciej niż na Zachodzie, przez co dystans się nie zmniejsza, a utrzymuje. Zrobiono jak na razie 3 przeszczepy zachodniej metodologii do Polski: Zagłębie (Grootscholten), Barca Academy/Escola Varsovia (katalońska szkoła) oraz Legia Warszawa (Grootscholten). Jak trudnym zadaniem jest produkcja wychowanków widać po warszawskim oddziale katalońskiej szkoły: w ciągu 11 lat przewinęło się przez nią ponad 2.000 chłopców – na ten moment żaden z nich nie gra regularnie nawet na poziomie Ekstraklasy (choć kandydatów kilku jest, np. Drachal, Bułka, Gerbowski).

Na szkoleniu piłkarzy obiektywnie rzecz biorąc zna się garstka. Wypowiada się tłum. Jesteśmy słabo wyedukowani jako społeczeństwo i średnio szkolimy. Holender ma rację. Chwilę wcześniej siedziałem w sali konferencyjnej z Dariuszem Rolakiem, z jednym z bardziej chwalonych przez moich anonimowych rozmówców, trenerów Akademii. Wrócił właśnie ze stażu w AZ Alkmaar: Główna różnica jest w tym z czego my rzeźbimy. Treningi aż tak bardzo się nie różnią. Problemem jest grassroots – jak do mnie trafia piłkarz, to ma zaniedbania techniczne, a trafiają do mnie przecież piłkarze już po selekcji, najlepsi w Polsce. A ja muszę go uczyć w 13. roku życia podstaw. Jak patrzyłem na zawodników w Holandii to tu tkwiła największa różnica. Pracują na lepszej jakości materiale. Ten lejek wyjściowy jest o wiele szerszy.

Poziom wyjściowy to faktycznie kłopot. Jeżdżę po całej Polsce obserwując mecze 9/10/11 latków. Wielokrotnie widzę, że grają siłowo, a głównym zadaniem jest zebranie drugich piłek lub przejęcie w pressingu. Celem jest wynik, nie rozwój zawodnika. Satysfakcję ma klub, niekiedy trener i rodzic. Szkoła lat dziewięćdziesiątych z Polski nadal ma się dobrze. Zgadzam się z Zychem (patrz „Nitka Zycha” na Twitterze), w Polsce akademie rywalizują o kilkudziesięciu graczy. Gdyby na poziomie były setki, byłoby łatwiej. Byłoby też łatwiej ocenić efekty szkolenia poszczególnych szkółek, na dzisiaj większość pracy polega na scoutingu, przekonaniu gracza do swojej akademii oraz skuteczne zaimplementowanie do gry seniorskiej. I oczywiście nie zabicie w nim pasji gry w piłkę nożną. Co do scoutingu, przypomniały mi się słowa świetnego eksperta z Portugalii, który dobrze zna realia czołowych szkółek europejskich i polskie: Marek, w Polsce nie istnieje scouting dziecięcy i młodzieżowy. W ogóle nie zwracacie uwagi na inteligencję boiskową i rozumienie gry. Nie oceniacie potencjału zawodnika. W Polsce patrzy się na motorykę, szybkość. Zwraca się dodatkowo uwagę na siłę uderzenia oraz ewentualnie drybling. Rozumienie gry, inteligencja, skanowanie przestrzeni, podejmowanie decyzji – to elementy, które wymagają za dużych umiejętności scoutingowych, a co dopiero prawidłowa ocena potencjału gracza…

Spaceruję sobie po kompleksie w Książenicach. Spędziłem tu dzisiaj 8 godzin, lubię tu być – dobrze mi w tej ciszy, wśród natury. Dobrze mi się zbiera tutaj myśli. Przygotowując ten tekst odbyłem dziesiątki rozmów z w większości anonimową grupą rozmówców w wielu miejscach Polski – część właśnie stąd, z Książenic, gdy słuchałem negatywnych głosów w słuchawce telefonu, jednocześnie uśmiechając się do mijających mnie pracowników LTC. Mam zdefiniowane problemy Akademii, potwierdzone przykładami – jednak po prawdzie nadal mówimy o problemach jednej z najlepszych szkółek piłkarskich w tym kraju. O Akademii Legii, której adepci są najliczniejszą reprezentacją wychowanków na szczeblu centralnym w Polsce. Trudno uciec przed tym, że problem jest w skali makro, a nie tylko i wyłącznie w mikro w podwarszawskiej siedzibie Akademii. Tu oczywiście, jak w każdej polskiej szkółce problemy również są. I o nich również będę pisał.

Legia Training Center, fot. Bez Zadęcia

Jesteśmy mistrzami w kreowaniu kryzysów, wewnętrznych wojenek. Że Akademia nie funkcjonuje, że wszystko jest źle. Jesteśmy mistrzami w działaniu pochopnym, od ściany do ściany, wystarczy, że coś usłyszymy. Doskonałym przykładem stosowania tej techniki jest Dariusz vel Darek Mioduski. Nie on jeden. Być może Mioduski jest doskonałym przykładem nowobogackiego, dobrze wykształconego Polaka zapatrzonego ślepo w Zachód? Być może w przyszłości powstanie utwór literacki, którego bohater będzie inspirowany postawą właściciela Legii i być może ten utwór będzie hymnem Polski XXI wieku? Kto wie. A być może to tylko obraz polskiej piłki, która do złudzenia przypomina mi świat biznesu w Polsce z lat 90-tych. Wystarczy, że znasz angielski albo cokolwiek rozumiesz, to masz szansę na sukces. Poprzeczka jest zawieszona nisko.

Wróćmy do Akademii. Nie poświęcę Waszego czasu na znalezienie odpowiedzi na powyższe pytania. Choć powyższe wtrącić należy. Cały czas staram się zachować kontekst, właściwą perspektywę patrzenia, tak aby czytelnik mógł zbudować swoje własne zdanie.

Wróćmy do roku 2016. M&M’s czyli duet niemożliwy.

Czy Jacek Mazurek to był idealny dyrektor sportowy dla Akademii Legii? Oczywiście nie był. W poprzedniej części zastosowałem specjalnie zabieg, by pokazać, co jest najistotniejsze w szkoleniu młodzieży: odpowiednia ilość czasu oraz moment, gdy klub chce na wychowanków postawić. Uporządkujmy to. Mazurek otrzymał od klubu to, czego nie dostał żaden z jego następców: czas. Dodatkowo trafił w odpowiedni moment, gdy klub spojrzał na Lecha i na Możdżenia, gdy przypomniano sobie, że można do pierwszego zespołu wprowadzać młodych zawodników. W Legii nie jest łatwo trafić w taki moment. Oprócz infrastruktury, Mazurek otrzymał wszystko czego potrzebował. Jeśli dajesz czas, wsparcie i klub zwraca się w kierunku młodych, chętnie ich wprowadzając, to otrzymuje w zamian to, co otrzymać musi: zwrot z inwestycji. 25 milionów euro to dużo pieniędzy, 2 razy więcej niż wkład Legii w Legia Training Center. Nieważne czy robisz to najlepiej, dobrze czy średnio. Legia to marka, zawsze będzie przyciągać wyróżniających się graczy.

Mazurek miał swoje wady. Postęp, który następował był daleki od gonienia Europy. Mazurek przyjął bezpieczną pozycję: dowozić wyniki drużyn juniorskich tak, aby pokazywać, że Legia dominuje w swoich rocznikach. Aby osiągać wynik, koncentrował się na taktyce drużynowej, która do wyników doprowadzi, mniej do rozwoju największych talentów. Nie koncentrował się na indywidualnym rozwoju graczy. Była afera, kiedy Mozyrko postanowił przesunąć kilkunastu zawodników ze starszych roczników do rezerw. Nie dało się tak przecież wygrać ligi w CLJ. – mówi mi jeden z trenerów. Nie rzucać się w oczy. Robić swoje. Powolutku, zachowawczo. Pouprawiać trochę polityki – aby wyglądało, że jest top. Jeżeli porozmawiasz z trenerami, którzy mają doświadczenie w pracy juniorskiej i widzieli pracę na Zachodzie, to mówią otwarcie: w Akademii należało dokonać kilku zmian, aby móc wejść na wyższy poziom.

Klub to widział. A być może klub to zaczął zauważać po przeczytaniu sławnego audytu Akademii przeprowadzonego przez Richarda Grootscholtena? W 2016 roku prezes Legii, Bogusław Leśnodorski ściągnął Radosława Mozyrko. Celem było stworzenie nowego duetu w Akademii: Mazurek-Mozyrko; M&M’s team. To ciekawe, wybuchowe połączenie: ogień i woda, orzeszek i czekolada. Szczerze? Szansa, że to wypali była niewielka. Mozyrko, młody, ambitny, trenersko wychowany w UK, tryskający energią, chcący wprowadzać zmianę za zmianą. Mazurek spokojny, zachowawczy, wybierający rozwiązania bezpieczne. Koniec końców, duet nigdy w całości nie wszedł w życie. Rozmawiając z ludźmi, którzy byli blisko ówczesnej Akademii słyszę: Jacek chciał to kontynuować z Wójcikiem, nie widział się w duecie z Mozyrko. Znając podejście obu, mogę dodać od siebie: to nie mogło się udać. Sam Mazurek na łamach Legia.net tak podsumował przyjście Mozyrko i jego pracę:

To nie był mój pomysł, ale zawsze byłem otwarty na innowacje, zmiany. Jednak od początku pojawiła się informacja, że zostanie przyjęty nowy model. Początkowo się przyglądał, mieliśmy inne pomysły i z czasem zaczął realizować swój, idący w innym kierunku plan. Mam już swoje lata, trochę doświadczenia i widzę w tym tylko słowa. Gdy przychodzi do realizacji, jest znacznie trudniej. Każdy może jeździć po świecie i mówić, że to jest super, to fajne, a to też byłoby w porządku. Trzeba mieć jednak warunki, by wprowadzać odpowiednie rozwiązania. Najważniejsze, aby wprowadzając zmiany czy innowacje, kontynuować je w dłuższej perspektywie czasu. Tak powinno być w pracy z młodzieżą. Moim zdaniem, to najtrudniejsze, ale z drugiej strony należy przyjmować wariant bezpieczny, czyli realny. Jacek Mazurek o Radosławie Mozyrkow wywiadzie Piotra Kamienieckiego dla Legia.net.

2017: Zieliński z Mozyrko i dziesiątki ich zmian.

Nadeszła wiosna 2017. Początek zawirowań w klubie. Zmiana właścicielska. Oczy wszystkich zwróciły w kierunku walki o najwyższy stołek. Gdzieś po cichu do klubu wrócił Jacek Zieliński, a odeszli Mazurek ze swoją ekipą. Zieliński został nowym dyrektorem Akademii Legii Warszawa, którą zaczął prowadzić wspólnie z Mozyrko. To był świetny okres. Czasy Mozyrko, kojarzą mi się ze świetną atmosferą wśród trenerów. Może dlatego, że nikt nie patrzył na wyniki? Choć nie, nie tylko. Co do wyników, tak naprawdę to tylko w tym okresie nikt, autentycznie nikt, nie przywiązywał do tego uwagi. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych, niektórzy trenerzy robili z tego alibi, zapominając, że chodzi o rozwój zawodników. – mówi mi jeden z trenerów, z którym się spotkałem – Radek z Jackiem wprowadzali dużo zmian, w Akademii naprawdę czuć było, że chcemy się rozwijać.

Duet Zieliński-Mozyrko rozpoczął pracę, panowie zaczęli zmieniać filozofię działania Akademii. To był świeży powiew. Wyedukowany Mozyrko, sypiący danymi z pamięci, powołujący się na książki i przykłady z innych krajów mocno różnił się od Mazurka. Wprowadzali zmiany, dziesiątki zmian. Wielu moich rozmówców chwali ten okres, nikt nie mówi o Mozyrko źle. Rozmówcy podkreślają, że był to wulkan energii i rozwiązań. To osoba, która jedną ręką robi sobie kawę, a drugą potwierdza udział w zagranicznym turnieju poprzez Whatsapp. – opowiada mi jeden z trenerów. Przemysław Zych w Kilka Słów o Legii tak określił Mozyrko: Przyszedł i rzucał granat w to środowisko. Kiedy jednak zaczynam drążyć i podważać wspomnienia rozmówców, to docieram do pewnych refleksji (co ciekawe za każdym razem): Masz rację. Tych pomysłów było za dużo. Radkowi brakowało osoby, która by kontrolowała ich wdrożenie i dbała o to, aby były kontynuowane i rozwijane. Mozyrko rzucał pomysł, a w głowie już myślał o kolejnych, nim te poprzednie okrzepną i zostaną właściwie wdrożone i zweryfikowane na polskim gruncie. Podczas jednej z rozmów z Radosławem Mozyrko, wspominając ten okres przyznał mi rację: Z perspektywy czasu wdrożyłbym 2-3 zmiany i czekał na efekty. Spieszyło mi się wtedy. Niemniej Zieliński z Mozyrko odcisnęli piętno na Akademii, pomimo, że ich kadencja trwała niewiele ponad 2 lata. Wyróżniłbym 4 kluczowe decyzje: poprawa intensywności gry, zmiana stylu gry, więcej zagranicznych turniejów dla adeptów warszawskiej szkółki, a także brak koncentrowania się na osiąganych wynikach zespołów.

Trening w Akademii Legii, zdj. social media APL

Poprawa intensywności gry.

W Polsce intensywność była i często jest problemem. Gdy później polski gracz wyjeżdża na Zachód, to często zderza się z tym, że gra się tam o wiele szybciej. Intensywność gry i przystosowanie do wysokiej intensywności jest mocno związane z umiejętnościami technicznymi – jeśli lepiej przyjmujesz, jesteś lepiej ustawiony względem piłki to podejmujesz decyzję szybciej. Jednym ze sposobów poprawy techniki jest zwiększenie intensywności – chłopiec musi sobie radzić z przyjęciem pod presją tak, aby się utrzymać przy piłce. Tak jest z każdym aspektem – jeśli lepiej go wykonujesz, to efektywniej podejmujesz decyzje na boisku. Podczas którejś z rozmów z Radosławem Mozyrko usłyszałem jeszcze o jednym z powodów podniesienia intensywności: Intensywność trzeba było podnieść. Z wielu powodów. Szybko widzisz, które organizmy są na nią gotowe, a które reagują kontuzją. To weryfikacja czy są w stanie wytrzymać obciążenia obecnej piłki. Jeżeli spojrzymy na Big9 czyli grupę zrzeszającą największe polskie akademie to tę intensywność widać wszędzie. Rozmawiałem z jednym z trenerów młodszych roczników Rakowa: Wiem, że moje treningi wytrzyma 1-2 zawodników, ale moim celem jest właśnie doprowadzić do jedynki taką ilość graczy. To selekcja naturalna. Podobnie jest wszędzie. Czy to prowadzi częściej do kontuzji? Oczywiście. Każda akademia ma jednak cel: przygotować zawodnika do jedynki. 

Tak sam Mozyrko  na stronie Akademii komentował wprowadzenie tej zmiany w 2017 roku:

Jak to ktoś mądry powiedział: „Jak trenujesz, tak grasz – jak grasz, tak trenujesz”. Treningi mają odzwierciedlać sytuacje meczowe, mają być realistyczne, a wszyscy dobrze wiemy, że mecze są intensywne i ciężkie – treningi też muszą takie być. W poprzednich latach Akademia kładła duży nacisk na motorykę i taktykę drużynową. Teraz będzie bardziej kompleksowe podejście – nie ma elementu mniej ważnego, ani bardziej ważnego. Będziemy starali się wszystko łączyć. Będziemy również mocno pracować nad taktyką w sposób bardziej indywidualny, czyli po prostu nad podejmowaniem decyzji przez zawodnika.

Zmiana stylu gry.

Mozyrko wprowadził koncentrację drużyn na fazy przejściowe: szybkie przejście z obrony do ataku, z ataku do obrony, wysoki pressing i szybki odbiór piłki. Filozofia, która ma wiele wspólnego ze stylem Kloppa. W pierwszym roku wdrożenie tego stylu szło ciężko, trenerzy nie mogli tego złapać. W drugim, sztaby poszczególnych roczników w końcu załapały i zaczęły adaptować nowy styl gry. Jak już załapali, to w Akademii zaszła zmiana filozofii poprzez zatrudnienie Grootscholtena.

Nie chcemy kalkulowania, kunktatorstwa, ale kreowania sytuacji bramkowych. Zawodnicy muszą dysponować szerokim wachlarzem rozwiązań, aby jak najczęściej zaskakiwać przeciwnika. Wszyscy wiemy, że najłatwiej gra się do tyłu i wszerz, ale my tego nie chcemy – piłkarz wówczas niczego się nie uczy. Jeśli nasi zawodnicy będą grać ofensywnie i więcej ryzykować – wówczas będą się więcej uczyć, mimowolnie wypracowywać pewne nawyki. Co do sposobu i stylu gry, będziemy przygotowywać naszych wychowanków zarówno do gry bezpośredniej, jak i kombinacyjnej. Chcemy ich przystosować do tak zwanej „gry mieszanej” – do zmienności rytmu, tempa i sposobu gry. tak komentował Jacek Zieliński wdrażany system gry.

Wyjazdy zagraniczne

Młodzież z Akademii otrzymała budżety na udział w turniejach zagranicznych: 1.000.000 złotych. Wydaję mi się, że tych pieniędzy na wyjazdy zagraniczne było nawet za dużo – mówi mi jedna z osób pracujących w klubie. W Polsce topowe akademie mogą głównie konkurować ze sobą – wtedy mecze rozwijają chłopców. Big 6 (duży udział Zielińskiego z Mozyrko w zbudowanie tej grupy), które zmieniło się w Big 9, to elita polskich dzieci i młodzieży. Intensywność gry, przygotowanie motoryczne jest tam na wysokim poziomie, gdy przychodzi grać z rówieśnikami w lidze czy sparingach często dysproporcja jest ogromna. Z drużynami z Big 6/9 Legia spotykała się głównie na polskich turniejach, ewentualnie rozgrywając sparingi – na co dzień Legia grała w lidze. W młodszych rocznikach oznaczało to rywalizację głównie z mniejszymi warszawskimi szkółkami. Aby móc się rozwijać i bodźcować uczniów Akademii zaproponowano wyjazdy na turnieje zagraniczne, aby chłopcy mogli się ogrywać z rówieśnikami z Lizbony, Amsterdamu czy klubów angielskich.

Kluczowe znaczenie ma dla nas środowisko meczowe. Z kim przestajesz, taki się stajesz – podnieśliśmy budżet na wyjazdy zagraniczne, będziemy grać dużo więcej spotkań z mocnymi i różnorodnymi rywalami. W samym sierpniu mamy 10 turniejów międzynarodowych lub zagranicznych sparingów w różnych kategoriach wiekowych. Wyjazdy jednej grupy stworzą trudniejsze środowisko dla innych roczników. Przykładowo zespół U15 w nowym sezonie będzie występował w grupie makroregionalnej CLJ, a w sierpniu pojedzie na turniej do Dublina, żeby rywalizować m.in. z Sunderlandem, Wolverhampton, Celtikiem Glasgow i reprezentacją Irlandii Północnej. – Radosław Mozyrko w 2017 w wywiadzie dla klubowych mediów

Mozyrko z ilością tych gier przegiął. W sezonie 2017/18 zawodnicy Akademii mieli ponad 150 meczów z zagranicznymi rywalami. Zaczęły dochodzić głosy niezadowolonych rodziców, że dzieci opuszczają dużo godzin w szkołach, często nakładało się to na newralgiczne momenty, czyli gdy były sprawdziany, które decydowały o ocenach końcowych. Dodatkowo dochodziło przemęczenie wyjazdami i krótką regeneracją. Pamiętajmy, że tylko nieliczni z tych chłopców finalnie zostaną profesjonalnymi piłkarzami. Wystarczy spojrzeć na rotację w Akademii – ta jest wysoka, tylko niewielki procent zawodników przechodzi od U10 do zawodowego gracza. Większość chłopców Akademia wypluwa w trakcie piłkarskiej edukacji zastępując innymi, ściągniętymi z zewnątrz.

Sprowadzony młody to dla wychowanka schody

A propos rotacji, przypomniała mi się rozmowa z Zychem i Urbanem, którą robiliśmy w ramach podcastu Kilka Słów o Legii. Analizowaliśmy wtedy drużynę, która w 2019 roku zdobyła Mistrzostwo Polski CLJ U17. Oparta była o zawodników z rocznika 2002 i 2003. Kluczowymi zawodnikami tej drużyny byli: Ojrzyński, Mosór, Cielemęcki, Kisiel, Kwiatkowski, Włodarczyk. Z wymienionej szóstki został już tylko Kisiel (Kwiatkowski prawdopodobnie odejdzie do Górnika Łęczna) – (errata: a tak naprawdę to nikt, ponieważ Kisiel dołączył do klubu w 2020):

Przemysław Zych: Naszym celem, Akademii, jest oczywiście przygotowanie zawodnika do jedynki dla klubu. Ale co klub z tym zawodnikiem zrobi, to już inna kwestia. Czasami jest tak, że jeden trener bardziej stawia na zawodnika młodego, drugi mniej. Jeden woli takiego, inny tamtego. Czasami klub może zdecydować, że chce jakiegoś znanego naszego zawodnika wymienić za kogoś innego. To jest decyzja klubu, klub wkłada jakieś pieniądze w to i chce wyjąć pieniądze inaczej. Jeśli klubowi opłacało się nie podpisać, nie przedłużyć, nie dać szansy jakiemuś chłopakowi, to na koniec dnia to już jest ich decyzja, czy to się opłaca czy nie.

Bułgarski Atleta: Decyzja klubu, czyli..?

Przemysław Zych: Dyrektora sportowego lub trenera.

Piotr Pyrdoł w Legii, fot. Mateusz Kostrzewa

Rotacja. Brak wiary u wychowanków w to, że dane będzie im zadebiutować w jedynce, wynika między innymi z polityki pionu sportowego. Radosław Kucharski w ciągu ostatnich lat wydał ponad 2 miliony złotych na młodych zawodników: Kostorz, Skibicki, Pyrdoł, Muzyk, Kwietniewski. Łatwiejszy start i więcej szans otrzymywali gracze sprowadzeni z zewnątrz, niż ci wychowani w klubie. Tym samym nie do końca decydowały umiejętności sportowe, a to w jaki sposób w klubie się znalazłeś. Dodatkowo klub w ostatnich latach zaczął inwestować w młodych zawodników z lig zagranicznych, gdzie sugerowano się prawdopodobnie raportami 11 Hacks – tu akurat jest szansa na zakończenie tego ruchu z zyskiem choć trudno szacować alternatywny zysk, gdyby postawiono tak silnie na wychowanków Akademii. W sumie na ten moment wydano ponad 1M€: Ernest Muci, Yasur Yakhisboev, Jurgen Celhaka. Łącznie wydano około 6,5 miliona złotych na młodych graczy z zewnątrz. Powyższe ruchy pionu sportowego można wytłumaczyć sukcesami transferowymi z 2016 roku, gdy sprowadzono Niezgodę i Kulenovica. Brak inwestowania w najlepiej rokujących, a w nowo sprowadzonych już nie.

Latający Holender w LTC.

Wróćmy do historii Akademii Legii Warszawa. A więc Zieliński z Mozyrko wprowadzili zmiany, dużo zmian. Adaptacja zajęła rok, efekty zaczęli zbierać w drugim. Powoli zbliżał się historyczny moment w Akademii – otwarcie Legia Training Center w Książenicach. Milowy krok w szkoleniu Legii – wreszcie infrastruktura klubu mogła dogonić aspiracje właściciela. Osiem pełnowymiarowych boisk, do tego 9.000 m2 budynku, w którym mieści się bursa, przestrzeń biurowa dla sztabu i administracji, hala z boiskiem piłkarskim, siłownia, gabinety fizjoterapeutyczne, basen, jacuzzi – łącznie 15 ha terenu dla młodych adeptów futbolu. Przepaść w porównaniu z jednym boiskiem, które musiało pomieścić większość roczników Akademii.

Najważniejszym celem Legii jest wygrywanie. Zobowiązuje do tego historia Klubu, ale w jeszcze większym stopniu przyszłość oraz nasze aspiracje. Od kilku lat robimy wszystko aby być klubem regularnie rywalizującym z najlepszymi europejskimi markami i rozwijającym swoją renomę, także szkoleniową. To jest miejsce Legii, a ośrodek Legia Training Center pozwoli nam do niego dotrzeć – mówił, nie kryjąc dumy, prezes Dariusz Mioduski.

Aby nadać Akademii europejską twarz zatrudniono Richarda Grootscholtena jako dyrektora wykonawczego. Miał blisko współpracować z Jackiem Zielińskim i wspólnie być odpowiedzialnym za szkolenie Legii. Na papierze ten ruch wyglądał ciekawie. Grootscholten był znany z prowadzenia Akademii Sparty Rotterdam, która za jego kadencji weszła na wyższy poziom. Przed podjęciem pracy w Legii odpowiadał również za Akademię Feyenoordu oraz Zagłębia Lubin, czyli zdobył już doświadczenie w Polsce. Był autorem audytu Akademii Legii Warszawa, którym posiłkowali się w swojej pracy Zieliński z Mozyrko.

Piotr Kamieniecki (rok 2017 Legia.net): Cały czas w ocenie wielu rozwiązań bazujecie na audycie przeprowadzonym już kilkanaście miesięcy temu przez Richarda Grootscholtena?

Jacek Zieliński: Gdyby wyciąć z audytu frazy dotyczące rozwoju indywidualnego zawodnika, to zajęłoby to kilkanaście stron. To też mówi o tym, co jest dla nas najistotniejsze. Chcemy skupiać się na jednostkach i rozwoju ich karier w przyszłości.

Richard Grootscholten przed przyjściem do Legii udzielił kilku wywiadów, wypadł w nich fantastycznie. Na papierze to wszystko składało się w fajną historię. No właśnie, na papierze. Dość szybko okazało się, że Holender preferuje inną filozofię szkolenia i gry, niż realizowana przez klub przez ostatnie 2 lata. Dodatkowo wyraźnie nie po drodze było mu z Zielińskim, którego finalnie umieścił na stanowisku, który był policzkiem dla zawodnika legendarnej drużyny Legii z lat dziewięćdziesiątych: Szefa Rozwoju Karier Indywidualnych i Wypożyczeń. Po piastowaniu głównej roli w Akademii taka degradacja pokazała dość jasno, jak się układała współpraca pomiędzy panami. Degradacja Zielińskiego nastąpiła 2 lata po przyjściu Grootscholtena. Tym samym awansował Piotr Urban, który był szefem metodologii dla najstarszych roczników zarówno za czasów Mozyrko z Zielińskim, jak i gdy Akademią kierowali Grootscholten z Zielińskim.

Jak wspominałem wcześniej, wprowadzono nowy styl gry. Bazujący na posiadaniu piłki, dominowaniu w meczu. Styl dopasowany do seniorskiej Legii, która większość czasu operuje w ataku pozycyjnym (a na pewno w teorii tak powinno być). To odmienna filozofia niż Zielińskiego z Mozyrko. Dodatkowo wymagająca dobrego przygotowania technicznego. Nie oszukujmy się, szlifowanie faz przejściowych mocniej bazuje na motoryce, a gra przez posiadanie na technice i przeglądzie pola.

Piotr Urban w Kilka Słów o Legii: Wybraliśmy najtrudniejszy kierunek. Ten styl, który chcemy pokazywać: chcemy być więcej przy piłce, grać ofensywnie, agresywnie bez piłki, grać do przodu. To jest najtrudniejsze. Dlaczego? Aby tak grać, to technicznie musisz być na dobrym poziomie. A teraz to jeszcze nie jest poziom, którego oczekujemy.

A więc Holender wszedł do Akademii. Jego historia nie jest usłana różami. Bardziej przypomina to Latającego Holendra – legenda głosi, że Latający Holender przynosi nieszczęście. Pozorant. – mówi mi pierwszy rozmówca. Zaskoczył mnie in minus – mówi drugi. Jest wielu trenerów w LTC z większą wiedzą – dodaje trzeci. Jego wiedza jest ok, ale on się zatrzymał 15 lat temu, jeżeli chodzi o szkolenie. Nie rozwija się. – mówi czwarty. Siedząc w LTC opowiadam przytoczone słowa Urbanowi i Zychowi. Nie mogę się z tym zgodzić. Filozofia Richarda ma naprawdę sens. Jest wymagający i bezpośredni, czasami może nawet za bardzo i myślę, że stąd bierze się taka negatywna fala komentarzy pod jego adresem. – mówi Piotr Urban.

Jedno jest pewne. Największym błędem Grootscholtena było to, że nie kupił swoją osobą trenerów albo to, że nie miał ze sobą grona trenerów przygotowanych pod swoją filozofię. Przez ostatnie tygodnie usłyszałem wiele anegdot na temat zarządzania Akademii przez niego. Miałem okazję spotkać się z nim osobiście i zamienić kilka zdań. W głowie brzęczały mi słowa jednego z rozmówców: Zobaczysz. Na spotkaniu Cię kupi. On świetnie opowiada, tak jak w wywiadach. Wypada kapitalnie, gdy trzeba coś na zewnątrz opowiedzieć, czymś się pochwalić. W rozmowie Holender wypada dobrze. Trzeba to przyznać. Jest szczery, umie uderzyć się w pierś. I zastanawia mnie aż tak mocne niezadowolenie wśród trenerów, a zarazem głębokie przekonanie innych o tym, że jego wizja ma sens.

Co może być powodem? Jego bezpośredniość, o której mówił Urban? To, że mówi wprost, gdy coś mu się nie podoba (Berg też tak robił)? Stan jego wiedzy, bazujący niekoniecznie na najnowszych rozwiązaniach? To, że pochodzi z kraju o innej mentalności i nie trafił do warszawskich szkoleniowców? To, że ma w sobie duszę polityka i miał ambicje, aby mocniej oddziaływać na decyzje klubu? To, że nie potrafił przekonać do siebie Zielińskiego i zamiast współpracy powstały wrogie obozy? To, że był wymagający? A może to, że wraz z przeniesieniem się do LTC i przyjściem Holendra w klubie zapanował chłód i poczucie korporacji?

Pewnie wszystko po trochu. Przychodził do klubu, namaszczany jako ten, który przyniesie kaganek oświaty. Wykreowany w mediach na eksperta, z kraju słynącego z kształtowania młodych piłkarzy w gwiazdy światowego formatu. Wielka postać. Po przyjściu okazało się, że to zwykły człowiek – z zestawem zalet i wad. Czy ten balonik nie został za mocno napompowany? Masz rację, coś w tym mogło być. Ja naprawdę zakładałem, że się przy nim bardzo rozwinę. Jak zobaczyłem pierwsze odprawy taktyczne, to się załamałem. To były podstawy. Serio, w stylu, że bramkarz przy naszym posiadaniu piłki pod bramką przeciwnika ma stać wysoko. Liczyłem na zdecydowanie więcej. – odpowiada na pytanie jeden z trenerów.

Podobno dość szybko do trenerów Akademii dotarło ile Grootscholten w Legii zarabia. Kolejny kamyk do woreczka, który zmieniał się w worek, a ten w wór niechęci do współpracy z Holendrem. Trenerów nie kupił, ale Akademia nadal się rozwijała. Piłkarskie mecze zaczęły być rozliczane według dwóch KPI: procentowy udział stwarzanego zagrożenia poprzez Bezpośrednie Zagrożenie Bramki (BZB) czyli obszar, z którego pada najwięcej bramek we współczesnym futbolu (niestety nie mam zdjęcia tej strefy) oraz % odbiorów w ciągu 5 sekund od utraty piłki lub jej wyprowadzenia przez rywala, czyli taki Kloppowski KPI. Pierwszy cel to minimum 25% ataków pozycyjnych z zagrożeniem w BZB, drugi cel to minimum 50% odbiorów w wymaganym czasie. Wskaźniki zaczęły rosnąć.

Dział Analizy w Legia Training Center, fot. Bez Zadęcia

Powyższe cele wylicza dział analizy. Wydaje mi się, że jest to obszar, w którym Akademia najbardziej się rozwinęła i ma najciekawszą bazę danych w Polsce. Wszystkie mecze od U14 wzwyż są opisywane tak, że trener czy zawodnik może sobie obejrzeć je w sposób jaki chce: udane dryblingi (nieudane również), podania otwierające, podanie do BZB, strzały, odbiory. Wybierasz drużynę, zestaw meczów, zawodnika (lub nie) i możesz obejrzeć to nad czym obecnie zawodnik lub drużyna pracuje. Ponad 1000 zdarzeń z jednego meczu. Patrzyłem na to oczarowany i miałem ochotę sam w to poklikać.

Audyt Grootscholtena zawierał wiele punktów dotyczących rozwoju indywidualnego, cały program pracy indywidualnej nad zawodnikami rozpoczął duet Zieliński-Mozyrko, za czasów Holendra (mamy tu ciągłość!) zostało to dopracowane i dzisiaj można pisać o tym, że wygląda to ciekawie. Przez 2 dni w tygodniu: we wtorek i środę do Książenic przyjeżdżają byli piłkarze (Mięciel, Kubicki, Sokołowski) i pracują z zawodnikami nad szlifowaniem lub poprawą odpowiednich aspektów gry.

Po poszczególnych drużynach widać odmieniony styl. Najczęściej oglądałem mecze dwójki Legii prowadzonej (jeszcze?) przez Marka Gołębiewskiego. Trener wychowany przez Hiszpanów w Barca Academy/Escola Varsovia łatwo się zaadaptował do filozofii gry wymaganej w LTC (podobnie jak wychowany w Hiszpanii Urban). Dzisiaj, co ciekawe, rezerwy grają często odważniej, niż niektóre drużyny młodzieżowe. W ostatnich dniach słychać, że Gołębiewski jest kandydatem na stanowisko trenera Chrobrego Głogów. Splata to się w czasie z szykowaną rewolucją w Książenicach. Jest w tym trochę przypadku, ale gdyby trener wierzył w przyszłość, to nie szukałby okazji w innych miejscach. Ta przyszłość to temat trzeciej części, opartej na grzechach przeszłości i wizji tego co nastąpi – myślę, że ma ona wpływ na decyzję Gołębiewskiego, a także Jacka Magiery, który postanowił nie przyjąć stanowiska dyrektora Akademii.

Przyjście Holendra do klubu, przeniesienie się do LTC, rozłączenie, choćby terytorialne, jedynki od młodzieży wprowadziło większą korporacyjność. To tylko poniekąd związane z Grootscholtenem, ale na pewno również miało wpływ na odbiór. Mur powstawał, Holender dokładał również swoje: mówił jak jest, nie gryząc się w język. Podpowiadacze z drugiej strony śmiali się, że skupia się na chwastach rosnących przy boisku czy też krzywo narysowanej linii. To prawda, bylejakość go irytuje. Irytowała również Berga, a z doniesień ze Szczecina słychać, że podobnie Runjaica czyli ludzi wychowanych w Europie piłkarsko i gospodarczo bardziej zaawansowanej. Bylejakość niestety to domena polskiej piłki, na każdym poziomie od grassroots po najwyższą klasę rozgrywkową. Analogicznie, tylko, że do potęgi, wygląda to w szkoleniu.

Zaczepiam Richarda o Igora Strzałka, zawodnika, na którego w Akademii dzisiaj najbardziej liczą. Wszyscy trzymają kciuki i wierzą, że może to być kolejny Szymański czy Karbownik. Chwalę rozwój zawodnika i debiut w jedynce, przewrotnie zadając pytanie: Czy to nie jest sukces poprzedników, którzy znaleźli i przekonali Igora do dołączenia do Akademii? Na co Richard rezolutnie odpowiada: Pytanie czy obecna filozofia gry, kiedy częściej posiadasz piłkę i możesz kreować więcej podań otwierających, otworzyła szansę rozwoju Strzałkowi bardziej, niż poprzednia opierająca się na szybkim ataku? Pytanie za pytanie. Tak, moim zdaniem obecny Strzałek jest innym Strzałkiem, niż byłby za Mozyrko. Poprzednik mi o nim kiedyś opowiadał: Wiedziałem, że sobie poradzi i ma szansę. On od początku wytrzymywał intensywność zajęć. Wiedziałem, że to będzie materiał na piłkarza.

Błędy popełnił każdy z dyrektorów. Każdy z nich wniósł również sporo dobrego. Za Mazurka to była firma rodzinna, gdzie trenerzy znali praktycznie każdego piłkarza i mieli ze sobą dobry kontakt. Mozyrko wprowadził wiele zmian, które popchnęły klub do przodu. Grootscholten wprowadził klub do LTC, a także rozwinął poszczególne działy i poprawił rozwój indywidualny zawodników. Pewnie gdyby Mozyrko z Zielińskim nadal prowadzili Akademię, to byłaby ona w innym miejscu niż jest obecnie. Pewnie gdyby Grootscholten lub jego następcy: Urban lub Magiera, mieli szansę poprowadzenia jej jeszcze przez kilka, kilkanaście lat według obranej drogi to również. Pewnie podobnie będzie ze Śledziem, jeśli otrzyma czas. Póki co, jedyne co jest pewne to zmiany, czyli jak zawsze w Akademii Legii.

-Tak, to prawda, że są zmiany. Chcielibyśmy żeby było ich coraz mniej. Nie będziemy udawać, że to jest dobre, bo to nie jest dobre i o tym rozmawiamy. To nie jest tak, że my nie widzimy tego. Ja zawsze daję jako przykład, że przy tylu zmianach, nawet jak coś ci wypali – jak jeden, drugi zawodnik zagrają w pierwszym zespole i sprzedasz ich – to nie będziesz wiedział, dlaczego. Nikt do końca nie będzie wiedział, czy to efekt zdolności tego chłopaka, zmiany jakiegoś aspektu szkoleniowego czy wdrożonego miksu. Zdajemy sobie sprawę, że to musi lepiej wyglądać. Dążymy do stabilizacji… Piotr Urban w podcaście Kilka słów o Legii.

Zakończmy tym cytatem część drugą. Te słowa powiedział Piotr Urban jesienią 2021 roku. Obecnie trudno podejrzewać, że zostanie w klubie. Jacek Zieliński składając ofertę Markowi Śledziowi dość jasno ocenił pracę Urbana, choć ten odgrywał ważną rolę, gdy to Zieliński był dyrektorem Akademii. W trzeciej części, na którą już teraz zapraszam, skupimy się na analizie grzechów głównych Akademii, a co za tym idzie klubu.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana