Deyna pomnik

Najpiękniejszy pomnik w Polsce

6 czerwca minie dokładnie 10 lat od odsłonięcia pomnika Kazimierza Deyny przy Stadionie im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Ta budowla tak wkomponowała się w otoczenie, że obecnie stanowi naturalny element krajobrazu i nikt nie wyobraża sobie, żeby miało jej zabraknąć. Postać, którą upamiętnia nie pozostawia nikogo, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się polską piłką, obojętnym. Ten dodatkowy ładunek emocjonalny oraz wrażenia estetyczne sprawiały do tej pory, że uważałem ją za jedną z ładniejszych rzeźb, jakie widziałem w Polsce. Po rozmowie z Wojciechem Cłapińskim, który przybliżył mi historię jej powstania, sądzę, że to najpiękniejszy pomnik w Polsce.

Trudne czasy

Wojciech Cłapiński był przewodniczącym Komitetu Powstania Pomnika Kazimierza Deyny. W 2008 roku, na jednym ze spotkań SKLW, rzucił pomysł, który oczywiście zyskał akceptację i przychylność kibiców. Wojtek chciał w miarę szybko materializować ten projekt, więc, za namową pana Janusza Dorosiewicza, założył Komitet, na którego stanął czele.

Cłapiński nigdy nie widział na oczy, jak gra Kazimierz Deyna. Kiedy słynny „Kaka” opuszczał Łazienkowską, miał zaledwie 4 lata. To jednak nie sprawiło, że nie dotknęła go legenda Deyny, co może potwierdzić mnóstwo kibiców Legii z młodszych pokoleń. Wybór osoby, którą miał prezentować pomnik był oczywisty. Deyna już wcześniej był bohaterem flag, opraw, szalików, koszulek. W 2008 roku przyszła pora, żeby pójść o krok dalej. Powstała więc kibicowska inicjatywa, której głównym założeniem była niezależność. I to zdawało się najtrudniejsze w tych specyficznych czasach.

Cłapiński: Obawiając się tego, że ITI dowie się o naszych planach i uprzedzi nas w realizacji tego projektu, najbardziej zależało nam na tym, żeby jako pierwsi podać informację, że to my kibice jako pierwsi zaczęliśmy działać przy realizacji powstania pomnika. Dlatego szybko napisaliśmy newsa na portalu Legioniści.com, żeby podkreślić, że ta inicjatywa wyszła od nas, a nie od jakiejś korporacji. Chcieliśmy od początku do końca mieć kontrolę nad powstaniem pomnika, ponieważ obawialiśmy się, że ITI może to zrobić po swojemu, niekoniecznie dobrze i z pewnością nie tak, jakbyśmy chcieli..

Konflikt z ITI był jednym z powodów, dlaczego cały proces się przedłużał. Pamiętajmy również, że to było 14 lat temu, kiedy w Internecie próżno było szukać portali ze zbiórkami, social media nie były rozwinięte na taką skalę, a koszty związane z operacją wg różnych źródeł mieściły się w przedziale 220-250 tys zł. Powyższe to tylko niektóre z licznych powodów, dlaczego od pomysłu do realizacji minęły aż 4 lata. Inną kwestią jest też to, że same procesy administracyjne związane z takim wydarzeniem są nie do przeskoczenia. Już nie wspominając o podjęciu kluczowej decyzji…

Jak przedstawić Deynę?

W 2010 roku rozpisano konkurs na projekt pomnika Deyny. Zgodnie z regulaminem, finalny wygląd miał zostać zaakceptowany przez kibiców, biorących udział w głosowaniu na stronie pomnikdeyny.pl. Spośród 20 nadesłanych prac, na jedynym w historii spotkaniu Komitetu, wybrano dwie propozycje. Warto wspomnieć, że członkowie tegoż reprezentowali różne stanowiska.

Cłapiński: Powołując Komitet, musieliśmy do niego zaprosić osoby, które dały nam wartość dodaną do tego projektu. Zaprosiliśmy do niego osoby związane z klubem w formalny i nieformalny sposób m.in. pana Andrzeja Strejalua, red. Stefana Szczepłka (autora książek o Deynie), wiceprezydenta Warszawy, kustosza Muzeum Legii – ś.p. Wiktora Bołbę, projektanta nowego stadionu, żeby pomnik dobrze wpasowywał się w krajobraz, i – mimo konfliktu – zaprosiliśmy ówczesnego prezesa Legii Pawła Kosmalę. Nie chcieliśmy całkowicie odwracać się plecami od władz w tym temacie. Nie chcieliśmy, żeby mieli kontrolę nad tym projektem, ale uważaliśmy, że powinni mieć prawo głosu.

Wspomniane towarzystwo wybrało projekty Tomasza Radziewicza i Marcina Urbanka. Kibice w stosunku głosów 5/7 wybrali projekt tego pierwszego. Jeżeli jesteście ciekawi, jak wyglądał drugi projekt, to znajduje się on nieopodal zwycięskiego projektu, w Sportbarze.

Cłapiński: Każdy z twórców nadesłanych projektów miał za zadanie również przesłać miniaturkę projektu. Dlatego też ten drugi projekt oddałem do Sportbaru, gdzie wisiał jeszcze przed zamknięciem. Niestety, nie mam wiedzy o tym, czy nadal tam się znajduje. Co ciekawe, pomysł z drugą propozycją miał ewoluować w ten sposób, żeby umieścić go na Stadionie Narodowym i dorobić do niego inne legendy reprezentacji, żeby stworzyć panteon gwiazd polskiego futbolu. Jednak do tego projektu nie miałem wewnętrznego imperatywu. Zawsze bardziej po drodze było mi z Legią niż z reprezentacją.

Artysta w hołdzie artysty

Tomasz Radziewicz jest uznanym rzeźbiarzem, twórcą takich pomników, jak Józefa Piłsudskiego w Gdańsku, Jana Pawła II w Przemyślu, czy Remusa w Kościerzynie. Jest to też twórca wielu postaci dla CD Projekt, potentata w świecie gier. Pochodzi z Gdańska i nie jest w żaden sposób związany emocjonalnie z Warszawą, Legią czy postacią Kazimierza Deyny. Wojciech Cłapiński musiał go obdarzyć zaufaniem, a że różnie bywa z artystami…

Cłapiński: Zacząłem się interesować, co właściwie dzieje się z tymi wszystkimi pomnikami na świecie. Zdarzało się, że artyści, którzy oddawali projekt mieli problem z wykonaniem założeń. Dlatego umówiłem się z Tomkiem na spotkanie, żebyśmy mieli jasność, co do finalnego kształtu wykonanego zadania. Pomimo tego, że w regulaminie zawarliśmy informację o tym, że pomnik ma być wykonany na postumencie w wysokości co najmniej 1 metra, Tomek przekonał mnie, żeby zrezygnować z tego założenia. Chciał, żeby pomnik był „żywy”, na wysokości ludzi, którzy przechodzą obok niego. Tak, żeby mogli sobie zrobić obok niego zdjęcie itp. Zauważ, że najgorszą zmorą tych wszystkich pomników pisarzy – oprócz tego, że nie zawsze są ładne – jest to, że co widzisz, kiedy podchodzisz to takiej rzeźby? Buty? Albo patrzysz mu pod spodnie…

Jeżeli kiedykolwiek próbowałeś googlować jak wygląda zdjęcie, na podstawie którego powstała rzeźba, to go nie znajdziesz. To jest niemożliwe, ponieważ pomnik jest wizją artysty, co nie zawsze spotykało się z entuzjastycznym przyjęciem.

Cłapiński: Niektórzy mówili, że ten pomnik to nie jest Kazimierz Deyna. Wiesz, jedna osoba mówiła, że on tak nie biegał, druga, że właśnie tak. I tak te dyskusje toczyły się bez końca. Finalnie zaufaliśmy wizji Tomka i myślę, że wyszło nam to na dobre.

Podpis autora na rzeźbie. Zdj. Mateusz Kostrzewa

Nie jest tajemnicą, że Tomasz Radziewicz nie robił tego za darmo. Oczywiście, wizja, którą przedstawiał mu Wojciech, na pewno była kusząca, ponieważ stworzenie pomnika polskiego piłkarza było wydarzeniem bez precedensu. Lokalizacja i sama postać dodawała dodatkowego prestiżu, jednak taka „robocizna” rzadko kiedy jest robiona za darmo.

Cłapiński: Trzeba było zorganizować pieniądze. Warto przypomnieć o tym, że to było w czasach, kiedy social media nie były rozwinięte na taką skalę, jak obecnie. Słowem, było trudniej o pozyskanie środków. Tym bardziej, że chcieliśmy to robić niezależnie. Założyliśmy więc konto, na które można było przelewać środki oraz klasycznie zbieraliśmy pieniądze do puszki przed meczami, tak jak teraz to robią Nieznani Sprawcy.

Największą jednorazową kwotę udało się Komitetowi zebrać przed meczem z Rapidem Bukareszt w Lidze Europy w 2011 roku. Było to 34 tys. złotych.

Pieniądze były oczywiście kluczowe, ale ranga wydarzenia nie byłaby tak wielka, gdyby nie pan Janusz Dorosiewicz, prezes Fundacji im. Kazimierza Deyny oraz ówczesny prezes CWKS Legia – zespołu ligi okręgowej.

Nadać odpowiednią rangę wydarzeniu

Cłapiński: Pan Janusz Dorosiewicz miał bardzo duży wpływ na powstanie pomnika. Był jedną z pierwszych osób, która się do nas zgłosiła z chęcią pomocy przy realizacji tego przedsięwzięcia. Dużo nam podpowiadał, jak załatwiać sprawy administracyjne. Miał w tym doświadczenie, ponieważ był odpowiedzialny m.in. za powstanie pomnika Regana przy Ambasadzie USA, ostatnio nawet odsłonił pomnik Solidarności przy Liceum im. Dąbrowskiego. Co by nie mówić, w pomnikach miał doświadczenie, a przy okazji był osobą związaną z Legią.

Postać Kazimierza Deyny otwierała wiele drzwi, nawet warszawskiego Ratusza. Dużo spraw można było załatwić bez kolejki i ingerencji pana Janusza, którego głowę zajmowały nie tylko sprawy administracyjne. Obok Wojtka Cłapińskiego był on osobą, która w tamtym okresie często kontaktowała się z autorem pomnika. Mój rozmówca przekonywał, że debata nt. rozchylonych palców dłoni Deyny trwała godzinami. Styl Tomasza Radziewicza jest na tyle specyficzny, że trzeba było poświęcić dużo czasu, żeby przekonać pana Janusza do artystycznej wizji autora.

Wygląda też na to, że pan Janusz miał na tyle niespożytej energii, że bez niczyjej wiedzy prowadził równolegle rozmowy nt. nadania większej rangi związanej z wydarzeniem odsłonięcia pomnika.

Cłapiński: Kiedy ja byłem pochłonięty całkowicie operacją odsłonięcia pomnika, pan Janusz pracował nad inną kwestią w całkowitej tajemnicy przede mną. Po jednej z jego licznych wizyt w USA umówiliśmy się w Sportbarze. Podczas rozmowy położył przede mną papier. Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi, więc spojrzałem na ten dokument i nie mogłem w to uwierzyć, ale to była pisemna zgoda Marioli Deyny na przywiezienie prochów jej męża do Polski! Postanowiliśmy, że 6 czerwca nie będzie tylko dniem, w którym odsłonimy pomnik. Zrobimy z tego swoisty  Dzień Deyny! Pan Janusz załatwił, że tego samego dnia odbędzie się pogrzeb państwowy z wszystkimi honorami na warszawskich Powązkach w Alei Zasłużonych.

Nieprzypadkowa data

Kto wie, czy ten projekt nie przedłużyłby się jeszcze o paręnaście miesięcy, gdyby nie to, że 2012 rok był wyjątkowy nie tylko dla polskiej piłki.

Cłapiński: Chcieliśmy to połączyć z Euro 2012, którego inauguracja miała miejsce 8 czerwca. Naszym założeniem było to, żeby zrobić z tego wielkie wydarzenie. Do Polski przyjeżdżali piłkarze, którzy pamiętali Deynę z boiska. Dlatego pomyśleliśmy, że odsłonięcie pomnika tuż przed rozpoczęciem Euro nada większej rangi temu wydarzeniu.

Wojciech Cłapiński podczas instalacji pomnika. Zdj. Mateusz Kostrzewa

W 2012 roku 10-lecie obchodziło SKLW, co też było symboliczne ze względu na kibicowski charakter przedsięwzięcia. Odsłonięcie pomnika było głównym punktem obchodów Jubileuszu Stowarzyszenia i hołdem kibiców dla Legendy Legii.

6 czerwca 2012 roku można było faktycznie uznać za ogólnopolski Dzień Deyny. Zanim odsłonięto pomnik, odbył się państwowy pogrzeb w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Po nim urna z prochami „Kaki” została przeniesiona do Aleji Zasłużonych na Powązkach Wojskowych. Wspominałem wyżej, że nazwisko Deyna otwierało wiele drzwi. Dobrze też to widać po nagrobku, który kamieniarz wykonał za darmo.

Później, przy ulicy Łazienkowskiej, dzieci z Akademii Legii odsłoniły pomnik Kazimierza Deyny, kończąc 4-letni projekt i tym samym powołując do życia nowe, kultowe miejsce. Podczas uroczystości przemawiali m.in. Mariola Deyna, Andrzej Strejlau, Prezes SKLW, oraz Stefan Szczepłek.

Kultywując historię

Pomnik Deyny od zawsze był dla kibiców Legii kultowy. Spora część z nich, kiedy go mija odruchowo przybija piątkę z Kazikiem, traktując ten gest jako talizman. Niskie usytuowanie rzeźby sprawia, że wielu Legionistów (i nie tylko!) i nie tylko robi sobie w tym miejscu zdjęcie na tle Deyny kopiącego piłkę.

W ostatnich latach głośno było w światowych mediach nt. niezbyt udanego popiersia Cristiano Ronaldo na portugalskim lotnisku, czy zupełnie niepodobnego Kuna Aguero przed stadionem Manchesteru City. Ostatnio nawet padła teza, że piłkarskie pomniki są skazane na porażkę. Otóż nie! Pomnik Deyny jest tego najlepszym przykładem. Martwi jedynie to, że wokół niego ludzie parkują samochody, przez co nieraz trzeba odnawiać cokół… Dlatego zwracajmy na to uwagę, nie tylko przez niezwykłą historię powstania tej rzeźby, ale głównie przez to, kogo ona reprezentuje.

Zdj. Mateusz Kostrzewa

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Brawo Panowie

Trzeba się po prostu cieszyć i to z kilku powodów. Zdobyliśmy trzy punkty i dzięki temu jesteśmy na pucharowym miejscu w tabeli, a do końca

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.