LEGŚLĄ

Wyskok ponad strefę żenady niestety tylko w tabeli

W poprzedniej relacji pomeczowej pisałem coś o powiewie optymizmu. Oddaje się pod pręgierz wam i redakcji. Po prostu się nie znam. O matko, jaki to był koszmarny mecz, beznadziejny, pozbawiony jakości piłkarskiej, bez taktyki. Wystarczy powiedzieć, że najlepszym aktorem tego pseudo widowiska był Pan Jacek Laskowski, który w inteligentny sposób naigrywał się z popisów 21 (plus Josue) typów niegodnych tego, aby nazywać ich piłkarzami.

Ktoś powie: „przestań się czepiać, przecież wygraliśmy”. Tak, jednak tylko dzięki jakości Josue, błyskowi Wszołka oraz komuś kto dał zawodowy kontrakt piłkarski gościowi o nazwisku Janasik. Stały z tych trzech czynników jest niestety tylko pierwszy. Tak czy inaczej, dzisiaj zanotowaliśmy trzeci wygrany mecz z rzędu (licząc wszystkie rozgrywki) i tylko jeden stracony gol. Rzecz nie do przecenienia w tym sezonie i nareszcie opuściliśmy strefę spadkową. Z tym, że przed nami jeszcze wiele kolejek w trakcie których zagramy z dużo lepszymi rywalami, niż dotychczas.

Ci ludzie praktycznie całe życie nic innego nie robią oprócz trenowania piłki nożnej. Dlaczego więc do cholery nie potrafią podać dokładnie na 3 metry, przyjąć piłki w taki sposób, aby nie skakała jak jo-jo. To było coś niesamowitego. Chaos, kopanina, faule, auty. Kilka rzutów rożnych, dobra sytuacja Szweda, na koniec pierwszej połowy bardzo dobra Czecha, jednak jego strzał wybronił Szromnik. Niech to was jednak nie zmyli. Przywołałem te sytuacje tylko dlatego, że jestem rzetelnym dziennikarzem-amatorem. Nie zmieniają one jednak tego, że w naszej grze nie było żadnej myśli, taktyki, żadnego głębszego zamysłu. Śląsk przynajmniej grał pressingiem, miał jakiś plan. Inna sprawa, że wykonywał go tak, że o ile nam na nic nie pozwalał, to także sam niczego nie tworzył. Jeśli nie oglądaliście pierwszej połowy nie męczcie się. Odpalcie sobie tylko 23. minutę – Mladenovic z bodajże Rosołkiem tak rozegrali ze sobą piłkę (nieatakowani, oddaleni od siebie o 3 metry), że ta wytoczyła się na aut.

W drugiej połowie ruszył Śląsk. Miał piłkę, optyczną przewagę i nic na szczęście z tego nie wynikało. My z kolei nadal nie potrafiliśmy poradzić sobie z pressingiem rywala. Vuko zareagował zmianami. W 62. minucie wprowadził Lopesa i Muciego i zagraliśmy na dwóch napastników. Przyniosło to skutek już po 7 minutach. Josue genialnie zagrał do Wszołka, który sytuacje sam na sam skutecznie wykończył lobem. To była już 8. asysta Portugalczyka. Strach pomyśleć co by bez niego było. Śląsk nie był w stanie odpowiedzieć do końca meczu niczym konkretnym.

LEGŚLA
zdj. Bez zadęcia

Pochwalić trzeba cały blok obronny. Śląsk nawet po stracie gola nie miał nawet pół sytuacji. Zresztą przez cały mecz nie zdołali oddać celnego strzału. Dobrą zmianę dał Lopes, aktywny, cały czas pod grą. Rywale łapali na nim faule, a czas płynął. Pochwalić można też wreszcie Wszołka. Za ładnego gola i aktywność. Katastrofalną zmianę dał za to Muci. Bezsensowne zagrania miały chyba pokazywać jakim jest świetnym technikiem, a wprowadzały jedynie niepotrzebne zagrożenie. Po raz kolejny przeciętnie zagrał Celhaka. Wszedł za niego Sokołowski i też szału nie było. Nadal jest problem ze środkiem pola. Martins, Gvilia, „człapak” Antolic. Kiedyś ich krytykowaliśmy…

W przerwie między rundami odbywała się w legijnym środowisku ożywiona dyskusja na temat tego czy rzeczywiście jesteśmy zagrożeni spadkiem. Dominował pogląd, że absolutnie nie, ponieważ piłkarzy jakościowo mamy na miejsca 6-10, a już nie będzie grania co 3 dni. A może to bzdura? Przecież jedynie Josue potrafi przedryblować rywala, może jeszcze Muci (ten jednak skrzętnie to
ukrywa). Reszta to grupa przeciętniaków, na co wskazuje jakość gry drużyny.

I na koniec jeszcze taka rada. Nigdy, ale to przenigdy bezpośrednio przed meczem Ekstraklasy (szczególnie z naszym udziałem) nie grajcie w Fifę. Sami wiecie jak jest, tam praktycznie każde podanie dokładne, 90% strzałów celnych. Gdy potem włączycie telewizor oczy będą wam krwawić
jeszcze szerszym strumieniem.

Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 1:0 (0:0)
1:0 – Paweł Wszołek 69′

Legia: Cezary Miszta – Mattias Johansson, Maik Nawrocki, Mateusz Wieteska, Filip Mladenović – Paweł Wszołek, Bartosz Slisz, Josue (90+2′ Lirim Kastrati), Jurgen Celhaka (62′ Rafael Lopes), Maciej Rosołek (62′ Ernest Muci) – Tomas Pekhart (77′ Patryk Sokołowski).


Śląsk: Michał Szromnik – Patryk Janasik, Diogo Verdasca, Wojciech Golla, Dino Stiglec – Robert Pich (77′ Cayetano Quintana), Krzysztof Mączyński (79′ Fabian Piasecki), Waldemar Sobota (75′ Adrian Łyszczarz), Patrick Olsen (75′ Petr Schwarz), Marcel Zylla (75′ Dennis Jastrzembski) – Erik Exposito.

Żółte kartki: Celhaka i Nawrocki (Legia).

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Brawo Panowie

Trzeba się po prostu cieszyć i to z kilku powodów. Zdobyliśmy trzy punkty i dzięki temu jesteśmy na pucharowym miejscu w tabeli, a do końca

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.