KB w szatni

Klaudia Bodecka – specjalistka ds. spełniania marzeń

Dziś wyjątkowy dzień. Dzień kobiet, bez których trudno wyobrazić sobie życie. Tak samo jest w naszej legijnej społeczności, gdzie przedstawicielki płci pięknej nie są na pierwszym planie, a w niektórych przypadkach powinny. Takim przypadkiem na pewno jest Klaudia Bodecka – piłkarka Legia Ladies, trenerka w Legia Soccer Schools, członkini redakcji Legii oraz studentka psychologii sportu na Uniwersytecie SWPS. Kiedy mój redakcyjny kolega, Łukasz Sieciński, powiedział mi, że jest taka osoba, to nie mogłem uwierzyć, że jest tak mało publikacji na jej temat. Klaudia jest człowiekiem orkiestrą i jednocześnie bardzo kontaktową osobą, która pomimo nawału obowiązków, zgodziła się na rozmowę ze mną.

Miałaś dzisiaj intensywny dzień. Dzięki za znalezienie czasu na rozmowę.

To nie jest wyjątkowy dzień. Tak wygląda moja codzienność. Od niedawna mam przyjemność pracować w redakcji Legii Warszawa, gdzie zajmuje się social mediami, a po pracy prowadzę treningi dziewczynek albo sama trenuję w Legia Ladies.

Od kiedy pracujesz w redakcji Legii i jak tam trafiłaś?

Na pełen etat pracuję od grudnia. Śmieję się, że chyba urodziłam się pod „szczęśliwą gwiazdą”. O czym bym sobie nie pomyślała, to się spełnia. W byłej pracy dostałam telefon, że rzeczniczka Legii chciałaby się ze mną spotkać, bo szukają kogoś na stanowisko, na którym obecnie jestem. Pomysł z wcieleniem mnie do redakcji narodził się z tego, że już parę ładnych lat funkcjonuję Legii i widać było, że wiem jak się robi media społecznościowe. Nie było trudno mnie nakłonić, bo zawsze chciałam się spróbować spełnić w tej roli. Sprawdziłam się w okresie próbnym i po nim przyjęto mnie do redakcji. Więc trochę trafiłam tutaj z przypadku, ale jednak myślę, że jest to wynik aktywności, które robię na co dzień.

Kojarzysz książkę Fernando Trias de Besa „Szczęście, czy fart”, którą przy każdej okazji poleca Jacek Magiera?

Zabawne, że o tym wspominasz, bo byłam na jednej z konferencji, na której trener Magiera był prelegentem świeżo po tym, jak odszedł z Legii. Dużo opowiadał o tej książce i się go podpytałam o jej szczegóły. Stwierdził, że sama muszę ją przeczytać, po czym mi ją wręczył z dedykacją. Polecam serdecznie każdemu tę pozycję!

Wspominałaś o szczęśliwej gwieździe, pod którą się urodziłaś. W wywiadzie z Markiem Majewskim na Legia.net powiedziałaś, że po kilkunastomiesięcznej przerwie od grania wznowiłaś treningi w AKS Zły, gdy nagle pojawiła się informacja o naborze do Legia Ladies.

Byłam świeżo po przeprowadzce do Warszawy i koniecznie chciałam gdzieś trenować. Byłam trenerką dziewczynek w MUKS Praga Warszawa, ale grający wtedy w I lidze zespół to był trochę za wysoki poziom dla mnie. Jak już jednak byłam przy ul. Kawęczyńskiej, to postanowiłam zajrzeć do AKS Zły, gdzie potrenowałam przez chwilę do momentu, kiedy kolejne marzenie było o krok do zrealizowania. Zawsze chciałam występować w koszulce z „eLką” na piersi, dlatego gdy ogłoszono nabór do Legia Ladies, nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo. Poszłam na testy, przyjęli mnie i oto jestem!

Skąd u ciebie wzięła się miłość do Legii?

W sumie to nie wiem skąd ona się wzięła. Może z tego, że moim trenerem był zawodnik Legii Warszawa II, Bartłomiej Czarnecki? On był bardzo wsiąknięty w Legię. Był jej wychowankiem, występował w Młodych Wilkach. Kiedy złapałam bakcyla na grę w piłkę, zaprosił mnie do pomagania w treningach w ramach legijnego przedszkola, które dopiero co otwierało się w Mszczonowie i Żyrardowie. I tak to się zaczęło. Często zdarzało się, że po treningach była okazja zobaczyć mecz na stadionie przy Łazienkowskiej, a takich rzeczy po prostu się nie omija.

Masz jakieś szczególne wspomnienia związane z pierwszymi meczami na Łazienkowskiej?

Tuż po mojej 18-stce Legia grała pierwszy mecz w ramach fazy grupowej Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. Mieszkałam wtedy pod Żyrardowem, więc zawsze jeździliśmy na mecze samochodem. Pech chciał, że tego dnia jeden z zawodników trenera Bartka na treningu złamał sobie obojczyk i zamiast pojechać na mecz, był zmuszony pojechać do szpitala. Miałam do wyboru, albo zostać w domu i obejrzeć mecz w telewizji, albo sama pojechać na własną rękę pociągiem. Oczywiście, wybrałam tę drugą opcję i zdecydowałam się na moją pierwszą w życiu samotną podróż do Warszawy. W tajemnicy przed rodzicami w koszulce Legii z Żyrardowa, gdzie niedaleko zawsze czają się kibice Widzewa… Kiedy teraz o tym myślę, to nie było do końca rozważne posunięcie jak na młodą dziewczynę. Z pociągu dostałam się jak najszybciej na Politechnikę komunikacją miejską, a stamtąd, za pomocą nawigacji, pieszo na Łazienkowską.

I tak samotnie dostałam się na Żyletę na sektor, gdzie byli moi znajomi. Później była ta cała spinka z kibicami Borussi i znowu zostałam sama na sektorze, jak ta sierota… Od tamtej pory sama już jeździłam na mecze Legii.

W takich bojowych warunkach kształtuje się charakter kibica. Nie dość, że sama podróż była dla ciebie dużym wydarzeniem, to jeszcze mecz sam w sobie nie należał do przyjemnych…

To prawda, ale też mogłam doświadczyć na własnej skórze wspólnotę legijnej społeczności. Z powrotem do domu nie miałam już takiego problemu. Ktoś, z kim miałam wspólnych znajomych, poznał mnie i od razu zapewnił mi transport powrotny pod same drzwi.

Tak naturalnie pielęgnuje się legijne DNA. Trenujesz dziewczynki U13. Czy starasz się przekazać im te wartości?

Tak, jak najbardziej! Po pierwsze, to jest trening. Przychodzimy tu w wiadomym celu – chcemy, żeby dziewczynki były jak najlepsze. Po drugie, staram się je zapraszać na mecze. Przed meczem z Wartą – swoją drogą, bardzo niefortunnym – zorganizowaliśmy mini turniej dziewczynek, po którym zasiadły na trybunach, żeby poczuć atmosferę na Łazienkowskiej. Mnie wyeliminował covid, ale na szczęście trenerka Kasia Janiec, z którą wspólnie prowadzimy zespół, super sobie poradziła ze wszystkim. W przerwie zadzwoniły do mnie na wideo rozmowie i zobaczyłam, jak dziewczynki mocno wszystko przeżywają, jak skaczą, kibicują. Serce rośnie, kiedy widzisz takie obrazki.

Podejrzewam, że jak już rodzice zapisują swoje pociechy na treningi do was, to sami są kibicami, więc poniekąd trafiasz na podatny grunt.

Po części tak, po części nie. Nie wszystkie dziewczyny mają takie podłoże kibicowskie. Spora część z nich trafia tutaj, ponieważ jesteśmy rozpoznawalną marką i to zachęca rodziców do zapisów do naszej szkoły.

Klaudia Bodecka gra na prawej obronie

Studiujesz na SWPS psychologię sportu. To na pewno ci pomaga w dotarciu do podopiecznych.

Studia na pewno pomagają mi w pracy z dziewczynkami. Lubię takie powiedzenie, że zawodnicy są obrazem trenera. Wszystko co im namalujemy znajdzie odzwierciedlenie w ich zachowaniu. One będą moim lustrzanym odbiciem, więc muszę dawać im przykład. Chcę, żeby były bardziej świadome, niż ich rówieśniczki i zauważam to podczas turniejów, które rozgrywamy.

Dużo masz jeszcze czasu do końca studiów?

Przede mną ostatni semestr i zostaje mi napisanie pracy magisterskiej, co dla wszystkich studentów jest ciężkim tematem.

Szczególnie dla ciebie. Kiedy twój grafik jest tak napięty, to pewnie ostatnie, co chcesz robić po całym dniu zajęć, to usiąść i pisać pracę.

Mam bardzo fajny temat, który sobie wybrałam i został zaakceptowany. Chcę zbadać, czy są różnice w poczuciu własnej wartości pomiędzy kobietami, które grają w piłkę zawodowo a tymi, które grają amatorsko lub w ogóle nie uprawiają sportu.

Podejrzewam, że po skończeniu szkoły pojawi się pustka, którą będziesz chciała wypełnić.

Na razie zostaję w Legii. Obecnie nie wyobrażam sobie pracy w innym miejscu. Czuję się tutaj bardzo dobrze. Nigdzie nie szłam rano z taką przyjemnością, jak do pracy w Legii. Nie nudzę się tutaj ani sekundy, nie mam myśli „czemu muszę tutaj być?”. Mamy kilka fajnych projektów w przygotowaniu, dużo jest też takich, które czekają na lepsze czasy, bo z taką marką, z taką ekipą, która to tworzy, możemy zrobić naprawdę wielkie rzeczy, nie tylko na polską skalę.

Lubisz podróże piłkarskie. Czy obecne obowiązki pozwalają ci pielęgnować tę zajawkę?

Tak! Przed pandemią miałam postanowienie, że zwiedzę wszystkie stadiony zespołów z Ekstraklasy. Niestety, covid pokrzyżował moje plany, ale jak już sobie coś postanowię, to zwykle tego dokonuję. Obecnie moja praca w mediach umożliwia mi jeżdżenie na każdy wyjazd Legii, więc siłą rzeczy spełniam te założenie.

Co do zagranicznych wojaży, to nie wyobrażam sobie, żeby być w jakimś mieście i nie pójść na mecz.

Pewnie fajnie by było, gdyby na mecze Legia Ladies też ludzie tak tłumnie się zjawiali…

Jasne, że tak. Pamiętam, jak na derbach z Polonią zjawiła się większa grupa kibiców, która nas dopingowała. Od razu inaczej się gra! To dodaje dużo energii i fajnie byłoby częściej grać w takich okolicznościach.

Walczymy teraz o awans i chcemy być jak Manchester City czy Liverpool z najlepszego sezonu i nie możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek potknięcie. Siła kibiców na pewno nam w tym pomoże.


Nie pozostaje nam nic innego, jak zaprosić wszystkich czytelników Kilka Słów o Legii na najbliższe mecze Legia Ladies. Nie ma miejsca na przeciętniactwo w żadnej z sekcji, a tak jak Klaudia wspominała, wsparcie kibiców jest nieocenione.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Brawo Panowie

Trzeba się po prostu cieszyć i to z kilku powodów. Zdobyliśmy trzy punkty i dzięki temu jesteśmy na pucharowym miejscu w tabeli, a do końca

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.