Trzeba się po prostu cieszyć i to z kilku powodów. Zdobyliśmy trzy punkty i dzięki temu jesteśmy na pucharowym miejscu w tabeli, a do końca zostały dwa mecze z ligowymi średniakami, więc szansa na utrzymanie podium jest spora. Zagraliśmy dobry mecz w Poznaniu, a nie oszukujmy się, Lech niezależnie od formy jest na nas nabuzowany, a umiejętności indywidualne mają takie, że zawsze mogą coś wymyślić. I rzecz bardzo ważna. Kilku zawodników zagrało bardzo dobry mecz. Może więc jest baza, żeby na kolejny sezon stworzyć fajną ekipę.
Brawo dla trenera, że poszedł po rozum do głowy i skończył z wystawianiem Wszołka w ataku, wstawił tam Rosołka, a na prawym wahadle grał ten gość co trzeba, do bramki wrócił Tobiasz i ta decyzja też się obroniła. Trudny mecz wyjazdowy i żadnego defensywnego ustawienia. Tak być powinno, szczególnie, że bronić nie umiemy. Niby Lech zaczął z animuszem, ale pierwszy kwadrans to my zamknęliśmy golem. Mogliśmy prowadzić już wcześniej, piłkę do bramki w 6. minucie po fajnej akcji wbił Wszołek, ale VAR dopatrzył się faulu Rosołka dwa zagrania wcześniej. Po kilku minutach analiza video było łaskawa dla nas. Sędziowie zauważyli to, że Gual dostał w polu karnym z łokcia. Josue ustawił piłkę na wapnie i strzelił beznadziejnie, Mrozek bez problemu złapał futbolówkę. Jednak Lech bardzo, ale to bardzo chciał nam pomóc. Bramkarz gospodarzy wznowił grę, szybka strata, dośrodkowanie Wszołka, zgranie Ribeiro przed bramkę, a tam Blazić pięknie pokonał swojego bramkarza niskim lobikiem. Gdyby chciał to powtórzyć pewnie by nie umiał. Lech chciał odrabiać straty, ale nic z tego. Niedokładne podania, brak zrozumienia, ale i szansa w postaci uderzenia w poprzeczkę. Pierwszą połowę skończyli bez celnego strzału, przynajmniej do naszej bramki. Za to stoperzy dobrze celowali w kierunku własnej. W 45. minucie znowu dośrodkował Wszołek po wcześniejszym kolejnym parodystycznym rozegraniu gospodarzy, a Salomon pięknie uderzył kolanem w okienko Mrozka. Kolejny strzał nie do powtórzenia. Brawo.
W drugiej połowie mogliśmy zamknąć mecz. Marnowaliśmy kontry. Przodował w tym Elitim, zmarnował nawet akcję trzech na jednego zdobywając tylko żółtą kartkę dla rywala. Świetny z tyłu, bardzo złe decyzje z przodu. Z dystansu strzelaliśmy niecelnie i przez cały mecz, oprócz karnego Mrozka nie sprawdziliśmy, a na koncie widnieją dwa gole i trzy punkty. Jednak nasi gracze chcieli zapewnić nam emocje. W 69. minucie Tobiasz zanotował najlepszą interwencję od dawna, broniąc bombę z dystansu. Jednak siedem minut przed końcem regulaminowego czasu gry był bez szans przy świetnym, mierzonym strzale Pereiry, także z dalszej odległości. Zabrakło asekuracji, znamienne, że chwilę wcześniej z boiska zszedł Celhaka. Do końca były oczywiście emocje. Lech nieporadnie próbował. My kradliśmy czas, przodował w tym Josue sprytnie wymuszając faule. Skończyło się pięknie, choć powinniśmy strzelić więcej goli.
Punkty punktami. Co jednak bardzo ważne kilku zawodników pokazało, że umie grać w piłkę. Pankov zagrał chyba mecz życia. Nie dawał się mijać, świetnia ustawiał się w polu karnym do wrzutek. Brawo. Jędrzejczyk po swojemu twardo, sprytnie, nieustępliwie. Dawał radę na doświadczeniu. Kapuadi też nic nie zepsuł. W obronie solidnie jak dawno. Elitim dobrze trzymał środek w defensywie, pomagał mu dzielnie Celhaka, ten chłopak coś jednak potrafi, na zadaniowca jak znalazł. Miał jedną głupią stratę, ale i raz ofiarnym blokiem wyratował Josue po z kolei głupiej stracie Portugalczyka. Wreszcie były wahadła. One zrobiły gole. Ribeiro wreszcie jest na swoim miejscu, a Wszołek wrócił na swoje. Problem jest taki, że nadal nie mają zmienników. Nawet Rosołek dziś ogarniał. Nie tracił głupio, miał świetne dalekie zagranie do Guala. Hiszpan walczący, nieustępliwy. Josue słodko-gorzki, świetnie kradł czas, ale też zmarnował karnego i grał często niechlujnie. No i zmiennicy. Weszło tylko dwóch i to pokazuje jak szerokich zakupów potrzebujemy. Młodego Urbańskiego zabrakło w asekuracji przy golu dla rywali. A Japończyk? On nie jest piłkarzem. Po raz kolejny nie miał żadnego udanego zagrania, choćby jednego. Wsadzić w pociąg i do domu. Nie w Shinkansen, lecz w Koleje Mazowieckie do Siedlec i dalej z przesiadkami do Japonii.
Gramy jeszcze z Wartą wyjazd i Zagłębiem u siebie. Wszystko zależy od nas. Dwie wygrane i sezon nie będzie całkowicie zmarnowany. Jest szansa, wreszcie wróciły nadzieje.