wszolek-slisz-josue-lks

Powrót do „Europy”

Potężna maszyna Kosty Runjaicia ruszyła na dobre. Wygrana w Superpucharze i udana inauguracja Ekstraklasy spowodowała, że zaczęliśmy przecierać oczy ze zdziwienia. Czy to ten sam klub, któremu jeszcze nie tak dawno wieszczono upadek? Teraz już nikt tak mówi, ale to może się zmienić dzisiaj około 19. – Legia skończy wtedy mecz, który pod wieloma względami będzie bardzo trudny.

Dobrze, lepiej, Legia Warszawa

Pełnia szczęścia i pasmo nieustających sukcesów – tak można podsumować ostatnie tygodnie w Legii. Ostatni piątek to był udany powrót kibiców na Łazienkowską. Nowe, dobrze przyjęte koszulki wyjazdowe i okazałe zwycięstwo 3:0 nad beniaminkiem z Łodzi podczas meczu, na którym wyprzedano bilety. To wszystko sprawiło, że kibice „Wojskowych” dobrze weszli w weekendowy nastrój.

Z nowych nabytków najgorzej został odebrany krótki występ Marca Guala. Król strzelców Ekstraklasy nie ma drogi usłanej warszawskimi różami. W Jagiellonii Białystok był uznawany za gwiazdę całej ligi, w stolicy, póki co, jest zaledwie rezerwowym. Przypomina mi to przypadek Hamalainena, który również został sprowadzony ze statusem gwiazdy Ekstraklasy, kibice sprzedającego również nienawidzili Legii i to było dlań wielkie osłabienie. Fin musiał zadowolić się rolą rezerwowego, ale za to zdobył parę trofeów, do których dołożył kilka cegiełek. Wystarczy przypomnieć jego dwa gole w dwóch różnych meczach przeciwko Lechowi Poznań. Kto wie, może Marc Gual potrzebuje obecnie meczu z Jagiellonią? Może wówczas pokaże coś więcej, niż w dwóch ostatnich meczach, w których wchodził z ławki. Oczywiście, nie należy na tym etapie skreślać Hiszpana, ale kto by pomyślał, że po pierwszej kolejce będzie tracić już 3 gole do kolegi z drużyny? Tomas Pekhart po obozie w Austrii miał zacząć grzać ławkę kosztem Blaża Kramera, a zamiast tego po raz kolejny udowodnił, że głupi są ci, którzy w niego wątpią. Brawo dla Czecha, że nie złożył broni, bo jego dobra forma jest potrzebna nie tylko kibicom, ale i jego rywalom do gry w pierwszej jedenastce. To jasny sygnał dla wszystkich, że nic za darmo w Legii nie dostaniesz.

Transfery mają to do siebie, że działają w dwie strony. Z Legii odszedł Maik Nawrocki, który został już zaprezentowany w Celticu Glasgow. Według informacji Tomasza Włodarczyka z Meczyków kwota za obrońcę przekracza sumę 5 milionów euro. Legia dodatkowo zapewniła sobie 15% z kolejnego transferu. To spory zastrzyk gotówki, który sprawia, że obecnie Jacek Zieliński nie ma musu sprzedaży żadnego z zawodników. Pamiętam, gdy Legia decydowała się na wykup karty Nawrockiego z Werderu Brema. Kwota ok. 1.3 miliona euro była wówczas dla niektórych za duża. Jednak czas pokazał, że to była dobra inwestycja. Nawrocki był ważną postacią zespołu i pomógł Legii wzbogacić jej gablotę.

Czy to oznacza, że już nikt nie opuści Legii? Nie, ponieważ istnieją oferty nie do odrzucenia, a Legia nie ma narzędzi, żeby się przed takowymi ochronić. A jeszcze do tego trzeba dodać, że wciąż w kadrze zespołu są piłkarze, którzy na ten moment wydają się być zbędni. Mam tu na myśli Charatina, Rose’a oraz Carlitosa, który nie poleciał z zespołem do Kazachstanu. Ponoć każdy z nich intensywnie szuka nowego pracodawcy. Oby skutecznie, bo to nie jest tylko w interesie klubu, ale również i w interesie tych piłkarzy.

Oczywiście, wśród zbędnych piłkarzy mógłbym wymienić również i Roberta Picha, ale z kolei pensja i wiek tego piłkarza sprawiają, że brakuje chętnych na jego angaż. Słowak najprawdopodobniej wypełni kontrakt, który obowiązuje do końca czerwca 2024 roku, a później przejdzie do… drugiej Legii. Jest to celowa taktyka Marka Śledzia. Dyrektor Akademii Legii Warszawa konsekwetnie wzmacnia drużynę rezerw doświadczonymi piłkarzami, którzy swój najlepszy czas mają za sobą. Ich doświadczenie ma pomóc młodym piłkarzom w szybszym dostosowaniu się do seniorskiej piłki. 34-latek musiałby się zgodzić jednak na znaczną obniżkę pensji, więc pewnie będzie czekał do ostatniej chwili z podjęciem decyzji, tak jak Michał Pazdan, który finalnie dostał lepszą ofertę pod względem finansowym i zamiast do rezerw Legii przeszedł do Wieczystej Kraków.

Jednak dość już o nieobecnych, bo pora przejść do spotkania, które naprawdę będzie ciężkim testem.

Europejskie puchary tylko z nazwy

Pech chciał, że pierwszym rywalem Legii po powrocie do europejskich pucharów jest kazachska drużyna, Ordabasy Szymkent. To obecny lider ligi kazachskiej, który przed chwilą świętował awans do finału krajowego pucharu. Jako laureat ostatnich z wymienionych rozgrywek zapewnili sobie awans do eliminacji Ligi Konferencji Europy. Wszystkie te wymienione czynniki nie powinny robić wrażenia na Legionistach, ale podróż do Kazachstanu już tak.

Szymkent leży niedaleko granicy z Kirgistanem, więc za „Wojskowymi” bardzo ciężka i kosztowna podróż, podczas której pokonali około 4 tysięcy kilometrów. Gdyby Legioniści zdecydowaliby się na spacer do tej miejscowości to zajęłoby im to 36 dni. Samochodem – 57 godzin. To tyle z teorii, bo w praktyce „Wojskowi” wybrali się w 8-godzinną podróż samolotem. Po niej musieli również przestawić zegarki o 4 godziny do przodu, czyli poza ciężką podróżą część z piłkarzy może walczyć z jet-lagiem. Biorąc pod uwagę wymienione okoliczności, Kosta Runjaić wraz ze sztabem postanowili wcześniej zameldować się w Szymkencie i wyruszyli doń z jednodniowym wyprzedzeniem.

„Operacja Kazachstan” jest wymagająca dla Legii nie tylko pod względem sportowym i logistycznym, ale też i pod względem finansowym. Wcześniej pisałem o milionach euro, które za chwilę wpłyną za Maika Nawrockiego, ale z drugiej strony można byłoby uniknąć takich kosztów, gdyby w europejskich pucharach grały drużyny z Europy.

Na szczęście udało się przełożyć wyjazdowy mecz z Cracovią, który wstępnie miał się odbyć w niedzielę. To by oznaczało, że Legia po powrocie w piątek późnym wieczorem i odbyciu krótkiej jednostki treningowej w sobotę, w niedzielę ruszyłaby na mecz do stolicy Małopolski. Jednak decydenci z Ekstraklasy wykazali się empatią i przesunęli termin tego spotkania. „Wojskowi” dzięki tej decyzji będą mogli w spokoju przygotowywać do rewanżu z rywalem, który też potrafi grać w piłkę.

Niezły zespół bez historii

Ordabasy to zespół, który w swojej 23-letniej historii zdobył 3 trofea – 2 krajowe puchary i 1 Superpuchar. W obecnym sezonie mają szansę do klubowej gabloty dołożyć nowe trofeum, te najważniejsze. Zespół z Szymkentu po 17 kolejkach zajmuje 1. miejsce z 3-punktową przewagą nad drugą Astaną. 6 lipca zapewnili sobie również awans do finału Pucharu Kazahstanu, eliminując po karnych wspomnianą Astanę. Finał będą jednak rozgrywać dopiero w listopadzie, więc Legia nie może liczyć na ulgowe traktowanie przez rywali. Kosta Runjaić na konferencji prasowej przed dzisiejszym meczem postanowił wyróżnić dwóch piłkarzy gospodarzy (za mediami klubowymi Legii Warszawa):

Skrzydłowy Shakhboz Umarov to zawodnik, na którego z pewnością trzeba uważać. Również kapitan Askhat Tagybergen to bardzo groźny zawodnik, z dobrym strzałem z dystansu. Ordabasy to niebezpieczna drużyna, na którą będziemy musieli uważać. Grają w domu, będą mieli wsparcie trybun, będzie gorąca atmosfera i nie możemy się doczekać meczu. Dla Legii to historyczny mecz, bo pierwszy w Lidze Konferencji Europy UEFA. Chcemy wygrać, ale wiemy też, że rywale mają taki sam cel

Dodatkowo należy dodać, że gospodarze w związku z rywalizacją w europejskich pucharach dostali dofinansowanie od kazachskiego rządu na kwotę 2,7 miliona euro. Część z tych pieniędzy przeznaczyli na Artema Besedina, 27-letniego Ukraińca, który w przeszłości prezentował barwy Dynama Kijów, a w kadrze zanotował 19 występów i 2 gole. Jakość sportowa przeciwników nie powinna robić wrażenia na podopiecznych Kosty Runjaicia, ale po raz kolejny zaznaczę, że to nie zespół Ordabasów będzie dzisiaj największą przeszkodą.

Daleka podróż nie tylko dla piłkarzy

Poza piłkarzami w Kazachstanie zameldowali się przedstawiciele polskich mediów, którzy zgodnie narzekają na temperaturę panującą w Kazachstanie. Niesprzyjająca aura oraz zły stan murawy nie będą po stronie Legii, ale również będą utrudniać pracę sędziów, którzy na mecz przyjeżdżają z… Islandii. Cóż, UEFA nie popisała się przy wytypowaniu arbitrów na to spotkanie. Zresztą, nie pierwszy i nie ostatni raz swojej historii. Miejmy nadzieję, że zmęczenie podróżą nie wpłynie znacząco na jakość pracy Islandczyków.

Kibice Legii również zameldowali się w egzotycznym kraju, ale o ich formę jestem spokojny. Stadion ma być wypełniony do ostatniego miejsca (około 18 tysięcy), ale i tak uważam, że ponad setka Legionistów zagłuszy miejscowych kibiców. Wśród tych nielicznych i fanatycznych na sektorze będzie można zobaczyć Arka Wrzoska.

Fot. IG @arekwrzosek

Nie tylko Legia po rocznej absencji wraca do rywalizacji w eliminacjach europejskich pucharów. Kosta Runjaić zaledwie 2 razy poprowadził swoją drużynę w kwalifikacjach do Ligi Konferencji. W sezonie 2021/22 jego Pogoń Szczecin przegrała w dwumeczu z chorwackim NK Osijek zaledwie 1:0. Jest to jedyne europejskie doświadczenie obecnego trenera „Wojskowych”, który we wtorek przedłużył umowę do końca czerwca 2026 roku. Miejmy nadzieję, że ewentualne, odpukać w niemalowane, potknięcie nie będzie rzutowało na wspaniałą pracę, jaką Niemiec zrobił przy Łazienkowskiej 3. Szczególnie, że dla niego dzisiejszy mecz będzie zupełnie nowym doświadczeniem, jakiego nie miał okazji doświadczyć w swojej trenerskiej karierze. Zresztą, to byłoby nowe doświadczenie dla znamienitej większości trenerów, którzy przewinęli się przez Ekstraklasę. Bo ilu z nich może „pochwalić się” rozgrywaniem meczu o stawkę w takich warunkach?

Mecz z Ordabasy odbędzie się w czwartek 27 lipca o godzinie 17:00. Transmisja odbędzie się na kanale TVP Sport i w legijnym SportsBarze.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana