„W Legii nigdy nie jest tak dobrze, ani tak źle jak się mówi.” Mam wrażenie, że te słowa Aleksandara Vukovicia to jeden z lepszych cytatów ostatnich lat wypowiedzianych przy Łazienkowskiej. Wydawało się, że w Legii po prostu nie ma co nie grać: super atmosfera, imponujące transfery zrobione na czas, zatrzymanie Josue i masa pozasportowych sukcesów. Tymczasem po godzinie meczu w Szymkencie musiałem zaparzyć sobie melisę.
Zacznijmy od sędziowania, bo mam wrażenie, że byliśmy świadkami czegoś przełomowego w futbolu. Mianowicie w grę weszły chyba nowe przepisy. A jakie? Przedstawiam moją skromną listę:
- Rywali można kopać po nogach i nie dostawać żółtych kartek (zawodnicy Ordabasów z tego przepisu bardzo często korzystali)
- Bramka może i ze spalonego, ale nie ma co – zaliczamy
- Faule w polu karnym? To przeszłość, teraz faulować można bez konsekwencji
- Faule centymetry przed polem karnym? Nie ma czegoś takiego, każde przewinienie w okolicach szesnastki jest ignorowane przez panów posiadających gwizdek
A to tylko kilka rewolucyjnych przepisów wprowadzonych przez islandzkich arbitrów. Czy czeka nas rewolucja w światowym futbolu? Nie wiem, ale się domyślam.
Co do samego widowiska – ̶p̶o̶m̶i̶j̶a̶j̶ą̶c̶ ̶f̶a̶k̶t̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶p̶r̶z̶e̶z̶ ̶w̶i̶ę̶k̶s̶z̶ą̶ ̶c̶z̶ę̶ś̶ć̶ ̶s̶p̶o̶t̶k̶a̶n̶i̶a̶ ̶c̶h̶c̶i̶a̶ł̶o̶ ̶m̶i̶ ̶s̶i̶ę̶ ̶p̶ł̶a̶k̶a̶ć̶ ̶ – to skuteczność zawodników Legii była dobijająca, ale niestety nie bramkarza Ordabasów, a samych kibiców Legii, którzy profilaktycznie powinni po spotkaniu wybrać się na wizytę do kardiologa. Ale po kolei.
Zaczęło się od strzału Kuna i dobrej interwencji bramkarza – Bekkhana Shaizady. W 17. minucie po świetnym wystawieniu piłki przez Pawła Wszołka Marc Gual stwierdził, że uderzy. No i uderzył. Z tym, że chyba najgorzej jak się dało, bo piłka w bardzo dobrej sytuacji zatrzymała się na obrońcy. Dobijał jeszcze Patryk Kun, ale uderzenie było bardzo nieczyste. Później jeszcze Tomas Pekhart w sytuacji sam na sam wycofał piłkę do Marca Guala, który próbując do niej dobiec prawdopodobnie dostał zapalenia płuc, niestety sytuacja nie zakończyła się nawet strzałem na bramkę. Warto zaznaczyć – po dwóch stałych fragmentach gry Artur Jędrzejczyk nie spodziewał się, że może do niego dotrzeć piłka. Może to dosyć zastanawiające, bo w polu karnym raczej należy spodziewać się właśnie futbolówki, ale niestety dwie świetne sytuacje zostały zmarnowane przez Jędze. Na dobicie wszystkich rozemocjonowanych – Blaz Kramer w sytuacji sam na sam poczekał na defensora gospodarzy, chcąc go przedryblować, niestety szalony plan nie wypalił. To chyba by było na tyle, jeżeli chodzi o wątek wykańczania akcji. Miejmy nadzieję, że to co nie wpadło wczoraj, wpadnie w nadchodzący czwartek i worek z bramkami otworzy się w Warszawie.
Jednak warto też zwrócić uwagę na pozytywy, a takowych nie zabrakło. Legia ponownie odrabia straty i nie spuszcza głowy nawet, gdy sytuacja wydaje się beznadziejna. Patrząc na indywidualności, zaczynając od defensywy – Rafał Augustyniak znów zaprezentował się solidnie i pokazuje, że do swojej pozycji już się przyzwyczaił, po raz kolejny wyglądał najlepiej z całego bloku defensywnego i chociaż on dawał nam trochę spokoju. Kolejna bramka Tomasa Pekharta, kolejna asysta Pawła Wszołka, wejście i gol Blaza Kramera, który już chyba na dobre odpuszcza sobie rehabilitację. No i Juergen Elitim. Rozkręca nam się chłopak, każde zagranie posiada certyfikat jakości, takich gości nam trzeba.
Jakie perspektywy przed rewanżem?
Raczej nie spodziewał bym się zaskoczeń i dramatów. Przewiduję przyjemne zwycięstwo i to raczej bezproblemowe – Legia ma drużynę, a do tego dużo lepszych piłkarzy indywidualnie i to było widać. Ordabasy miały tak na oko 2.5 sytuacji co dało dwie bramki, podopieczni Kosty Runjaicia stworzyli sobie ich znacznie więcej – kulało wykończenie. Do tego dochodzą normalne warunki pogodowe, bo w Szymkencie można było zaparzyć herbatę bez podłączania czajnika do gniazdka, a to dosyć średnie warunki do uprawiania sportu. No i boisko na poziomie europejskiego futbolu. W Kazachstanie ciężko było o takim czymś mówić. Na marginesie jeszcze wspomnę, że to spotkanie przypominało mi trochę pierwszy mecz eliminacji Ligi Mistrzów w sezonie 2015/16 i starcie z St. Patrick’s Athletic, mecz zakończył się wynikiem 1:1 po bramce Miro Radovia w ostatnich minutach spotkania. To były prawdziwe męczarnie przy Łazienkowskiej, ale skończyło się dla Wojskowych zwycięstwem 6:1 w dwumeczu. Miejmy nadzieję, że za tydzień wynik będzie równie okazały co w Irlandii. Tak czy inaczej – to jest do wygrania i to bez przesadnych emocji, w Warszawie trzeba przypieczętować ten awans i zacząć myśleć o 3. rundzie.
Ordabasy Szymkent – Legia Warszawa 2:2 (1:0)
Gole: Sadowskij (14′), Mbodj (48′) – Pekhart (63′), Kramer (86′)
Ordabasy Szymkent: Szajzada – Mbodj (Matić 75′), Małyj, Jerłanow – Auro, Tagybergen, Makarenko, Sujumbajew (Astanow 88′)- Isłamchan (Narziłdajew 72′), Sadowskij (Tungyszbajew 46′), Umarov (Abduholiqov 72′)
Legia Warszawa: Tobiasz – Pankov, Augustyniak, Jędrzejczyk – Wszołek, Slisz, Celhaka (Elitim 62′), Kun (Baku 62′) – Josue (Rosołek 82′), Pekhart (Kramer 82′), Gual (Muci 73′).
Żółte kartki: Mbodj, Jerłanow, Narziłdajew, Tagybergen, Sednev (trener) – Pankov, Jędrzejczyk
Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com