zarówno w defensywie

Pokora [Zarówno w ofensywie, jak i defensywie, odc. 3]

Celem Legii Warszawa w każdym kolejnym sezonie ligowym jest mistrzostwo Polski. Dla każdego z nas to proste, jak konstrukcja cepa. W ciągu ostatnich 10 sezonów zdominowaliśmy ligę, zdobywając 8/10 tytułów. Wygląda jednak na to, że znaleźliśmy się w takim położeniu, które zmusza do przedefiniowania priorytetów, choćby na nadchodzący sezon.

Miesiąc temu porozmawiałem na tematy okołoklubowe ze znajomym duchownym, czego efekt mogliście przeczytać na KSOL. Z jego strony padło zdanie, że ten sezon w wykonaniu warszawskiej drużyny to jest jakaś alternatywna rzeczywistość. Trudno się nie zgodzić – niemal równo przed rokiem Legia rozsiadała się wygodnie w fotelu lidera, miała 8 punktów przewagi nad drugą Pogonią, a my mogliśmy przyglądać się końcówce sezonu z poziomu leżaka, popijając drinki z palemką i czekając spokojnie na 16. tytuł mistrzowski. Teraz to wszystko brzmi jak abstrakcja, prawda? Przez 12 miesięcy cały ten spokój i, wydawać by się mogło, naprawdę mocna drużyna poszły się… rozleciały się w drobny mak. Zimę Legioniści spędzili w strefie spadkowej i na dobrą sprawę zaczęli z niej wychodzić dopiero kilka tygodni temu (jeszcze 1 marca byliśmy na przedostatnim miejscu w tabeli). Pisałem o tym już wiele razy i po raz kolejny się powtórzę – Aleksandar Vuković nie jest szkoleniowcem z mojej bajki. Sądzę, że ten zespół potrzebuje kogoś z większym doświadczeniem, jednak należą mu się ogromne brawa za ogarnięcie tych facetów mentalnie, wygrzebanie się z tego wszechobecnego bagna i poprawę wielu elementów gry. Misja „Vuko na ratunek” zadziałała, jego metody zafunkcjonowały i dzięki temu możemy kończyć sezon bez nerwowego liczenia punktów i zastanawiania się, czy nie przyjdzie nam słuchać komentarza Marcina „Gucci Sruczi” Feddka do ligowych spotkań „Wojskowych” (co oznaczałoby spadek do 1. Ligi). 

Zawsze i wszędzie, mistrzostwo wymagane będzie! 

Choć dobiegający powoli do końca sezon był istnym koszmarem (niemniej początek był bardzo obiecujący), nie zdobędziemy żadnego trofeum i na 99% po raz pierwszy od 12 lat nie zagramy w europejskich pucharach, to ludzie zarządzający Legią chyba wciąż nie do końca rozumieją, co się wydarzyło i do jakiego punktu doszliśmy. W słynnym wywiadzie z listopada zeszłego roku Dariusz Mioduski przyznał, że błędem było ciągłe skupianie się tylko na tym, co tu i teraz, czyli zdobyciu mistrzostwa kraju za wszelką cenę. Dopiero potem przychodziła refleksja, co dalej. Z pięciu tytułów zdobytych za kadencji obecnego właściciela, tylko w jednym przypadku konsekwencją był awans do grupy europejskich pucharów. Oczekiwałbym, aby gigantyczny sportowy kryzys, jakiego jesteśmy świadkami był szansą na wykonanie swoistego rachunku sumienia, wyznaczenia krótko i długoterminowych celów, a także zatrudnienia odpowiednich osób, które mają pomóc w ich osiągnięciu. Ale nie wiem, czy nie za dużo wymagam. We wspomnianym wywiadzie Mioduski mówił jeszcze tak – […] Szczególnie w momentach sukcesu potrzeba więcej pracy, pokory i… jeszcze raz pokory. To ma być motywacja do dalszej pracy […]. Sądzę, że pokora potrzebna jest także w momencie poniesienia klęski (a taką prezes niewątpliwie poniósł) i być pomocna w wyciągnięciu wniosków. Ja tej pokory, w kierujących klubem nie widzę. Ostatnio czytałem rozmowę z Panem Marcinem Herrą, który jako wiceprezes de facto przejął obowiązki Pana Darka. Już w pierwszym zdaniu zaznaczył – Bez względu na to co się wydarzy, cel na przyszły sezon się nie zmieni – jest nim i będzie mistrzostwo Polski. Nie chcę być źle zrozumiany, ale to mnie trochę smuci. Oczywiście tak jak napisałem na wstępie – każdy z nas kibiców oczekuje od Legii zdobycia tytułu, jednak na ten moment, po tak ogromnych perturbacjach i krachu w sensie stricte sportowym, Marcin Herra takich deklaracji powinien unikać. 

Jak Anakin Skywalker 

Latem będziemy świadkami odcinka nr 256 serialu pt. „Przebudowa drużyny”. Klaruje się sytuacja z trenerem, którym ma być Kosta Runjaić i wiemy również, że budżet na wzmocnienia wyniesie 1,5 mln euro. Delikatnie mówiąc, nie są to najbardziej komfortowe warunki do działania. Mimo wszystko, w głowach legijnych decydentów dalej tli się cel pod nazwą „Mistrzostwo Polski”. To jest trochę tak, jak z pojedynkiem Anakina Skywalkera z Obi-Wanem Kenobim. Jako Legia słyszymy od przeciwników It’s over. I have the high gronud, a my stojąc na skrawku metalu, dryfującego w rzece lawy krzyczymy, że nie doceniają oni naszej mocy. Argument, że jesteśmy Legia Warszawa, już nie działa. 5 lat zaniedbań i kolejnych błędów spowodowały, że potrzebna jest praca u podstaw. Nowy trener powinien otrzymać 2-3 lata zaufania, aby zbudować coś na trwalszych fundamentach, niż te dotychczasowe. Deklaracje o mistrzostwie bez względu na to, co się wydarzy, śmierdzą mi na kilometr. Przy jego ewentualnym braku w gabinetach na Łazienkowskiej błyskawicznie zacznie się dyskusja, czy aby na pewno zatrudniono odpowiedniego człowieka? Tak nie da się niczego stworzyć. Od ekipy zarządzającej oczekiwałbym raczej przekazu typu – „po zmianach w sztabie, przebudowie zespołu i mając mniejszy budżet na wzmocnienia, skupiamy się przede wszystkim na podium Ekstraklasy i powalczeniu o Puchar Polski. Wszystko ponad to, będzie już dużym sukcesem”. Tymczasem dostajemy informację, że najważniejsze jest mistrzostwo, więc wywalczenie wszystkiego poniżej będzie porażką. Inaczej podchodzą do tego sami kibice. 

Głos ludu 

Niedawno na Twitterze przeprowadziłem sondę z pytaniem – „Czy patrząc na ten sezon i mając przed sobą letnią przebudowę drużyny, przyjście nowego trenera oraz znikomy budżet na wzmocnienia, brak MP w przyszłym sezonie będzie dla Legii kompromitacją?”. Wzięło w niej udział 314 osób i ponad 63% odpowiedziało „NIE”. Większość ludzi doskonale rozumie, że tytuł choćby się waliło i paliło, to nie jest odpowiednia droga. To już widzieliśmy i taka strategia jest błędna. 

Na przełomie gimnazjum i liceum byłem fanem serialu Dr House. W sieci spędzałem mnóstwo czasu nas wyszukiwaniem cytatów głównego bohatera. Jeden z nich, a w zasadzie jego część, chciałbym zadedykować prezesowi Mioduskiemu – Pokora jest ważna. Zwłaszcza, gdy ktoś ciągle się myli.

Dawid Ziółkowski 

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana