Mieliśmy okazję obejrzeć fajny mecz. Grały drużyny, którym nie grozi spadek, a i szanse na puchary mają raczej tylko matematyczne. Dlatego taktycznie to była trochę podwórkowa piłka, nawet Josue nie był chamsko poniewierany przez rywali. Swobodna głowa zawodników pozwoliła na dość szybką grę i dała nam szansę na obejrzenie kilku ciekawych akcji. Szkoda tylko, że jak zawsze z Piastem Fornalika przegraliśmy.
Prezent z Mauretanii
Ostatnio często chwaliłem naszą obronę. Dziś Jędrzejczyk wyszedł na prawej stronie, na lewej pierwszy raz od dawna w poważnym meczu zagrał Abu Hanna. Izraelczyk nie zawiódł. Choć trudno było oczekiwać od niego zrozumienia z grającym na jego skrzydle Verbiciem, obaj nasi gracze starali się, aby lewa strona była aktywna. Zresztą Pan Fornalik chyba nie oglądał naszych ostatnich meczów. Gdyby było inaczej, zarządziłby wysoki pressing, z którym mamy duże problemy. Tymczasem goście przez pierwsze 10 minut raptem kilka razy dotknęli piłki. Graliśmy szybko, na jeden, dwa kontakty. Fajnie się na to patrzyło. Tylko co z tego? Nie tworzyliśmy sytuacji. Karnego na Verbiciu nie było. Choć Słoweniec był blisko strzelenia gola w 26. minucie, jednak, po dobrym zgraniu piłki przez Pekharta, nie trafił w piłkę. W miarę upływu czasu mecz się wyrównywał. Piast kilka razy ustawił atak pozycyjny i wynikało z tego tyle co z naszej gry, czyli nic. Na koniec pierwszej połowy Rose pomyślał, że ma już dosyć tych pochwał jakie zbiera i postanowił dać świąteczny prezent gościom. Najpierw Wieteska w niegroźnej sytuacji wybił piłkę wyżej, niż dalej, następnie Pan Lindsay podał głową za siebie. Był zapewne przekonany o tym, że tam jest już tylko bramkarz. A był jeszcze Kądzior, który przyjął piłkę i spokojnie umieścił ją w bramce.
Bezradność w ataku
Kibic to takie stworzenie, które zawsze ma nadzieję. Dlatego sądziliśmy, że w drugiej połowie to uda się nie tylko wyrównać, ale i wygrać. Cóż, Pan Waldemar pewnie teraz dyktuje cenę za korepetycje Vukoviciowi, bo ograł go czwarty raz. Choć akurat do naszego trenera trudno mieć jakieś większe pretensje. Mieliśmy piłkę, atakowaliśmy. Tylko co z tego? Gdy Josue ma słabszy dzień, to z przodu nie istniejemy. A dziś Portugalczyk znowu zagrał bez błysku. Zresztą mam nieodparte wrażenie, że niestety chce mu się coraz mniej. Ma prawo być sfrustrowany ciągłymi faulami. W 61. minucie, strzelając trafił w plecy Rosołka, po czym piłka trafiła do Pekharta, a ten z najbliższej odległości trafił po koźle w poprzeczkę. To była nasza najlepsza sytuacja w meczu. Minutę później Strebinger świetnie obronił groźny strzał z dystansu i to by było tyle, jeżeli chodzi o Piasta w ofensywie. A my atakowaliśmy. Tylko znowu absolutnie nic z tego nie wynikało. Trochę wrzutek, kilka razy zamieszanie w polu karnym. Jeszcze Jędza wykluczył się z meczu z Pogonią i tyle. Po prostu nie mamy piłkarzy, którzy w ataku pozycyjnym potrafią zagrać piłkę w taki sposób, aby nisko ustawiony rywal się pogubił. Tylko tyle i aż tyle. I tak jest dużo lepiej, niż było. Potrafimy wreszcie wymienić szybko kilka podań. Jednak to nadal za mało.
Ważne powroty
O Abu Hannie już pisaliśmy. Po pierwszym kwadransie drugiej połowy na boisko wszedł Ribeiro, zmieniając Izraelczyka. Mamy więc na lewą obronę dwóch, niejako nowych, zawodników. Wydaje się, że Mladenovic może w tym sezonie już nie powąchać murawy. W 73. minucie Bartek Kapustka zastąpił Verbicia – to bardzo ważne wydarzenie. Jego techniki i kreatywności potrzebujemy, jak wielbiciel kebabów diety. Wszedł, zagrał i tyle można o tym napisać. Trudno jednak już teraz oczekiwać tego, że będzie błyszczał na boisku.
Nowe doświadczenia kibica Legii
Ten sezon dał mi odpowiedź na dwa pytania, które sobie wielokrotnie zadawałem. Jak to jest być kibicem ekipy, gdy siadasz do oglądania jej meczu i jesteś prawie pewny, że będzie w plecy? Odpowiedź dostałem jesienią. Frustracja, wściekłość, w końcu takie otępienie – gdy drużyna traci kolejnego gola, już tylko machasz ręką, bo wiesz, że tak miało być. Jak to jest, gdy kibicujesz drużynie „walczącej o spadek?” Przerażenie zmieszane z niedowierzaniem. Nigdy nie myślałem o tym, że będę musiał z uwagą śledzić spotkania i wyniki ekip z miejsc 14-18. Coś niesamowitego. I ostatnie pytanie: co czujesz, gdy drużyna już o nic już nie gra? Wbrew pozorom to jest chyba najgorsze. Najmniejsze emocje, czysta piłka. Jednak czymże ona jest bez emocji? Obyśmy za rok walczyli choćby o puchary. Jednak, aby tak było trzeba kupić piłkarzy, potrafiących kopać do przodu.
Legia Warszawa – Piast Gliwice 0:1 (0:1)
0:1 – Damian Kądzior 43′
Legia Warszawa: Richard Strebinger – Artur Jędrzejczyk, Lindsay Rose, Mateusz Wieteska, Joel Abu Hanna (60. Yuri Ribeiro)- Bartosz Slisz, Patryk Sokołowski (73. Ernest Muci)- Maciej Rosołek, Josue, Benjamin Verbić (73. Bartosz Kapustka) – Tomas Pekhart (80. Szymon Włodarczyk).
Piast Gliwice: Frantisek Plach – Constantin Reiner, Jakub Czerwiński, Ariel Mosór – Martin Konczkowski, Tomas Huk, Michał Chrapek, Jakub Holubek – Kristopher Vida (80. Michał Kaput), Kamil Wilczek (80. Alberto Toril), Damian Kądzior.
Żółte kartki: Wieteska i Jędrzejczyk (Legia Warszawa) oraz Reiner i Huk (Piast Gliwice).
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).
Zdj. Mateusz Czarnecki