lech-legia-m-kostrzewa-2_1664647483_7483

Masochiści lubią to

Boże (lub Nieistniejąca Siło Wyższa jak kto woli), jaki ten mecz był straszny. Tydzień medialnego napinania. Analizy, cuda na kiju. Gadanie o jakimś klasyku. Tymczasem na boisku wyszło 22 chłopów, pokopali się po nogach, poskakali do siebie jak koguty i tyle. Piłkarskich umiejętności było niewiele. Remis załatwił nam Kacper Tobiasz. Na Josue co i raz słusznie narzekamy. Niestety bez niego, jego rzadkich, ale jednak, magicznych dotknięć w ofensywie byliśmy jeszcze bardziej bezradni, niż w ostatnich słabych przecież meczach. Ktoś powie, że graliśmy z rozpędzonym, silnym Lechem. Oczywiście, remis trzeba docenić. Tyle tylko, że my ich tam laliśmy w ostatnich latach nie raz. Teraz mamy zachwycać się remisem? Tak, wiem, budowa, bla bla. Póki co to się zwijamy.

Trener ustawił drużynę na dwie szóstki, z Augustyniakiem i Sliszem w środku. I ta decyzja się broniła w teorii. Mecz na wyjeździe z dobrym rywalem. Iść na wymianę ciosów byłoby niemądre. Odbiory w środku i dobry technicznie Muci obsługuje Carlitosa. Brzmi jak plan. Bo chyba sztab nie sądził, że chimeryczny Wszołek lub Baku (bez znamion tego, że jest piłkarzem) poszaleją na skrzydłach. Jaki ten plan by nie był, to nie wypalił. Źle weszliśmy w mecz. Przez pierwsze 13 minut nie dało się chyba zobaczyć Bednarka w telewizji. Za to mogliśmy dokładnie przyjrzeć się Nawrockiemu, który popełnił błąd i Amaral w 7. minucie popędził sam na bramkę Tobiasza. Na szczęście mamy Pana Bramkarza, który uratował nas po raz pierwszy. Przez 10 minut po pierwszym kwadransie mieliśmy najlepszy fragment w meczu. Ataki pozycyjne, piłka po ziemi, strzały z dystansu. Jednak dogodnych okazji brak. Jeśli już była dobra szansa na kontrę to brak jakości poszczególnych piłkarzy nie pozwalał wykorzystać dobrego momentu. O ile Wszołek psuł ile się dało, to przynajmniej się starał. Za to Baku to jest już poziom rezerw. Nieprzydatny, niechlujny w ataku, nierzadko spóźniony w obronie. Dać za niego młodego chłopaka, gorzej nie będzie. Carlitos mógł się czuć jak gwiazda Barcelony – Lewandowski w Reprezentacji też nie dostaje piłki. Zresztą, trzeba naprawdę być hmmm…dziwnym, żeby Hiszpanowi grać górne piłki, a chłop pokazuje, że chce po ziemi. Ale kto miał mu dograć? Muci w czapce niewidce? Albańczyka usprawiedliwia tylko to, że nie rozgrywaliśmy od tyłu, lecz panikowaliśmy od tyłu. Z drugiej strony Lech też nie szalał. Więcej było kopaniny, niż gry. Zarówno Szwed, jak i Mladenović dość dobrze zabezpieczyli boki, a w środku była walka wręcz. Tam dużo lepiej, niż na stoperze, czuł się Augustyniak, przynajmniej w pierwszej połowie. Wracając do Ikei to raz się wygłupił i Tobiasz kolejny raz musiał pokazać co umie.

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Już 3 minuty po przerwie nasz bramkarz kolejny raz musiał wykazać się talentem, broniąc groźny strzał z rzutu wolnego. Augustyniak przypomniał sobie o tym, że jest w słabej formie, a że nie lubi zmian, to zaczął zaliczać kolejne straty. Gospodarze nie grali niczego szczególnego, zresztą częściej gra była przerywana, niż się toczyła. I tak ten mecz zmierzał do bezbramkowego remisu, aż w 80. minucie Jędrzejczyk władował się w Ishaka i dostał drugą żółtą kartkę. Było już jasne, że tego meczu nie wygramy. I tu się zatrzymajmy na chwilę. Dostaliśmy łącznie 7 żółtych kartek, w tym Kramer poza boiskiem za scysję z Ishakiem (Szwed też dostał) i ok. Gra była ostra, tyle, że Lechici też nóg nie odstawiali, za to karani jednak nie byli. Jeśli chcemy za coś naszych pochwalić, to za to, że podjęli fizyczną walkę. Ale to trzeba robić z głową. Jędrzejczyk w 80. minucie miał tylko szyję. Gdy graliśmy w osłabieniu, była już tylko obrona, wybijanie, granie na czas. Nie możesz wygrać, zremisuj. To się udało, za to brawo. I tylko za to.

Jeszcze słowo o reakcji (a raczej jej braku) sztabu na przebieg meczu. Baku grał katastrofalnie, nie miał prawa wyjść na drugą połowę, Muci nic nie dawał w środku. Wydawało się, że w przerwie powinien wejść Kramer na 10-tkę (tym bardziej, że jeśli już mamy grać długie piłki to właśnie na niego), Carlitos przejść na 9-tkę, Muci za Baku na skrzydło. Potrzebny był jakikolwiek impuls. Co zrobił sztab? Nic. Zmiany mieliśmy w 68. minucie. Weszli Kapustka za Albańczyka i Rosołek za Baku. Wiara w Macieja jest u trenera ogromna. Jednak – z całym szacunkiem – czym ona jest poparta? Kramer dał dobrą zmianę ze Stalą. W nagrodę dziś wszedł na 10 minut, licząc z doliczonym czasem gry.  

I ostatnie zdanie przesyłam do Poznania. 16 lat to niewiele, dlatego macie prawo nie wiedzieć tego, że w Ekstraklasie butelek na boisko się nie rzuca.

Lech Poznań – Legia Warszawa 0:0

Żółte kartki: Jędrzejczyk (17’, 80’), Wszołek (27’), Mladenović (36’), Kramer (45’), Nawrocki (46’)   

Czerwona kartka: Jędrzejczyk (80’)

Lech Poznań: Bednarek – Pereira, Dagerstål, Milić, Douglas – Velde, Kvekveskiri (Murawski 78’), Karlström (Szymczak 78’), Skóraś – Amaral (Sousa 53’) – Ishak

Rezerwowi: Rudko – Rebocho, Sousa, Tsitaishvili, Szymczak, Murawski, Šatka, Czerwiński, Sobiech

Legia Warszawa: Tobiasz – Johansson, Jędrzejczyk, Nawrocki, Mladenović – Slisz, Augustyniak – Wszołek (Kramer 86’), Muci (Kapustka 68’), Baku (Rosołek 68’) – Carlitos (Rose 81’)

Rezerwowi: Hładun, Ribeiro, Kramer, Pich, Kharatin, Sokołowski, Rose, Rosołek, Kapustka

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany