fP3vyQJp

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany i uwolnienie potencjału w środku. Takie to niby proste, a jakże rzadko w tym roku spotykane. Nieczęsto mogliśmy cieszyć się ostatnio z takich meczów między innymi dlatego, że praktycznie nie mamy ławki rezerwowych. Dziś także było to widoczne.

Zaczęło się optymistycznie. Już w 3. minucie Morishita powinien otworzyć swój bramkowy dorobek w naszym klubie. Niestety w bardzo dobrej sytuacji, po świetnym podaniu Elitima nie trafił w bramkę. Kolumbijczyk grał dziś jak za swoich najlepszych meczów z początku sezonu. Trzymał środek, nie tracił piłek, za to rozdzielał je jak trzeba. Bardzo dobre spotkanie, podkreślone konkretem. Jednak nie uprzedzajmy faktów. W 27. minucie Josue doskonale obsłużył Ribeiro grającego dziś na lewym wahadle. Portugalczyk, w sytuacji sam na sam uderzył nieczysto dzięki czemu bramkarz rywali obronił strzał. Ribeiro przydał się przy pierwszym golu. W 42. minucie wysoko odebrał piłkę rywalom. Gospodarze myśleli, że sędzia gwizdnie faul i stanęli jak my kiedyś w meczu ze Śląskiem. Piłkę dostał Elitim i fenomenalnie dośrodkował w pole karne, a tam Pekhart zamknął akcję jak za swoich najlepszych legijnych czasów. Pierwszy gol Czecha od września i pierwsze dzisiejsze przełamanie. Za pierwszą połowę można pochwalić jeszcze Morishitę za aktywność i drużynę jako całość, Górnik nie miał nic do powiedzenia. A my, jak się okazuje, potrafimy grać z pierwszej piłki i na dwa kontakty, spokojnie wykorzystując jakość poszczególnych graczy.

Druga połowa znowu zaczęła się pozytywnie. Przed szansą stanął, po swoim fantazyjnym rajdzie, Augustyniak, ale jego strzał z ostrego kąta obronił bramkarz. Potem nastąpił kwadrans mroku, czyli nasza typowa, tegoroczna gra. Wystarczyło, że rywal zaczął biegać, grać szybciej piłką i zaczęły się kłopoty. Nie kończyłem szkoły trenerów, ogarniam taktycznie głównie rozgrywki U-7. Dlatego może ktoś z czytelników mi wyjaśni – dlaczego nagle Japończyk co chwila zostawał sam na dwóch rywali w obronie po prawej stronie? W 57. minucie jeszcze się udało. Hładun świetnie wybronił strzał rywala z bliska. I tu mamy przełamanie numer dwa – bramkarz wreszcie obronił coś ekstra, rzecz u nas niespotykana. Po chwili już nie było tak kolorowo. Po raz kolejny zostaliśmy zepchnięci pod własną bramkę i po wrzutce piłka trafiła w rę Pankova. Bezspornego karnego rywale pewnie wykorzystali. Na szczęście nie poszli za ciosem i szybko zostali skarceni. Po raz kolejny świetnie, szybko rozegraliśmy piłkę w środku. Z dystansu mocno uderzył Josue, piłkę odbił bramkarz. Dopadł do niej Kapustka (zmienił Czecha), przyjął jak Muci w Wiedniu i popisał się skuteczną dobitką. Pierwszy gol w sezonie  i mamy przełamanie numer trzy. Granie Górnika w tym momencie się skończyło, a my o dziwo nie zaczęliśmy odliczać czasu do końca, lecz robiliśmy swoje. I to się opłaciło. W 75. minucie pojedynek główkowy, po wybiciu Hładuna, wygrał Josue (!), przedłużył do Guala, a Hiszpan ośmieszył dwóch rywali i wyłożył patelnię kapitanowi, ten spokojnie ustalił wynik meczu. Jakość jednak potrafi się obronić.

Mamy tylko punkt straty do podium i przed sobą trzy kluczowe mecze jeden po drugim. Forma wydaje się rosnąć. Jednak i rywale będą inni, niż dzisiaj. Po prostu dużo lepsi. Dlatego spójrzmy na to co może martwić. Po pierwsze, elektryczny Pankov. Dajmy za niego Burcha. Z ławką rezerwowych, a raczej hulającym po niej wietrze nic już teraz nie zrobimy. Dzisiaj jedyna tak naprawdę możliwa jakościowa zmiana to Kapustka. Kun po kontuzji, Wszołek wykartkowany, Kramer wiadomo. Poza podstawową jedenastką praktycznie nie ma kim grać. I to po części rozgrzesza sztab szkoleniowy za obecne miejsce w tabeli. Poza zmianą Kapustki pozostałe roszady to praktycznie sama końcówka meczu. Co ważne nie było cudowania i Gual zajął pozycję numer 9 po zejściu Czecha i zrobił swoje przy trzecim golu.

Jest coś jeszcze co trzeba zrobić. Pozostawić dzisiejszy sposób grania w środku. Nie wszystkie piłki muszą iść do Josue, dajmy rozdzielać piłki także Elitimowi. Dziś pokazał, że potrafi to świetnie robić. I jeszcze słowo o Celhace. Wiemy już, że w dobrze się zaaklimatyzował w naszym kraju, lubi te same napoje co Polacy. Póki gra tak jak dziś nic mi do tego. Dobrze zabezpieczał środek, nie tracił piłek, może coś z niego jeszcze będzie.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy