Tobiasz eLka

Czy Tobiasz powinien zagrać?

„Wielki talent ma wrócić do bramki Legii Warszawa. Latem transfer?” – tak brzmi tytuł środowego artykułu Sebastiana Staszewskiego z Interii. Dziennikarz, który jest uznawany za jednego z topowych newsmanów w Polsce, poinformował tym samym, że dla Tobiasza „jest duża szansa na to, że znajdzie się w jedenastce już na piątkowy mecz z Wartą Poznań”. Ta informacja zaczęła być cytowana na różnych portalach (nie tylko tych związanych z Legią), czym naturalnie wzbudziła dyskusję o słuszności tej decyzji.

Czy kibice zatęsknili za Tobiaszem?

Rzadko można było dostrzec opinie nawołujące do powrotu 20-latka między słupki. Nie działo się to jednak z powodu zainteresowanego, lecz z faktu, że w bramce rewelacyjnie spisywał się Dominik Hładun. Najwięksi krytycy jego transferu na pewno nie psioczyli na postawę byłego zawodnika Zagłębia Lubin w pierwszych meczach z „eLką” na piersi. Po zamknięciu okienka transferowego sądzono, że będzie trzecim bramkarzem. Dziś można spotkać wielu zwolenników jego talentu, którzy uważają, że to właśnie Hładun najbardziej zasługuje na grę w podstawowej jedenastce. Bronią go także liczby. Portal Ekstrastats przed meczem z Lechem Poznań podał klasyfikację bramkarzy według procentów obronionych strzałów. Hładun miał 78,3%, a Tobiasz 66,2%. Na obronę młodszego z bramkarzy można powiedzieć, że miał o wiele większą liczbę meczów w Ekstraklasie (21), niż jego rywal do gry (przed meczem z Lechem – 6).

Dodatkowym argumentem za kandydaturą Hładuna było to, że według sporej części kibiców Tobiasz „nie dawał czegoś ekstra”, czyli, że nie zdarzało mu się wybronić meczu. Na 7 meczów w Ekstraklasie Hładun miał 3 czyste konta (43% rozegranych meczów), a Tobiasz na 21 spotkań 8 (38%). Różnica z pozoru jest niewielka, jednak trzeba przyznać, że starszy z bramkarzy zrobił na przeciętnym kibicu o wiele większe wrażenie swoją postawą na boisku, niż jego młodszy kolega tuż przed odniesieniem kontuzji. Jednak w ostatnich dwóch meczach Hładun nie ustrzegł się błędów i puścił aż 4 gole, więc coraz częściej zaczęły się pojawiać głosy o tym, że powrót Tobiasza mógłby mieć sens.

Bohater najmłodszych

Czy Kacper Tobiasz jest kimś takim dla pokolenia wchodzącego w pełnoletność, kim dla mnie (rocznik 91′) był Artur Boruc? Coś w tym może być. Co prawda, „Król Artur” przed przeprowadzką do Glasgow rozegrał dla Legii 69 meczów w Ekstraklasie (z czego 5 w sezonie mistrzowskim), a Tobiasz do tej pory zaliczył zaledwie 25 spotkań (z czego 0 w sezonie mistrzowskim). To nie zmienia jednak faktu, że 20-latek jest również zaangażowany w społeczność kibiców, tak jak Boruc. Nie zaliczył może nagrania, kiedy dopinguje z płotu na wyjeździe, ale za to jego staż na Żylecie może robić wrażenie na młodzieży. Klub słusznie stara się to wykorzystywać, używając wizerunku piłkarza przy każdej nadarzającej się okazji. Nie ważne, czy chodzi o nową kolekcję ubrań, występ w LegiaON, czy o nową serię kubków na piwo.

(swoją drogą, uważam, że kubki z różnymi motywami to świetny ruch. Znam parę osób, które je kolekcjonują, a i przy kasie nieraz zdarzało mi się usłyszeć dialog kibica ze sprzedawcą nt. wymiany danego wzoru na inny. Ba, sam mam parę takich kubków w mieszkaniu)

Jego zachowanie może irytować, ale czy niektóre wybryki Boruca też nie irytowały? Kacper Tobiasz – choć jeszcze dużo mu brakuje – ma wszystko by zostać nowym Borucem. Kimś, kto po powrocie na Łazienkowską po zagranicznej przygodzie będzie witany równie entuzjastycznie, jak 65-krotny reprezentant Polski.

Jak już wspomniałem o zagranicznej przygodzie to…

Czy transfer latem to dobra decyzja?

Oprócz wiadomości o ewentualnym powrocie do podstawowej jedenastki, Sebastian Staszewski poruszył temat transferu Tobiasza w najbliższym okienku transferowym. 20-latek w programie „Bez ściemy” powiedział, że poprosił menadżera, żeby mu nie mówił o zainteresowaniu innych klubów przed końcem sezonu. W polskich mediach można było jednak przeczytać o obserwacjach ze strony belgijskich, włoskich, francuskich, czy niemieckich klubów. Nie jest tajemnicą, że klub liczy na to, że zarobi swoje na sprzedaży tego zawodnika. Pytanie tylko, w którym momencie zdecyduje się to zrobić? Może finanse klubu nie pozwolą na negocjacje i Jacek Zieliński będzie zmuszony do sprzedaży zawodnika za mniej, niż to sobie wyobrażał, gdyby Tobiasz miał za sobą występy w europejskich pucharach? Sam bramkarz sprawia wrażenie takiego, który nie pali się do wyjazdu. Przed przeprowadzką z pewnością chciałby lepiej zaznaczyć swoją obecność w kadrze zespołu, żeby porównania jego osoby do Artura Boruca były bardziej uzasadnione. Tuż po powrocie z wypożyczenia ze Stomilu Tobiasz na naszych łamach oznajmił:

Dążę do tego, żeby być następcą „króla”. Artur był moim idolem, kiedy byłem mały. Ja chcę być teraz idolem dla tych małych dzieci, które przychodzą na stadion. Chcę pokazać, że można coś osiągnąć pracą i wiarą w siebie. Robię to przede wszystkim dla siebie, ale pamiętam o tych, którym zależy na klubie.

20-latek w wywiadach podkreśla, że nie czuje się gorszy od bramkarzy z jego pokolenia występujących na Zachodzie. Jednak czy takie samo zdanie mają skauci z zagranicznych klubów? Trudno ocenić, czy traktują go jako „nowego Boruca”.

Jednak, aby zacząć być następcą „króla”, należałoby najpierw wrócić do pierwszego składu, a tak się składa, że…

Nic nie jest przesądzone

Jutro zobaczycie natomiast, kto stanie między słupkami. Sytuacja na tej pozycji jest komfortowa, nie musimy niczego przyśpieszać. To dla mnie bardzo ważne. – powiedział na konferencji prasowej Kosta Runjaić (za Biurem Prasowym Legii Warszawa). Tym samym nie potwierdził newsa Staszewskiego, który pewnie próbował informację uwiarygodnić u źródła (Tobiasz niedawno był gościem jego autorskiego programu pt. „Bez Ściemy”). Dziennikarzowi Interii zdarzało się w przeszłości pomylić, więc nie brałbym jego informacji za pewnik. Jednak coś musi być w tych rozważaniach, ponieważ wcześniej szkoleniowiec warszawskiego zespołu nie miał problemu, żeby wprost przyznać, że to Dominik Hładun wystąpi w podstawowym składzie, kiedy Tobiasz był już gotowy do gry.

fot. Mateusz Czarnecki

20-latek po kontuzji zdążył zagrać mecz w rezerwach, w którym drużyna Piotra Jacka rozgromiła 5:2 Broń Radom. Nie zawinił przy żadnej ze straconej bramek (jedna była z karnego), ale też nie zrobił jakiejś spektakularnej parady. Jednak jeszcze w tej samej kolejce można było go zobaczyć w kadrze meczowej pierwszego zespołu. Tak się niefortunnie dla Hładuna składa, że odkąd popularny „Tobi” jest gotowy do gry, to były bramkarz Zagłębia zaliczył delikatny zjazd z formą. A na treningu rywalizacja jest ponoć taka, jakiej dawno nie można było zobaczyć przy Łazienkowskiej. Cezary Miszta ma szanse znacznie przyczynić się do zdobycia Pucharu Polski (w tej edycji tych rozgrywek zabrakło go zaledwie w jednym spotkaniu), Hładun pokazuje, że jego transfer miał sens, a Tobiasz – jak sam przyznał w LegiaON – widząc życiową formę swojego głównego rywala, pracuje na treningach najciężej w swojej karierze. Przy tej całej rywalizacji trzeba podkreślić to, że panowie nawzajem się wspierają i raczej nie ma między nimi „złej krwi”. A grać może tylko jeden z nich.

O tym, czy Tobiasz wróci między słupki dowiemy się najpóźniej o 19:30, na godzinę przed meczem z Wartą Poznań. Sędzią spotkania będzie Damian Sylwestrzak. Transmisja będzie dostępna na CANAL+ 4K, CANAL+ SPORT oraz w legijnym Sports Barze.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana