Kacper ustawia

Kacper Tobiasz: Chcę być następcą Króla

Artur Boruc zakończył karierę, Kosta Runjaić w nadchodzącym sezonie będzie w bramce stawiać na któregoś z młodzieżowców. Jednym z dwóch głównych kandydatów do bronienia jest Kacper Tobiasz, chłopak z warszawskiego Ursynowa, który powoli wyrasta na ulubieńca trybun. Po półrocznym wypożyczeniu do Stomilu Olsztyn 19-latek podjął rękawicę w walce o bluzę z numerem 1. Jakie są jego pierwsze wrażenia po powrocie? Czy wraz ze wzrostem popularności odczuwa większy stres? Co udało mu się podpatrzeć od Artura Boruca? Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie poniżej.

Dominik Bożek: Jak wrażenia po dzisiejszym dniu? Wróciłeś po półrocznym wypożyczeniu, w LTC swój pierwszy dzień pracy rozpoczął Kosta Runjaić ze swoją ekipą. Trochę się działo.

Kacper Tobiasz: Dobrze było zobaczyć kilka nowych twarzy, bo mamy przed sobą nowe wyzwania – musimy przede wszystkim rozegrać o wiele lepszy sezon, niż ten poprzedni. Z trenerem Runjaiciem nie miałem jeszcze okazji porozmawiać twarzą w twarz, bo dzisiaj sporo się działo, ale ogólnie wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie.

Nawet nie będę pytać, jak się czujesz z powrotem do treningów pod okiem Krzysztofa Dowhania, bo odpowiedź jest oczywista. Ale ciekawi mnie, jak się zapatrujesz na nadchodzącą współpracę z Arkadiuszem Malarzem.

Dla mnie to fajna perspektywa. Z Arkiem trenowaliśmy razem w przeszłości w drugiej drużynie Legii, kiedy został tam zesłany przez trenera Pinto. To było dla mnie super doświadczenie. Cieszę się, że do nas dołączył, bo to człowiek, który ma Legię w sercu. Tutaj potrzeba nam takich ludzi.

Za tobą pół roku gry w Stomilu Olsztyn. Czy czujesz się lepszym bramkarzem niż przed wypożyczeniem?

Zdecydowanie czuję się o wiele lepszym bramkarzem. Zawdzięczam to temu, że w końcu dostałem szansę gry, pokazania się. Zawsze uważałem, że mam umiejętności na odpowiednim poziomie i w końcu miałem okazję je zaprezentować.

Poczułeś się na tyle mocno, że walka o pierwszy skład Legii jest dla ciebie realnym celem. Jak to wpływa na twoją relację z Cezarym Misztą?

Lubimy się z Czarkiem. Z drugiej strony jesteśmy rywalami. Cieszę się, że mogę z nim rywalizować, bo jest naprawdę dobrym bramkarzem i równie perspektywicznym jak ja, więc też będzie się rozwijać. W takich warunkach bramkarz nieustannie podnosi swój poziom.

Jeżeli nie uda ci się wygrać rywalizacji, to możemy się spodziewać twojego kolejnego wypożyczenia?

Każdy by chciał grać, a miejsce dla bramkarza na boisku jest tylko jedno. W tym momencie jest za wcześnie, żeby o tym mówić, bo za wiele nie wiem. Po obozie będę na pewno wiedzieć więcej. Jestem człowiekiem, który nie patrzy w przyszłość tylko żyje tym co jest tu i teraz.

Lista specjalistów, z którymi trenowałeś jest naprawdę okazała. Krzysztof Dowhań, Artur Boruc, Arkadiusz Malarz, Jan Mucha, Radosław Cierzniak. Czy obecnie masz w głowie, jakiegoś Polaka, z którym nie miałeś okazji trenować, a chciałbyś?

Trenowałem z legendami tego klubu i szczerze mówiąc nie zamieniłbym tych doświadczeń za nic. Dla mnie idealną perspektywą jest trenowanie z lepszymi od siebie, więc jeśli miałbym wybierać na szybko z kim chciałbym trenować, a do tej pory nie miałem okazji, to wybrałbym Łukasza Fabiańskiego.

A jeśli nie ograniczalibyśmy się do krajowego podwórka, to kto dla ciebie byłby wymarzonym partnerem do wspólnego treningu?

Manuel Neuer. To jest zawodnik, który od początku swojej kariery jest topowym niemieckim bramkarzem, a żeby utrzymać się na takim poziomie trzeba mieć wysokie umiejętności.

To bramkarz, który poniekąd zrewolucjonizował tę pozycję. Odkąd pokazał, że bramkarz może grać wysoko, dobrze operując zarówno prawą, jak i lewą nogą, to coraz częściej trenerzy wymagają od bramkarzy gry nogami na odpowiednim poziomie. W sumie ty też ponoć nieźle radzisz sobie w polu.

Zdarzało się, że jak kogoś brakowało na treningu to wchodziłem grać w polu. Kondycyjnie odstawałem od chłopaków, ale technicznie nie miałem sobie za dużo do zarzucenia po takich gierkach.

Z twoich wypowiedzi wynika, że bardzo cenisz specjalistów, na których trafiłeś w Polsce. Byłeś również na testach w takich klubach, jak Ingolstadt, Virtus Entella, Derby Country. Powiedz, czy w wymienionych miejscach coś zrobiło na tobie wrażenie? Zarówno pod względem infrastruktury, jak i ekspertów, z którymi przyszło ci trenować.

W czasie, kiedy byłem na testach w wymienionych przez ciebie klubach, na pewno lepsza była infrastruktura. Przypominam jednak, że nie było wtedy Legia Training Center, więc dziś ta ocena byłaby inna. Mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że LTC jest na co najmniej równym poziomie tego, co prezentują ośrodki w Anglii.

Jeżeli zaś chodzi o szkolenie, to polski sposób trenowania bramkarzy, z którym miałem do czynienia, jest na najwyższym światowym poziomie. Nie mamy się czego wstydzić.

Prawda też jest taka, że miałeś dużo szczęścia, że trafiłeś na takiego specjalistę, jak Krzysztof Dowhań. Być może w innych miejscach w Polsce bramkarze nie podzieliliby twojego zdania nt. polskiej szkoły bramkarskiej.

Tak, to prawda. Według mnie Krzysztof Dowhań jest obecnie najlepszym trenerem bramkarzy w naszym kraju. I nie ma co podważać tego zdania. Wystarczy spojrzeć na listę bramkarzy, których wyszkolił.

Pozostając jeszcze przy treningu, a w zasadzie przy treningu mentalnym. W jednym z wywiadów z początku tego roku (na kanale „Z piłką na Ty”) wspominałeś, że nie korzystasz z psychologa. Czy coś się zmieniło od tamtego czasu?

Nic się nie zmieniło. Na ten moment nie czuję potrzeby, żeby skorzystać z usług takiego specjalisty.

Moje pytanie wzięło się stąd, że twoja kariera rozwija się w szybkim tempie. Niektórzy niekoniecznie radzą sobie z tak dynamicznymi zmianami.

Jeśli tamten sezon, nie sprawił, że się zacząłem chorobliwie stresować, to tak naprawdę nie wiem co jeszcze mogłoby się stać, żebym czuł taki dyskomfort… Nie jestem typem osoby, która panikuje lub się czymś przesadnie zamartwia. Potrafię sobie radzić z problemami, mam też dobrych ludzi wokół i dzięki temu nigdy nie odczułem potrzeby współpracy z psychologiem.

Obstawiam, że jedną z takich osób jest Radosław Cierzniak, który pomógł ci w wielu aspektach, m.in. w znalezieniu agenta.

To prawda. Pamiętam, że kiedyś nie potrafiłem się zgrać z trenerem Muchą na ćwiczeniu i w pewnym momencie sfrustrowany wydarłem się. Świadkiem tej sytuacji był ówczesny dyrektor sportowy, więc Radek mi nie zwrócił od razu uwagi. Jednak, kiedy byliśmy w odosobnionym miejscu bez świadków, tak mnie zrugał, że już nigdy po tym nic podobnego się nie zdarzyło.

Trochę pytałem cię o negatywne emocje, więc wypadałoby, żebyś powiedział coś o twoich pozytywnych doświadczeniach. Mimo młodego wieku, już trochę przeżyłeś. Wyprowadzałeś Jakuba Rzeźniczaka na boisko, żeby później obronić jego strzał. Żyleta, na którą nie tak dawno chodziłeś, skandowała twoje nazwisko. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jak jakieś podsumowanie, bo stanowczo  daleko ci do takich refleksji, ale jakbyś miał teraz wymienić sytuację, która byłaby najprzyjemniejszym doświadczeniem w twojej dotychczasowej przygodzie z piłką, to co ci pierwszego przychodzi do głowy?

Obrona karnego z Lechem. Jako dzieciak w koszulce Legii marzyłem o takim wydarzeniu. Wyobrażałem je sobie, że będzie w ostatniej minucie spotkania przy stanie 1:0 dla nas i moja interwencja zapewni 3 punkty. Tak niestety nie było, ale sama obrona karnego z Lechem, mając za sobą Żyletę, która chwilę wcześniej skandowała moje nazwisko, to wspomnienie, które na długo pozostanie w mojej pamięci.

Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że pochodzisz z rodziny, gdzie kibicuje się Legii. Myślę, że bez żadnych wątpliwości można cię nazwać Legionistą. Wspominałeś również, że Arek Malarz jest facetem, który ma Legię w sercu. Powiedz, kogo w szatni można jeszcze określić takim mianem?

Mam nadzieję, że nikogo niechcący nie pominę… Na pewno taką osobą jest Artur Jędrzejczyk. Przy Łazienkowskiej spędził naprawdę dużo czasu, zostawiając serce na boisku, zdobywając przy tym aż 11 tytułów. 6 Mistrzostw, 5 Pucharów Polski – jego wkład w klubową gablotę jest nieoceniony. Zawsze w kryzysowych momentach zabierał głos w szatni, mobilizując innych do większego wysiłku.

Dużą rolę w ubiegłym sezonie w szatni odgrywał również Mateusz Wieteska, którego też bym nazwał Legionistą. Był taki okres, że graliśmy bez dwóch kapitanów i ciężar bycia liderem Mateusz musiał wziąć na swoje barki. Bardzo dobrze odnalazł się tej niełatwej roli w tak trudnym momencie historii klubu.

Podobno Josue w szatni też jest znaczącą postacią.

On nienawidzi przegrywać. Jeżeli chodzi o Legię, to jest to odpowiednia postawa. To jest drużyna, od której wymaga się ciągłych zwycięstw. Josue chce wygrywać za każdym razem i wymaga tego też od swoich kolegów w szatni. Myślę, że dużo zawdzięcza Legii, bo mógł się tutaj odbudować. Nie ukrywajmy, to jest zawodnik klasy światowej, reprezentant Portugalii. Jego też można określić mianem Legionisty pod tym względem, że jest waleczny i chce dla klubu jak najlepiej.

Nie mogę nie wspomnieć w rozmowie z tobą o Arturze Borucu. To pewnie dla ciebie wielka sprawa, że mogłeś razem z nim przebywać w szatni. Coś ci się udało od niego podpatrzyć?

Jedną z takich rzeczy, które od niego podpatrzyłem jest jego klasyczne zachowanie, czyli „pajacyki”. To było jeszcze zanim go poznałem, kiedy w drużynach młodzieżowych przed meczami często zdarzało mi się oglądać na Youtube’ie jego najlepsze interwencje z Celticu, czy z Bournemouth. Jak miałem okazję obserwować „pajacyki” na żywo na treningu, to udało mi się nawet podszlifować w tym aspekcie.

Pozasportowo największą nauką jaką od niego wyciągnąłem jest bycie sobą. Artur jest osobą, która – brzydko mówiąc – się nie pierdoli. Ma w poważaniu co kto o nim myśli. Jest sobą i dzięki temu jest najlepszą wersją siebie. Dlatego też był jednym z lepszych bramkarzy na świecie.

Jesteś naturalnym wyborem na bycie nowym ulubieńcem trybun. Chłopak z warszawskiego Ursynowa, który uczęszczał na Żyletę. Przy okazji odejścia Artura Boruca na emeryturę wypadałoby znaleźć jego następcę na boisku. Życzę ci, żeby ciebie kiedyś też mianowano „królem”. Tak, żebyśmy w przyszłości lato 2022 wspominali, jako klasyczną sytuację z serii „umarł król, niech żyje król!”.

Dążę do tego, żeby być następcą „króla”. Artur był moim idolem, kiedy byłem mały. Ja chcę być teraz idolem dla tych małych dzieci, które przychodzą na stadion. Chcę pokazać, że można coś osiągnąć pracą i wiarą w siebie. Robię to przede wszystkim dla siebie, ale pamiętam o tych, którym zależy na klubie.

zdj. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany