wszołek mladenović

Żeby plusy nie przesłoniły wam minusów

Są trzy punkty, jest zero z tyłu. Wydawałoby się, że jest co świętować. I za pierwszą połowę można wystawić drużynie mocną czwórkę. Niestety druga odsłona to już dwója na szynach. Tylko dlatego, że Zagłębie to nauczyciel nowych czasów, który nic nie może, udało się wygrać dzisiejsze spotkanie.

Goście chcieli grać w piłkę, podchodzili wysoko pod naszych obrońców. Nie stosowali nadmiernej agresji, może dlatego, że tym razem sędzia ogarniał sytuację. Ile to razy słyszałem, że gdyby rywale nie stawiali przeciw nam autobusu to byśmy mieli super wyniki, jeśli chodzi o bramki strzelone. Byłoby z pewnością o to łatwiej gdybyśmy mieli napastnika. Niestety, nic z tych rzeczy. Ten nowy z huty szkła, stary (choć młody) niestety w pierwszej połowie nie umiał się znaleźć w polu karnym gdy szukali go koledzy, nie ogarnął strzału wślizgiem, a w drugiej zmarnował setkę i dostał burę od Wszołka, gdy postanowił bez sensu pokopać rywala. 

W pierwszym składzie wyszedł Kapustka i nagle piłka zaczęła szybko chodzić, rywale co któryś raz nie nadążali i robiło się miejsce na dokładne zagrania ze skrzydeł. Głównie po prawej stronie. Niestety, sympatyczny Pan Robert Pich pasuje do Legii Warszawa jak kiedyś Sławomir Wojciechowski do Bayernu. Tak, bramka padła po dośrodkowaniu z lewej flanki, ale to Mladenović w 25. minucie przypomniał sobie jak świetnie potrafi to robić, a Wszołek perfekcyjnie wygrał pozycję i głową strzelił gola. W tej części gry zbieraliśmy drugie piłki. Generalnie wyglądało jakby naszych na boisku było więcej, bez lagowania, za to kilka dobrych, długich prostopadłych piłek. Można było być optymistą. Zagłębie odpowiedziało na naszą grę świetnym strzałem z dystansu Łakomego, jeszcze lepiej obronionym przez Tobiasza.

zdj. Mateusz Czarnecki

W drugiej połowie „Miedziowi” ruszyli od początku jeszcze bardziej zdecydowanie do przodu i nagle gra zaczęła się toczyć praktycznie tylko na naszej połowie. Momentami broniliśmy się wręcz rozpaczliwie. Taka gra nam po prostu nie przystoi. Trudno powiedzieć co było tego przyczyną. Kryzys fizyczny? A może toczący Legię od lat syndrom „teraz wygra się samo”. Trener zareagował. Za Picha i Kapustkę weszli odpowiednio Baku i Sokołowski. Trener, w swoim zamyśle, dodał dynamiki i walorów defensywnych. Niby logicznie, a zaczęliśmy wyglądać jeszcze gorzej. Na kwadrans przed końcem duch Artura wstąpił w Kacpra, który pięknym pajacykiem wybronił sytuację sam na sam. Dopiero w ostatnich 10 minutach gry przenieśliśmy mecz na połowę rywala. Setkę zmarnował Jędza, tak samo jak – wspomniany wcześniej – Rosołek po świetnym przechwycie Baku. Sympatyczny Niemiec ma fajne odejście, twardo walczy w obronie i potrafi zagrać dokładnie do przodu. Możemy mieć z niego pociechę. Debiutujący w lidze na Łazienkowskiej trener nie bał się zmienić przeciętnego dziś Josue tuż przed końcem meczu na Muciego. Albańczyk dostał w doliczonym czasie gry świetne podanie od Baku i pokazał pełnię swojego talentu. W polu karnym ośmieszył wybornym dryblingiem dwóch rywali. Potrafili go zatrzymać jedynie faulem. Oby częściej pokazywał takie zagrania. Większość ekip jednak postawi Ikarusa i indywidualne akcje będą wtedy niezbędne. Karnego wykorzystał Wszołek i trzy punkty zostają w Warszawie.

Druga połowa była fatalna. Wybijanie z pola karnego w panice? To nie tu tak. Kontr za mało, nie ma ich kto skończyć. Chuchamy i dmuchamy na Kapustkę, podciągamy Josue, leczymy się z Picha i kupujemy napastnika. Tak, tak, Panowie Kosta i Jacku – to do was.

Legia Warszawa – Zagłębie Lubin 2:0 (1:0)
1:0 – Paweł Wszołek 25 min.
2:0 – Paweł Wszołek 90+3 min. (rzut karny)

Legia Warszawa: Kacper Tobiasz – Artur Jędrzejczyk, Lindsay Rose, Mateusz Wieteska, Filip Mladenović – Bartosz Slisz – Paweł Wszołek, Josue (88. min. Ernest Muci), Bartosz Kapustka (60. min. Patryk Sokołowski), Robert Pich (60. min. Makana Baku) – Maciej Rosołek (90+2. min. Igor Charatin).

Zagłębie Lubin: Kacper Bieszczad – Bartosz Kopacz, Aleks Ławniczak, Jarosław Jach, Guram Giorbelidze – Marko Poletanović, Łukasz Łakomy (77. min. Koki Hinokio) – Tornike Gaprindaszwili (85. min. Arkadiusz Woźniak), Filip Starzyński, Tomasz Pieńko (46. min. Kacper Chodyna) – Rafał Adamski (65. min. Martin Doleżal).

Żółte kartki: Rose, Kapustka i Wieteska (Legia Warszawa) oraz Giorbelidze i Poletanović (Zagłębie Lubin).

Zdj. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej