molde-legia-fot-mateusz-kostrzewa-2_1708035329_5329

Wstyd wstydem, a awans nadal realny

Pierwsza połowa meczu to klęska sztabu szkoleniowego. To on wybrał skład, który się skompromitował. Zresztą trener sam przyznał się do błędu, dokonując aż czterech zmian w przerwie. Podziałało. Molde przestało wyglądać galaktycznie, przy wydatnej pomocy naszej gwiazdy vlogów w bramce, i okazało się drużyną taką jaką jest, czyli po prostu przeciętną w skali europejskiej. Wystarczyło nie eksperymentować i na boisko wpuścić właściwych graczy. Wyciągnąć z 0:3 na 2:3 nigdy nie jest łatwo. Sprawa awansu jest otwarta, o ile skład będzie optymalny, a nie po prostu głupi.

Jędrzejczyk zamiast Pankova to była pierwsza kontrowersja, akurat Artur niczego bezpośrednio nie zawalił. Pięknie za to pokazał się w środku Zyba. To nie musi być zły piłkarz, sam nie kazał sobie debiutować w turbo ważnym meczu i co oczywiste bez zgrania z kolegami. Chłopa nie było na boisku, ani z przodu, ani z tyłu. Między innymi przez to w środku pola gospodarze mogli spokojnie budować centralny port komunikacyjny. Narzekamy często na Guala i słusznie, zasługuje na to, ale w jego miejsce mamy Rosołka. Fajny chłopak, młody, od nas, a i w dobrej sytuacji potrafi trafić piłką w swoją drugą stopę. Wybór bramkarza zasługuje na oddzielny akapit i znajdziecie go niżej. No i jeszcze sympatyczny Czech na szpicy. Chyba od września nie strzelił gola. Dlaczego miałby strzelić właśnie dziś? Nie wiadomo. Zagrał pewnie dlatego, że Kramer coś ze zdrowiem nie teges, jak zawsze.

Ta wybuchowa mieszanka dała nam na początku kilka stałych fragmentów gry. A potem był dramat obliczony na dwanaście minut. Pierwsza bramka ok, zdarza się, świetne podanie na skrzydło. Wyprzedzony Ribeiro, spóźniony Kapuadi i gość wbija z bliska piłkę do bramki. Bywa, przed czymś takim trudno się obronić. To była 7. minuta. W 19. zawodnik gospodarzy uderzył. Wydawałoby się niegroźnie sprzed pola karnego, ale nasz mega talent bramkarski wypluł piłkę, dobitka i dwie w plecy. Po kolejnych 5 minutach ośmieszony Ribeiro, za chwilę Kapuadi i Tobiasz puszcza strzał pod pachą.

Przy wyniku 3:0 można było się bać już nie tyle upokorzenia co ośmieszenia na poziomie piątki czy szóstki. Wystarczyło, że wyszli na nas wysoko, grali agresywni i dynamicznie. Byliśmy bezradni jak dzieci, jak reprezentacja piłkarek dowolnego kraju z juniorską drużyną chłopców. Trudno było to wytłumaczyć. Jaki był plan na mecz nie wiadomo, bo graliśmy w chaos i panikę.

Na szczęście w tym sezonie w pucharach także strzelamy. W przerwie mieliśmy cztery zmiany. Weszli Morishita, Kapustka, Burch i Augustyniak. Zeszli Kapuadi, Zyba, Kun i Pekhart. No i się zaczęło. Nagle zaczęliśmy dominować, atakować, tworzyć sytuacje. Japończyk bierze piłkę i idzie w drybling. Tak się gra na skrzydle. Mógł mieć asystę, ale Rosołek trafił w siebie, mógł też zawalić gola, ale koledzy wyratowali Morishite po jego nieodpowiedzialnym zagraniu z tyłu. Kilka chwil później Burch po rzucie rożnym strzelał, trafił w obrońcę stojącego w bramce. Kapustka sprzed pola karnego uderzył pięknie, niestety w słupek. Pachniało golem dla nas i w końcu Josue zawinął bez przyjęcia z lewej nogi po wcześniejszym dobrym wyjściu drużyny spod pressingu. Była 64. minuta.  Po siedmiu kolejnych Elitim świetnie zagrał w pole karne i Augustyniak z bliska wbił piłkę głową do bramki. Niestety kolejne minuty nie przyniosły już klarownych okazji. Ale i dla rywali także nie. Burch jednak może umie grać w piłkę, dobrze wyglądał, Augustyniak także po słabym występie w Chorzowie. Niestety nadal mamy biedę z przodu. Świetny Kapustka i przebłyski geniuszu Josue to może być za mało. Oczywiście Wszołek i, jak się wydaje, Morishita są  naszymi atutami. Tylko komu oni mają wrzucić? Czech bez formy, Kramer chimeryczny.

Chwała drużynie za to, że się podnieśli po pierwszej połowie. W ostatnich latach w takich sytuacjach zazwyczaj zwieszaliśmy łby i przyjmowaliśmy kolejne bomby. Bura dla trenera za wybory personalne. Na szczęście nasi rywale to, mimo wszystko, żadni wirtuozi. Nie będę zdziwiony jeśli za tydzień przyjmą trójkę u nas i pojadą do domu. Tylko musimy mieć koncentrację, odpowiedzialność i taktykę, no i bramkarza. No właśnie. Wiele razy pisałem o tym, że u nas bramkarz musi dawać coś ekstra. Tobiasz nie dość, że nie wybrania tzw. setek to co i raz wpuszcza babole. Może nie takie jak dziś, ale nie pamiętam przy którym ostatnim bramkarzu zastanawialiśmy się, czy nasz gość w klatce mógł zrobić coś jeszcze. Skończmy te gadki o Żylecie, Ursynowie, kibicowaniu, talencie. Tego ostatniego nie widać. Aha, młody jest to musi błędy popełniać. Na X tak piszą. Ok, niech popełnia. Na wypożyczeniu w Stomilu Olsztyn.

Fot. Mateusz Kostrzewa/Legia.com

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana