Tej zimy pierwszy raz od lat nie odliczałem weekendów dzielących nas od wznowienia rozgrywek Ekstraklasy. Może to starość, a może stałem się kibicem wynikowym i fakt, że wygranie ligi byłoby cudem skutecznie studził mój entuzjazm. W pierwszej połowie wyszło na moje. Ostatecznie jednak jakość przełożyła się na jednego gola co, przy bardzo słabym rywalu, pozwoliło zdobyć trzy punkty. Jeśli mamy ten sezon skończyć z uśmiechami na ustach, musimy wygrywać wszystko. Dla mnie, w obecnej sytuacji kadrowej, miejsce pucharowe będzie nie tyle sukcesem, co osiągnięciem progu przyzwoitości.
Zagadką było to, jak będziemy wyglądać bez Slisza i Muciego. Kwestia braku tego pierwszego szybko przełożyła się na boiskowe wydarzenia. Augustyniak przychodził jako gracz środka pola, życie rzuciło go do obrony, ale sam gracz wolałby grać wyżej. Dziś zaczął od żółtej kartki w pierwszej minucie, faul niby ratunkowy, ale i naznaczony paniką. Zresztą chłop nie ogarniał tego co się dzieje przez cały swój pobyt na boisku. Mieliśmy chaos, bojaźń i przypadek w środku. W takiej sytuacji nie było mowy o tworzeniu sytuacji podbramkowych. Były przebitki, straty i może dwa razy zamknięcie gospodarzy w okolicach ich pola karnego. Josue też nie pomagał. Bez magicznych zagrań, błysku i polotu. Kramer wszystkie piłki zgrywał niecelnie, Gual jak już znalazł się w dobrej sytuacji to dał się przepchnąć jak dzieciak zamiast wejść przed rywala i oddać strzał. Z Kunem nie grał nikt. Wszystko co dobre to zagrania Josue do Wszołka. Na pewno zaskoczymy tym kolejnych rywali. Elitim nadal szuka formy. Jak już wyprowadzał kontrę to zarył w ziemię i upadł. Ani dobry w odbiorze, ani pozytywnie do przodu. Rywale byli chyba jeszcze słabsi, zresztą nasi stoperzy kasowali, co było do skasowania.
Druga połowa na początku wyglądała jeszcze gorzej niż pierwsza. Byliśmy przez dziesięć minut zamknięcie na własnej połowie. Ani laga, ani rozegranie od tyłu nie pomagało. Wyglądaliśmy jak ekipa środka tabeli, a nie drużyna z czołówki. Ruch biegał jak zły do pressingu, poczuł krew. Zapomniał tylko, że nie trenuje ich Czerczesow i siły na takie granie nie mają. A my pierwszy raz od dawna mieliśmy okazję do gry w lidze w szybkim ataku. To akurat umiemy. 56. minuta, świetny wślizg Pankova kasuje akcję rywali, Wszołek dobrym podaniem wypuszcza Kramera, a ten zgrywa przed bramkę do Guala. Hiszpan w asyście rywala wbił piłkę do bramki. Może się chłop przełamie i pokaże, że jednak umie grać w piłkę. Do tego momentu był dramatyczny, zresztą za chwilę zszedł z boiska. Z gospodarzy zeszło nieco powietrza. Chciał im pomóc Pankov. Myślał, że jest Messim we własnym polu karnym i tylko temu, że rywal nie miał jakości, zawdzięczamy brak straty gola. Między 72. a 79. minutą powinniśmy zamknąć ten mecz. Najpierw świetnia w pole karne dogrywał Wszołek, a Rosołek – co chyba nikogo nie dziwi – nie trafił w bramkę. Chwilę później przed stuprocentową okazją stanął sam Pan Paweł i strzelił praktycznie w Stipice. W 79. minucie, uwaga będzie niespodzianka, znowu Wszołek, nie miał już chyba siły dobrze zagrać przed bramkę i rywale się uratowali. Dobrze zarządzaliśmy czasem i rywale do końca meczu głównie biegali za piłką. Raz musiał wysilić się Pankov, raz Ribeiro, Kapuadi wybijał lagi z pola karnego. Jeszcze w ostatniej akcji rywale strzelili niecelnie sprzed pola karnego i trzy punkty pojechały do Warszawy.
Dobrze trzeba ocenić pracę sztabu. Na drugą połowę nie wyszedł słaby, elektryczny Augustyniak z żółtą kartką. Wszedł Kapustka i gra do przodu nieco ruszyła. Mieliśmy zmiany we właściwych momentach, była siła do biegania. Zadebiutował sympatyczny Japończyk. Co wiemy po trzydziestu minutach? Dobra technika, przyjęcie, odejście, odwaga w dryblingu. Z drugiej strony duże braki w obronie, nieobecny, spóźniony, koledzy musieli go asekurować. Inna sprawa, że kto by nie grał po lewej stronie, to i tak gdy tylko jest możliwość piłka idzie na prawą stronę. Morishita był bliski asysty, podanie zostało zablokowane. Wrażenie zdecydowanie lepsze od tego jakie sprawia Dias, który murawy może nie powąchać. Punkty są najważniejsze. Konieczne jest jednak ogarnięcie środka. Nie mamy też praktycznie pola manewru z przodu. Czech za Kramera i tyle. Rosołek wszedł i zagrał jak zwykle, czyli zmarnował co miał. Cieszy wejście Rejczyka. Ale wszyscy powinni się brać do pracy. Z lepszym rywalem, przy takim chaosie, nie da się zagrać na zero z tyłu.
fot. Mateusz Czarnecki