witamina d

Witamina D #3 – odkryj transfery na Novo

Benjamin Verbić jednak nie był taką okazją, co? Słowieniec miał zamieść ligę, a póki co jest rozczarowaniem na miarę… Hmmmm do kogo by tu go porównać? Tylu było w końcu piłkarzy, którzy mieli być zbawieniem, a okazali się niewypałem. Normalna sprawa, ale jednak kibicom ciągle trudno się do tego przyzwyczaić.

Przed przyjęciem treści proszę zapoznać się z ulotką.

(ULOTKA)

Poniższy tekst ma charakter żartobliwy i nie ma na celu nikogo urazić. Informacje, jak i zdarzenia w tekście należy traktować z tzw. „przymrużeniem oka”. Autor nie zachęca do czynów, które powszechnie są uznawane za złe. Lektura tej serii nie jest obowiązkowa w przeciwieństwie do innych treści znajdujących się na stronie KSOL.

(KONIEC ULOTKI)

Oczywiście, zwolennicy skrzydłowego mogą wziąć go w obronę, ponieważ istnieje coś takiego jak „czas na aklimatyzację”. To sformułowanie jest szczególnie bliskie polskim piłkarzom, którzy próbują swoich sił na Zachodzie, bardzo często mając problem z najprostszymi kwestiami, takimi jak np. komunikacja. I tak polskie chłopaki schodzą coraz niżej, niżej i jeszcze niżej, dopóki manager nie znajdzie w końcu dla nich odpowiedniego środowiska. PRZYPADKIEM na koniec okazuje się, że najczęściej takim przyjaznym otoczeniem dla piłkarza niezrozumianego przez Zachód jest nasza Ekstraklasa. Wtedy zawodnik odżywa i staje się kimś więcej. Ba, często zdarza się, że znajdzie się dla niego miejsce w 11-stce tygodnia/sezonu „Przeglądu Sportowego”. Jeżeli uważacie, że to przez poziom naszej rodzimej ligi, to jesteście w głębokim błędzie! To dlatego, że Zachód się nie poznał na talencie ekstraklasowego diamentu, tak jak nie poznał się na Rafale Wolskim.

Wracając do meritum – VERBIĆ. Czy on nie miał być tym piłkarzem, który w półfinale Pucharu Polski strzeli w światło bramki? Okej, możemy jeszcze na niego poczekać. Czemu nie? Może odblokuje się w ostatniej kolejce 21 maja, kiedy Legii przyjdzie mierzyć się z obecnym sąsiadem w tabeli, Cracovią? Wówczas jego obrońcy mogą z czystym sumieniem zatryumfować: „DZIĘKI NIEMU UTRZYMALIŚMY 9. MIEJSCE. MOŻE Z CZYSTYM SUMIENIEM OPUŚCIĆ ŁAZIENKOWSKĄ 3”. Widzicie te tytuły w legijnych portalach?

Muszę w tym miejscu podkreślić parę istotnych spraw. Czy gdyby ponownie była okazja wzięcia takiego piłkarza na takich samych warunkach, to czy bym z niej skorzystał, będąc na miejscu Jacka Zielińskiego? Oczywiście, że tak. A czy na obronę Verbicia może wpływać fakt, że przed chwilą wraz z rodziną uciekał przed wojną? Pewnie, to powinien być nawet kluczowy punkt przy ocenie słoweńskiego skrzydłowego. Legia poniekąd (uwaga, brzydkie stwierdzenie, ale nie chciało mi się szukać innego) skorzystała na tragedii Dynama Kijów i wyciągnęła piłkarza, o którym nie byłaby w stanie nawet pomyśleć w normalnych okolicznościach. Jednak adresatem mojej radosnej twórczości nie jest ani Benjamin Verbić, ani Jacek Zieliński. Te słowa kieruję do wszystkich tych, którzy lubują się w spuszczaniu nad transferem zawodnika/trenera, którego w życiu nie widzieli w akcji. Albo widzieli raz, bo akurat grał z Barceloną czy podobnym zespołem.

Trochę z zazdrości

Nie ukrywam, że zazdroszczę wam tej pogody ducha, która na was zstępuje, kiedy przychodzi potencjalny mag. Mag, który za dotknięciem czarodziejskiej nóżki odmieni los warszawskiej Legii. Humor od razu lepszy, trawa jakby zieleńsza. Już czasem nawet sama plotka o przyjeździe takiego piłkarza wywołuje w kibicach nieopisane emocje, które można przyrównać już nie nawet do zdobycia gola, a do zdobycia trofeum. Dlatego też okienko transferowe to jest jeden z gorętszych okresów na legijnym twitterze. „Och, patrzcie na tego grajka! On w wieku 14 lat grał przeciwko Messiemu. Patrzcie na to zdjęcie, tam jest w lewym górnym rogu! I w tym meczu Messi złapał na nim żółtą kartkę, a to zdarzyło mu się dopiero po raz trzeci na tamtym etapie kariery!”. Co z tego, że drogi obu wspomnianych poszły w zupełnie innym kierunku, a piłkarz, który akurat do nas przychodzi ma tak przeżarty czosnek przez narkotyki, że nawet nie pamięta tego spotkania ze słynnym Argentyńczykiem. Przecież, gdyby został z niego chociażby cień piłkarza, który rywalizował z Messim, to by przez moment nie rozpatrywał jako destynacji Łazienkowskiej 3. Ale jest przynajmniej podjarka, można zająć się czymś, bo nie ma Ekstraklasy.

Jeszcze raz podkreślę, że niestety nie mogę ulec takiej euforii. Nie to, że już widziałem tyle, że już mnie nic nie zaskoczy. Co to, to nie. Po prostu, nie potrafię zajarać się piłkarzem, którego znam z kompilacji, albo z jednego-dwóch meczów, a głównie tacy przychodzą na Łazienkowską 3. Pamiętam za to, takiego piłkarza, jak Nacho Novo. To były piłkarz Glasgow Rangers, którego oglądałem w wielu „Old Firm Derby” w czasach, kiedy w Celticu brylowali Maciej Żurawski oraz Artur Boruc. Najmłodszym czytelnikom przypomnę, że kiedyś nie było takiego piłkarza, jak Robert Lewandowski i przeciętny kibic polskiej piłki odliczał minuty do meczu Glasgow Rangers – Celtic Glasgow. Brzmi, jak abstrakcja, co?

W każdym razie, był taki zawodnik, jak Nacho Novo, który w tamtym czasie robił różnicę we wspomnianych wyżej meczach. Kiedy usłyszałem, że ma trafić na Łazienkowską, zwariowałem! To było dla mnie coś. Jak się ta historia skończyła? Na 15 meczach, 4 żółtych kartach oraz 1 golu. Tak się składa, że w ostatni poniedziałek minęło równo 10 lat od jego jedynego trafienia w barwach „Wojskowych”.

Swoją drogą, Benjamin Verbić może obecnie marzyć o takim bilansie w Legii.

Kosta „Neo” Runjaić

Dziś na tapecie przyszłych zbawicieli Legii jest Kosta Runjaić wraz z jego sztabem. Kolejny raz patrzę z zazdrością na tych, którzy upatrują w Niemcu zbawiciela Legii. To dosyć odważne, patrząc na doświadczenie (jeszcze) obecnego szkoleniowca „Portowców”. Jeżeli obecnie to, że Pogoń jest w czołówce przez parę ostatnich sezonów, ma rzucać na kolana kibiców Legii, to warto się zastanowić dokąd to wszystko zmierza. Oczywiście, nie twierdzę, że eksperyment z Runjaiciem miałby nie wypalić z założenia. Ale jaranie się Niemcem, który nie ma nic wspólnego z Warszawą ani Legią, ani nie ma bogatego CV, to jest dosyć niepokojący sygnał.

Wiem, że kibicowanie opiera się na wierze, nadziei i miłości. Ale czy w tym wypadku nie powinniśmy położyć trochę lodu na głowę? Nie wiem czy wiesz, ale zdobyłeś tyle samo trofeów, co Kosta Runjaić przez całą swoją karierę. I wiesz co? Chyba bardziej bym się jarał, gdybyś ty miał zostać trenerem Legii. Bo jesteś bardziej zżyty z tą drużyną i żyjesz tym klubem. Tymczasem spora część kibiców lubi krytykować swoich bardziej, niż kogoś kto jest najemnikiem. Nie przeczę, dobry najemnik jest lepszy od wychowanka-nieudacznika, jednak my wciąż nie wiemy czy Kosta Runjaić ma wystarczającą jakość na Legię. W ogóle na czym opierać optymizm w sprawie tego szkoleniowca? Że poukładał struktury w Pogoni? Na bank w całym swoim życiu nie miał do czynienia z tak wybitną jednostką, jak prezes Mioduski. A może jednak on będzie tym wybrańcem, który wszystko zmieni? Legia to Matrix, Runjaić to Neo, a Mioduski to Agent Smith. Widzicie to?

Najbardziej w tej całej sytuacji trenerskiej żal mi Aleksandra Vukovicia (tu w roli Morfeusza – ambitnego lidera, ale niewystarczająco zdolnego, żeby mianować go WYBRAŃCEM). Oczywiście, Serb był zapewne przygotowany na taki obrót sprawy – zresztą, sam się zarzekał, że chce tylko wypełnić kontrakt. Ale i tak zasługuje na więcej szacunku przez wzgląd chociażby na ten sezon. My nie byliśmy w czarnej dupie. My się w niej urządzaliśmy. On jednak zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby nas stamtąd wydostać i sprawić, że już nie rozprawiamy na temat utrzymania. Naprawdę myślicie, że teraz nadejdzie nowe rozdanie i Kosta Runjaić uzdrowi klub?

Coś mi się wydaje, że przyszłość będzie wyglądała jak kontynuacja filmu siostry Wachowskiej. Mogła pójść ona w wielu kierunkach, które ubogaciłyby trylogię, jednak wolała nam zaserwować nieśmieszny żart na ekranie. Chyba reżyser oraz scenarzysta serialu pt. „Legia Warszawa” też ostatnio przeszedł operację zmiany płci i postanowił stworzyć nieśmieszną kontynuację serii trofeów „Wojskowych”.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Brawo Panowie

Trzeba się po prostu cieszyć i to z kilku powodów. Zdobyliśmy trzy punkty i dzięki temu jesteśmy na pucharowym miejscu w tabeli, a do końca

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.