Wszoelk Ruch

Takimi meczami przegrywa się ligę

Gramy optymalnym składem z beniaminkiem dołującym w tabeli złożonym z ogórków, pełny stadion. Nawet nieźle nam idzie. Coś kreujemy, klepiemy. Walczymy z autobusem inaczej, niż durnymi wrzutkami. Co może pójść nie tak? To co wiele razy w naszych spotkaniach z takimi rywalami na przestrzeni ostatnich lat. Jedna akcja tych ogórkowatych i od razu gol. Potem już brakuje czasu żeby wygrać. Znajome, prawda? Dobrze, że chociaż wyciągnęliśmy na remis, wstyd mniejszy. Byłoby łatwiej gdybyśmy mieli napadziora z prawdziwego zdarzenia i cokolwiek wypracowanego, jeśli chodzi o rozegranie rzutów rożnych. Ostatecznie rywale się potykają, a my stoimy w miejscu. Niby do lidera punkt odrobiony. Tyle tylko, że w czubie ścisk i na koniec może się okazać, że nie zajmiemy nawet miejsca premiowanego eliminacjami do pucharów.

Trener nie kombinował. Postawił na optymalny skład. Zaskoczeniem mógł być tylko Burch. Choć z drugiej strony, taki ponoć talent przyszedł żeby grać. Pankov po chorobie, Kapuadi po słabym meczu. No to szanse dostał Szwajcar i nie było niespodzianki. Strata gola to w dużej mierze jego wina. Powinien kumplować się z Diasem – transfer podobnego kalibru.

Nawet trudno mieć większe pretensje. Taki to był dziwny mecz. Goście długimi fragmentami nie byli w stanie wyjść z piłką z własnej połowy. Augustyniak w środku rządził, zbierał drugie piłki. Josue dobrze dyrygował grą poza momentami, gdy grał niechlujnie i zwalniał grę, próbował otwierających zagrań, klepał sporadycznie z aktywnym Elitimem, chyba, że Kolumbijczyk akurat kulił się pod gromiącym wzrokiem kapitana. Japończyk wpędzał w kompleksy Kuna. Nasz nowy gracz szybko biega, dobrze drybluje i nie boi się strzelać. Tylko chłopak ma jeden problem. Po pierwsze, za szybko myśli. Zanim koledzy się zorientują w tym, że Morishita już urywa się obrońcom, ten jest już na spalonym. Niemniej jednak wreszcie w ataku mamy dwa skrzydła i Wszołek nie jest już tak obciążony. Ale wróćmy do wydarzeń boiskowych. Goście mieli rzut wolny przy linii środkowej. Laga na prawo, dogranie na lewo i tu nasz szwajcarski diament daje się przeskoczyć, dogranie do środka i samotny Koj strzelił gola. To była 42. minuta.

Trzeba postawić tu pytanie. Skoro tak dobrze graliśmy, to dlaczego nie strzeliliśmy do tej chwili gola? Nie będę odkrywał Ameryki. My nie mamy napastnika. Ludzie kochani, nie oszukujmy się. Kramer to taki zagraniczny Piasecki, nic więcej. Pekhart się skończył. Chwała mu za to co dla nas zrobił, ale już w jego głowę nic nie trafi. Morishita mógł się zabiegać na śmierć, a i tak nie miał komu dograć. Już lepiej odnajdywał się w szesnastce rywali Jędrzejczyk, niż nasze wieże. Wszołek także swoich liczb z takimi kolegami nie poprawi. Rozmawiamy o następcy Slisza, Muciego. A my nie mamy napadziora. Sorry, jest jedno rozwiązanie. Na dziewiątkę można wystawiać Guala. Gorzej nie będzie. W końcu musi się przełamać, dziś zresztą zanotował kluczowe podanie przy wyrównującym golu. Mieliśmy 19 rzutów rożnych. Ponoć były mocno ćwiczone w przerwie zimowej. To ja wam powiem co wypracowali. Krótko, piłka zwrotna do Josue i centra. I tak do znudzenia z pojedynczymi zagraniami bezpośrednio w pole karne. Oddaliśmy ogółem 33 strzały, ale tylko 8 celnych. Cóż, już pisałem o tym, że nie mamy napadziora. Prijović, Nikolić, Ljuboja mają ubaw jeśli przypadkiem oglądają nasze obecne popisy.

W drugiej połowie oczywiście zagraliśmy lepiej. Co za niespodzianka, prawda? Pojawiły się wreszcie okazje. W końcu Rosołek, w 86. minucie z bliska wbił piłkę do bramki. Brawo. Po to wszedł na boisko. Już drugi raz w sezonie wywiązał się ze swojego zadania. Teraz będzie już z górki. Na więcej zabrakło czasu choć rywale już ledwo stali na nogach. Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie wygramy ligi. Za dużo chętnych, za mało meczów. Zresztą jak nie umiemy wygrać z Puszczą u siebie to jak wierzyć w wygrane z Lechem, Jagiellonią, Śląskiem, czy Rakowem? No nie składa mi się to. Nie udało się jesienią, to dlaczego miałoby się udać teraz gdy mamy gorszy skład? A bez tych zwycięstw trudno będzie o pucharową lokatę. Kiszenie się w ligowym sosie w przyszłym sezonie to byłaby kibicowska i finansowa katastrofa. I tak dla pocieszenia. Jak zauważył na X @edwardacki od 24 września u siebie wygraliśmy tylko jeden mecz ligowy. Z czym do ludzi.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana