Zeszły weekend spędziłem w Toruniu. Polecam, piękne miasto, w restauracjach niedrogo. Jednak najbardziej uderzyło mnie podczas tego wyjazdu to, że ludzie chodzą tam dwa razy wolniej, niż w Warszawie. Nikt się nie spieszy, mieszkańcy poruszają się powoli. U nas wiadomo, wszyscy w biegu. Dzięki naszym zawodnikom poczułem się tak, jakbym z Torunia w ogóle nie wyjeżdżał. Legioniści grali w trybie slow motion, zamiast zasuwać jak przesiadający się na Świętokrzyskiej z jednej linii metra do drugiej. Wygraliśmy po raz kolejny przede wszystkim dzięki szczęściu i Kacprowi Tobiaszowi. Na dłuższą metę tak się nie da.
Trudno jednak oczekiwać pięknej, efektywnej gry, jeśli drużyna przez większość meczu gra praktycznie w ośmiu. Mieszkam obecnie na Ursynowie. Mogę więc śmiało nazwać grę Picha, Wszołka i Kapustki skandalem. Pierwszy z wymienionych nie miał żadnego dobrego zagrania. Drugiemu trzeba zapisać dobre dośrodkowanie po ziemi z 8. minuty. O ile jednak boczni pomocnicy, gdy grają słabo zazwyczaj negatywnie odbija się to na drużynie tylko brakiem sytuacji pod bramką rywala. Jednak, gdy bez formy jest zawodnik środka pola sprawa się komplikuje. Kapustka gra po prostu niechlujnie, co powoduje straty i potencjalne oraz realne groźne kontrataki. Wygląda to tak, jakby to absolutnie do Kapustki nie docierało. Zrozumiałbym, gdyby straty wynikały z tego, że ruszy przebojowo do przodu, pójdzie w drybling. Od tego jest na boisku. Podania do rywala na trzy metry są jednak nie do obrony. Kolejny słaby mecz tego zawodnika pozwala prognozować, że Bartek najbliższe spotkanie rozpocznie na ławce rezerwowych.
Radomiak szybko zobaczył, że Legia nie jest w najlepszej dyspozycji i z każdą minutą goście czuli się coraz pewniej. W 14. minucie kontra zakończyła się dobrym dośrodkowaniem z lewej strony, Mauridies wyprzedził Jędrzejczyka, ale jego strzał z 7 metrów obronił Tobiasz. Ktoś może powiedzieć, że nasz bramkarz został trafiony. Tyle tylko, że tym się różni dobry goalkeeper od średniego, że zostawi nogę/ręce/głowę w takich sytuacjach tam gdzie trzeba.
Tymczasem my powoli, dostojnie, przewidywalnie. Do 20.-25. metra jeszcze jakoś szło. Potem już brakowało jakiegokolwiek pomysłu na to jak sforsować autobus postawiony przez gości. Ostatnio mówiliśmy o tym, że mamy kłopoty, gdy rywal gra wysoko. Za to mamy już wypracowane schematy w ataku pozycyjnym. Bzdura, też się na to dałem nabrać. Nie gramy dobrze niezależnie od tego jaki sposób na nas wybiorą rywale. Stawiam więc pytania:
- Co jest trenowane w poszczególnych mikrocyklach?
- Mamy jakiś pomysł na naszą grę?
- Mamy jakąś myśl przewodnią?
- Mamy jakiś znak rozpoznawczy?
Nie, nie, nie i nie. Co z tego, że Carlitos kilka razy dobrze przyjął piłkę, utrzymał się przy niej skoro nikt za akcją nie nadążył. Nie przyjmuje jako wyjaśnienia zmęczenia po dogrywce w Pucharze Polski. To są zawodowi piłkarze. Zresztą Carlitosowi też przyda się wiadro zimnej wody na głowę. W dwóch sytuacjach mógł i powinien podawać do lepiej ustawionych kolegów. Zamiast tego oddawał bezsensowne, blokowane strzały. Niech ktoś mu uświadomi, że nie jest czarodziejem, lecz tylko piłkarzem i nawet jego strzały nie przenikają przez rywali.

W pierwszej połowie więcej sytuacji miał Radomiak. Druga część gry zaczęła się od grubszej awantury pomiędzy piłkarzami i chyba to wydarzenie trochę pobudziło naszych zawodników. Zaczęli żwawiej poruszać się po boisku, pomogły też zmiany. W 66. minucie zeszli wreszcie z boiska Kapustka i Pich zastąpieni przez Muciego i Baku. Niemiec kilka razy urwał się rywalom i dynamicznie szarżował na bramkę. Niestety brakowało mu dobrych decyzji i brakowało tym samym konkretów, choć mógł mieć asystę, ale Kobylak obronił techniczny strzał Josue. Wydaje się jednak, że wywalczył sobie plac na kolejny mecz, ławka dobrze mu zrobiła. Muci oddał groźny strzał z dystansu, ale najważniejsze zrobił w 83. minucie: przytomnie zauważył Augustyniaka ustawionego przed polem karnym, podał mu piłkę, a nasz nowy zawodnik uderzył po ziemi. Wydaje się, że Kobylak mógł zachować się lepiej, jednak piłka wpadła do siatki przy prawym słupku bramkarza.
Obrona generalnie zagrała dobry mecz, o ile w pierwszej połowie jeszcze zdarzały się błędy, to w drugiej Tobiasz był praktycznie bezrobotny. Widać to, że Augustyniak grał już na wyższym poziomie niż Ekstraklasa. Nie tylko skuteczny z tyłu, lecz także groźny z przodu, potrafi wyprowadzić piłkę. Niestety czwartą żółtą kartkę zobaczył Jędrzejczyk i z Rakowem nie zagra. Wydaje się, że zastąpi go Nawrocki, który po raz kolejny dał dobrą zmianę.
O ile jeszcze niedawno martwiliśmy się, że im bliżej naszej bramki tym gorzej, to teraz zbliżamy się do mrocznych czasów końcowego Michniewicza. Z przodu gramy bez pomysłu, w jednym tempie, rywal zdąży pięć razy przesunąć się w obronie zanim coś wymyślimy. Okazuje się, że Carlitos nie jest gwarantem goli w każdym meczu i nikt tego nie oczekiwał, a i Josue nie będzie zawsze popisywał się swoim geniuszem. Pozostaje mieć nadzieję, że wie o tym także sztab szkoleniowy i wypracuje metody zdobywanie goli inne niż – klepcie powoli, podajcie do Josue lub Carlitosa i jakoś to będzie.
Legia Warszawa – Radomiak Radom 1:0 (0:0)
Gol: Rafał Augustyniak (83′)
Legia Warszawa: Tobiasz – Johansson (Nawrocki 90′), Augustyniak, Jędrzejczyk, Mladenović – Slisz – Wszołek (Rosołek 82′), Kapustka (Muci 66′), Josue, Pich (Baku 66′) – Carlitos (Sokołowski 82′)
Radomiak Radom: Kobylak – Grzybek, Rossi, Justiniano, Pik (Leandro 66′) – Nascimento, Cele – Machado (Semedo 90′), Alves (Matos 90′), Abramowicz, Maurides (Feliks 79′)
Żółte kartki: Jędrzejczyk (35′), Mladenović (56′), Kapustka (62′) – Justiniano (56′), Maurides (56′)
Zdj. Mateusz Czarnecki