Wszoelk Ruch

Ręce opadają

Wszyscy baliśmy się tego meczu, mając na uwadze nasze radosne działania w defensywie i dobrą formę Pogoni. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, jednak dla nas i tak zbyt przerażający. Cztery mecze ligowe za nami i jedno zwycięstwo. Tak się nie da wygrać czegokolwiek w tym sezonie. Rywale z czuba tabeli są równie daremni jak my, ale mają przewagę punktową z jesieni, a kolejek zostało tak mało, jak u nas jakości na ławce – tu od razu podkreślam – Dias nie jest piłkarzem.

Niby wszystko się zgadzało. My przy piłce, oni za nią biegali. Nie minęły cztery minuty, a już mieliśmy dwie dobre akcje po prawej stronie. Właśnie. Już to znamy. Josue na boisku oznacza przewidywalność i niestety niechlujność. Dwa razy zagrał bardziej popisowo, niż z pożytkiem dla drużyny, a to była tylko pierwsza połowa. Ofensywa w Kielcach wyglądała lepiej. Oczywiście przeciwnik był inny. Nie zmienia to faktu, że w ciemno można było zakładać, gdzie zostanie skierowana piłka. Do znudzenia w prawo, do znudzenia i niepotrzebnie Josue zewnętrzną częścią stopy. Dwa pierwsze kwadranse i 6 rzutów rożnych. Po jednym z nich, o dziwo, mogliśmy strzelić gola. Ribeiro jednak, po zamieszaniu, trafił w słupek.  Gual miał swoją szansę, jego dobry strzał z ostrego kąta obronił bramkarz. W pierwszej połowie Hładun musiał wysilić się raz. Pogoń ograniczała się do przeszkadzania. Grosickiego skuteczni neutralizowali Wszołek z Burchem.

Na prowadzenie wyszliśmy tuż po przerwie. Kun mógłby nie przekraczać linii środkowej, koledzy i tak mu nie podawali praktycznie cały mecz, a gola strzeliliśmy po jego dośrodkowaniu. Bramkarz Pogoni zaliczył pusty przelot. Josue ładnie zagrał do Wszołka, który z bliska, głową strzelił do pustaka. Prowadziliśmy jedenaście minut. Burchowi odcięło dopływ tlenu do mózgu. Stracił piłkę blisko własnej bramki. Kontra, piłka na lewo, Grosicki do środka i pozamiatane. Przez cały mecz Szwajcar, podobnie jak cała obrona, grał dobrze. Nawet bardzo dobrze. Zatrzymywał Grosickiego, dobrze włączał się do ataku i zaliczył taki klops, że aż mi chłopa szkoda.

No nic, było jeszcze dużo grania. W normalnej drużynie robi się zmiany i podkręca tempo zmęczonemu meczem pucharowym rywalowi. No to patrzymy na dzisiejszą ławkę. Tobiasz i Kapadi to pozycje gdzie zmian, gdy nie ma kontuzji, nikt w trakcie meczu nie robi. Dalej: Pekhart, Zyba, Ziółkowski, Morishita, Rejczyk, Rosołek. Jedynym gościem, który mógłby zrobić różnicę jest Japończyk. Zresztą fakt, że trener dokonał tylko trzech roszad mówi wszystko o jakości naszej kadry. Nie mamy głębi składu. Jesteśmy ubodzy jakościowo i ilościowo. Nie ma pola manewru. Runjaić przekonał się o tym w Kielcach. Dziś tego błędu nie popełnił, ale i nie miał kim zrobić różnicy. Morishita nie zrobił dzisiaj nic. Czech skasował kontrę rywali i tyle można o jego występie napisać. No i nasz prawdziwek – Dias. Ten gość nie jest piłkarzem. Nawet nie rusza się jak piłkarz. Nie zrobił absolutnie nic. Zmiana dramatyczna. Dobrze, że nic nie popsuł. Po co wszedł nie wiadomo. Japończyk miał zagrać na dziesiątce i zagrał. Tak samo słabo jak wcześniej na lewym skrzydle. Gual dziś ogarniał w miarę, więc dograł wreszcie mecz do końca. Oszczędzono nam popisów Rosołka, Zyba może kiedyś zagra. Reszta potencjalnych zmienników to, tak naprawdę, głęboka rezerwa.

Fajnie, że Dyrektor Jacek oczyścił nam kartę z niepotrzebnych wkładów do koszulek. Tylko, podobno, jak się sprzedaje, to i kupuje. A tu dostaliśmy tylko Japończyka – ok, będą z niego ludzie (prawdopodobnie, równie dobrze możemy go zapamiętać tylko z tego, że to fajny chłopak z uśmiechem) i człowieka zagadkę, czyli Zybę. Nie mamy napastnika, porządnej ósemki, dziewiątki na realną zmianę, jednego skrzydłowego na zmianę, ani bramkarza robiącego różnicę. Jest kogo kupować. Tylko czy umiemy to robić? Czy mamy za co? Mnie jako kibica to nie obchodzi. Ja mam prawo oczekiwać, że u siebie z dziadami typu Puszcza, czy nawet Pogonią się wygrywa.

I jeszcze słówko o taktyce. Jak nie masz kim, to chociaż pokombinuj, wyciągnij maksa z tego co masz. A tej jakości trochę jest. Kapustka, Wszołek, Elitim, Josue grać potrafią – o cholera, czterech naliczyłem. Nie za dużo. Tym większa rola trenera. Niech wymyśli coś nowego, zaskoczy rywali. Udało się w Kielcach, bo nie grał Josue. Runjaić musiał, siłą rzeczy coś zrobić. Nasza codzienność jest do bólu powtarzalna, nudna, przewidywalna, piłka do Wszołka, za każdym razem. Przecież wszyscy to już znają. Rywale także. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nasz sztab jest ograniczony jak trenerzy mojego syna (tylko trzy komendy: wyżej, powrót, nie bój się). Mamy drugi sezon przejściowy? Jeśli nie doczłapiemy się do pucharów, trzeba szukać kogoś nowego na kierownicę. Nie tylko w sztabie. Panie Josue, dziękujemy i wystarczy.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy