Drużynę podobno buduje się od tyłu. W takim razie Dyrektor Jacek i trener Runjaić nie zbudowali niczego. Nawet jeśli ofensywa się dźwignęła to popisy defensywy, łącznie z bramkarzem, wysiłek graczy z przedniej formacji skutecznie zniweczyły. Zamiast złapać bezpośredni kontakt z czołówką tabeli, daliśmy wyprzedzić się Pogoni i patrząc na formę Portowców o puchary będzie bardzo trudno. Nie myślmy o tytule. Nawet jeśli rywale wyciągają do nas pomocne dłonie, my je odtrącamy. W trzech meczach z ogórami uciułaliśmy 5 punktów. Za tydzień strach się bać. Tuzy z defensywy i ręczniki z bramki będą się czuli jak na karuzeli.

Piękne podanie Kapustki i Kramer raz. Świetne dogranie Guala i Kramer dwa. Cała nasza społeczność w szoku. Rywal ani piśnie, nasz napadzior strzelajak zły, dziesiątki dają asysty. Gramy jak należy. Nikt nie szuka kwadratowych jaj, nie zwalnia gry, nie zagrywa pod publiczkę. Zamiast rozegrania portugalskiego skuteczne okazało się granie polsko-hiszpańskie. Jednak po co to komu? Po co ładne, przekonujące zwycięstwo? Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę nasz doświadczony stoper postanowił iść między dwóch rywali. Co mu strzeliło do głowy? Nie wiadomo. Pewne jest to, że piłkę stracił. Nic to, w bramce stał przecież wyczekiwany przez nas (w tym przeze mnie) Hładun. Już pomijam fakt, że chwilę wcześniej zamiast podawać do środka powinien do boku. Trudno. Ostatecznie rywal uderzył. Ani specjalnie mocno, ani do boku. Ot, taki farfocel. To jednak przekracza możliwości naszej nadziei na odmianę bramkarskiej niedoli drużyny. Chłop rzucił się gorzej, śmieszniej, żałośniej, niż dzieciaki, których mecze rano oglądałem na Rembertowie.

Daliśmy rywalom tlen, a oni z niego korzystali. Na drugą połowę nie wyszedł kontuzjowany Jędrzejczyk, zastąpiła go płocka gwiazda rodem z Francji. I potem już było jak zawsze. Prawie. Zaczęliśmy grać to co mamy wytrenowane, czyli chaos i panikę. Hładun prawie wygłupił się drugi raz gdy nie przejął podania od kolegi. Gola nie straciliśmy tylko dlatego, że Kramer przydał się też w obronie. I nagle kolejny cud ofensywny. Gual dostał od Elitima piłkę, stojąc plecami do bramki. Odwrócił się i uderzył, jak trzeba, czyli mocno, przy słupku, do siatki. Kramer dwa gole. Gual bramka i asysta, mógł strzelić jeszcze raz, zmarnował. No jednak przełamanie jak nic i to bez Josue? A może właśnie dlatego. Niestety, jak już pisałem, władze klubu nie zbudowały drużyny. Tym razem zaczął Augustyniak, notując stratę przy rozpoczynaniu akcji. Piłka na prawo, tam oczywiście nie zdążył Ribeiro, piłka do środka, Kapuadi też grać nie umie to też i zdążyć nie mógł, piłka w siatce. Było jeszcze 20 minut grania. Co prawda, po chwili, Kapustka strzelił gola, ale w tej akcji był spalony. A Korona nakręcona, więc my z powiązanymi nogami. I stało się to co było nieuniknione, to co w tej drużynie jest jak złe ziarno, jak fatum, jak cholera wie co, czyli kolejny raz blamaż obrony i wyrównanie w doliczonym czasie gry.

A tak naprawdę nie trzeba szukać sił nadprzyrodzonych. Winnych trzeba wreszcie wskazać palcem. Po kolei. W bramce błędy popełnia podobno talent. Wchodzi zmiennik i też wstyd. Może dlatego, że nie ma rytmu meczowego? A może jednak jest inny powód? Trener Dowhań „wyhodował” szereg topowych bramkarzy. Dziwnym trafem odkąd mamy w sztabie Malarza sukcesy się skończyły. Oczywiście, może być to też kwestia słabego materiału. Czyżby po latach tak się zdarzyło? Tak nagle? Idziemy dalej. O losowaniu przez trenera linii obrony pisał już, na naszych łamach, kolega Dawid Ziółkowski. Pomińmy więc wątek tego, że trener nie ogarnia gry defensywnej i to od lata. Skupmy się tylko na zmianach z dzisiejszego meczu. Kapuadi wszedł i w najbardziej łagodnym ujęciu był współwinny drugiego gola. Morishita zmienił Kuna i zagrał na lewej stronie, choć całe życie biegał po prawej. Prochu nie wymyślił, a i przy wyrównującym golu mógł się lepiej zachować na wcześniejszym etapie akcji. Dlaczego nie gra po prawej? Tam jest Wszołek, który na boisku być musi, a Kun nie, bo gra wielkie nic. Pan Jacek go kupił, miał Mladenovicia zastąpić. Wszołek do dziś zmiennika nie ma i gra, aż padnie. Był Baku, bez komentarza. Też pomysł Pana Jacka. Gual, choć miał złe zagrania, zaliczył gola i asystę, no więc, cyk i zmiana. Wszedł postrach polskich i europejskich boisk Rosołek. Naprawdę nie chce się nad nim pastwić. Nie miał dziś żadnego dobrego dotknięcia piłki, nic, zero, katastrofa. I co? Pewnie za tydzień znowu wejdzie. Wszak Pan Jacek widzi w nim dziesiątkę, a trener ukryte talenty. Skończmy z tą komedią. Ktokolwiek z Akademii byłby lepszy. Następny na placu zameldował się Rejczyk. Niech chłopak łapie doświadczenie. Prowadzimy na wyjeździe jednym golem, rywal w uderzeniu, drużyna w panice. Świetny moment na wprowadzanie młodych i ten młody przez 17 minut zanotował jeden godny uwagi kontakt z piłką. I ostatnia zmiana. Kramer z dwoma golami, w uderzeniu, a za niego wchodzi Czech i nie daje absolutnie nic. Inna sprawa, że trener nie ma tu żadnego pola manewru tak naprawdę.

Przestańmy gryźć się w języki i klawiatury. Dyrektor Jacek na zakupy, ale przemyślane i bez głównego kryterium w postaci ceny. A trener? Niech się weźmie za drużynę, za grę w obronie, za bramkarzy. Za wszystko. Mniej gadania o kibicach, więcej roboty. Nikt tu sobie nie życzy obwoźnego cyrku w strojach z L na piersi.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana