zarówno w defensywie

Zamki na piasku [Zarówno w ofensywie, jak i defensywie, odc.5]

Ostatnio po Twitterze krążyła fotka Dariusza Mioduskiego, który na puściutkiej trybunie zachodniej, samotnie obserwował trening kadry pod okiem szkoleniowca, którego 8 miesięcy wcześniej zwolnił. Ta sytuacja wyglądała mniej więcej tak, jakby prezes siedział, myślał, wyliczał i na koniec skwitował to zdaniem – „No ja pier*olę. Powinno wyjść inaczej”. 

W marcu minęło dokładnie 5 lat od momentu, w którym Dariusz Mioduski spłacił swoich dotychczasowych wspólników, stając się jedynym właścicielem klubu. Wielu z nas przyzwyczajonych do stylu zarządzania Bogusława Leśnodorskiego, a także niewątpliwych sukcesów, jakie Legia odniosła z nim u steru, obawiało się jak dalej to będzie wyglądać. Chyba w najczarniejszych snach nie spodziewałem się, że te 5 lat po Lidze Mistrzów, wygranej ze Sportingiem, rywalizacji z Ajaxem, przyjdzie nam grać o utrzymanie w lidze. A dodatkowo pobijemy rekord porażek, będziemy mieli trzech trenerów w jednych rozgrywkach, a jeden z nich zwolni się poprzez smsa, po tym dyrektor sportowy nie odbierze od niego telefonu. Generalnie jest więc tak, że kto jest kibicem Legii, ten się w cyrku nie śmieje.

Korowód moich marzeń 

Temat stylu zarządzania klubem przez prezesa Dariusza został obgadany już setki razy, a jedno co się nie zmienia, to niezmienna jego niezmienna wiara w swoją nieomylność i przekonanie, że idziemy w dobrym kierunku. Nawet w słynnym już #LegiaTalk z grudnia 2021 roku oburzał się na stwierdzenie, że „pikujemy”, choć my już nawet nie pikowaliśmy, ale lecieliśmy na ryj i dostawialiśmy w niego bardzo boleśnie od każdego kolejnego przeciwnika. A właściciel chyba dalej nucił sobie Budkę Suflera i powtarzał, że „korowód moich marzeń, wiruje, lśni”. W końcu chyba jednak się ocknął i słowami drugiej zwrotki zapytał sam siebie „skąd wziął się ten śnieg, po środku lata?” i w pierwszej kolejności pożegnał się z Radosławem Kucharskim – budowniczym kadry bez składu, ładu i jakiegokolwiek planu. Wydaje mi się, że największym problemem był fakt, że Mioduski nie tyle skupiał się na tym, aby ułożyć klub po swojemu, ale chciał za wszelką cenę udowodnić, że ma dłuższego niż Boguś. I nawet jeśli coś funkcjonowało dobrze, ale było zainicjowane przez Leśnodorskiego, musiało natychmiast zniknąć. I takie podejście też w pewnym stopniu doprowadziło nas tam, gdzie jesteśmy. Wracając do analogii z piosenką śpiewaną przez Felicjana Andrzejczaka, wygląda na to, że nadeszła dla nas tytułowa „Noc komety”, a wraz z nią „ognistych meteorów deszcz”, który doszczętnie rozpieprzy wszystko, na co w klubie pracowano od 2011 roku, czyli pewnego punktu zwrotnego, jakim po latach degrengolady sportowej i organizacyjnej był awans do Ligi Europy po wyeliminowaniu Spartaka. 

Fundamenty 

Chwilę po zakończeniu, tak wstydliwego dla nas wszystkich, sezonu Dariusz Mioduski w jednym z nielicznych wywiadów pokusił się o absurdalne stwierdzenie, że obecną sytuację należy wykorzystać do zbudowania trwałych fundamentów klubu. Pomijając sens tego wywodu, to w tej chwili możemy budować najwyżej zamki na piasku. Oczywiście, moglibyśmy wygrzebać jakieś zaskórniaki na cement, ale zbrojenie musiałoby już być z patyków. Znaleźliśmy się w podobnej sytuacji jak Lech przed rokiem, jednak tylko pozornie. Poznaniacy po zajęciu 11. miejsca w lidze mieli możliwość, aby realnie się wzmocnić, ponieważ chwilę wcześniej zarobili na sprzedaży swoich zawodników około 17,5 mln euro. My niby chcemy budować fundamenty, ale jeśli chodzi o transfery to posłużę się tutaj cytatem mojego redakcyjnego kolegi, Huberta – „Legia taka trochę jak na spacerze po Vitkacu… Tyle jej, co sobie poogląda.”. Niech Was nie dziwi, że naszą ofertę, którą przedstawiliśmy Aleksandarovi Cavriciovi przebił jego dotychczasowy pracodawca, czyli Slovan Bratysława. Oni w ciągu 3 ostatnich sezonów 2 razy zagrali w fazie grupowej europejskich pucharów (raz Liga Europy i raz Liga Konferencji), sprzedali w tym czasie graczy za 6 milionów euro, a na pensje dla zawodników wydają pewnie 1/3 mniej niż my. Detale. Sytuacja z ewentualnym przyjściem Picha pokazuje, że jest źle i chyba nawet gorzej, niż wielu z nas (w tym ja) myślało. Przy Mioduskim przyzwyczailiśmy się do podejścia w stylu „jakoś to będzie”. Niestety nie będzie, kiedy w kasie masz światło i jakieś 2 grosze pokryte patyną leżące samotnie w jednym z rogów. 

Rzeczywistość 

Przy braku awansu do pucharów, nieciekawej atmosferze i niepewności co mogą przynieść kolejne miesiące, Legia przestała być ciekawym transferowo kierunkiem, choć pewnie prezesowi i części kibiców wciąż wydaje się, że po usłyszeniu nazwy „Legia” większości piłkarzom pojawia się ten słynny ogień w oczach. Tymczasem wielu z nich pewnie wzruszy ramionami. I tyle. Taka jest nasza rzeczywistość na tę chwilę. Oczywiście, okienko transferowe dopiero się otwiera, a nowa ekipa z Jackiem Zielińskim na u 99% kibiców kredyt zaufania. Tylko od ich działań zależy, czy tego kredytu nie będą musieli zacząć dość szybko spłacać. I to z odsetkami. 

Dawid Ziółkowski 

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana