austria-legia-m-kostrzewa_1692305281_5281

Z nieba do piekła i z powrotem

Awansowaliśmy, mieliśmy mnóstwo emocji, zagraliśmy najładniejszą akcję od dawna. Dodatkowo doniosły wkład w zwycięstwo wnieśli piłkarze nierzadko ostatnio krytykowani. Miejmy nadzieję, że pozwoli to tym nowym pewniej poczuć się w drużynie i pokazać swój potencja. Niestety, jak pokazuje hokejowy wynik największy problem, czyli tragiczna gra w obronie, nie zniknął. Tym razem uratowała nas skuteczność pod bramką rywali. Można mieć też uwagi do zarządzania meczem przez trenera. Ostatecznie jednak cieszmy się, tańczmy, pijmy piwo bezalkoholowe. Gramy dalej w Europie i przed kolejnym dwumeczem nie jesteśmy bez szans.

Mecz zaczęliśmy słabo. Przez pierwszy kwadrans gra toczyła się głównie na naszej połowie. Na szczęście gospodarze nie potrafili przełożyć tego na żadne konkrety. Austria skończyła granie po dwudziestu minutach i nasi zawodnicy przejęli kontrolę nad meczem. Wreszcie Elitim grał tak jak od niego oczekiwano. Nie do tyłu, nie w bok, lecz napędzał nasze akcje dobrymi podaniami i wyprowadzaniem ataków. W 33. minucie Josue groźnie uderzał z dystansu. Na prowadzenie wyszliśmy sześć minut później. Piłkę w pole karne wrzucał Wszołek, Kun przytomnie odegrał przed szesnastkę, Gual o dziwo ustąpił miejsce Elitimowi i Kolumbijczyk świetnym strzałem z dystansu pokonał zasłoniętego bramkarza rywali. Już w 6. minucie gospodarze byli zmuszeni do zmiany, wszedł Polster, który napsuł nam dużo krwi w Warszawie. Dziś jednak to Wszołek był lepszy. Gospodarze mogli już po chwili wyrównać, po rzucie rożnym trafili w poprzeczkę. Niewykorzystane szanse się mszczą. Wszołek z pola karnego jeszcze strzelał niecelnie. Jednak po chwili Elitim po raz kolejny napędził akcję. Dośrodkował Wszołek i akcję precyzyjnym strzałem głową zamknął Gual strzelając gola do szatni.

Prowadzenie mogliśmy podwyższyć już w pierwszej akcji po przerwie. Strzał głową Kuna z najwyższym trudem obronił bramkarz gospodarzy. Dogrywał oczywiście Wszołek, ten sam gracz za chwilę świetnie asekurował obrońców po naszym rzucie rożnym. Gola mógł strzelić z bliska Czech po podaniu Kuna. Tym razem się nie udało. Jednak to Pekhart zwieńczył najładniejszą akcję Legii od dłuższego czasu. W 58. minucie przytomnie zagrożenie oddalił Kun, rusza kontra, Gual do Josue, ten zwrócił piłkę Hiszpanowi, który podał do Wszołka, Wszołek do Guala i ten wykłada na pustaka Czechowi, który dopełnił formalności. Może teraz Hiszpan zrozumie, że gra zespołowa jest dużo bardziej efektywna od egoizmu boiskowego.

Trzybramkowe prowadzenie, dwa gole zapasu, pełne zdominowanie bezradnego rywala. Co może pójść nie tak? Na wykład zaprasza obrona Legii Warszawa. W 69. minucie przegraliśmy walkę w środku pola, piłka do boku, obrona się zabiegła, rywal wycofał przed pole karne do Grubera, który precyzyjnym strzałem pokonał Tobiasza. Gol oczywiście napędził gospodarzy, którzy bez większego trudu zepchnął nas do obrony. W 74. minucie wszedł Celhaka za Elitima. O ile Kolumbijczyk nie był kontuzjowany, czy też fizycznie wyczerpany to tej decyzji nie można określić inaczej, niż skandaliczna. Wpuszczenie w takim meczu goście, który powinien tak naprawdę grać w rezerwach pokazuje brak głębi składu i przełożyło się na utratę środka pola. Mieliśmy gościa grającego do przodu i zabezpieczającego środek, wszedł gość bezradny w obydwu kierunkach. Wcześniej Rosołek zmienił Guala, zadałem sobie w momencie zmiany pytanie „dlaczego nie Muci?” Na siedem minut przed końcem regulaminowego czasu gry rywale zagrali prostą wrzutkę, Kun złamał linię spalonego i Gruber przez nikogo nie niepokojony strzelił z bliska łatwego gola. Zapachniało dogrywką. Jednak po chwili znowu, kluczowy dziś Wszołek podał na 15. metr i Rosołek precyzyjnym strzałem wpuścił nas do kolejnej rundy rozgrywek, notując pierwsze i ostatnie dobre zagranie w meczu. Ale czy na pewno to koniec emocji? Wydawało się, że tak. Do końca meczu blisko, rywal-kretyn ciosem z byka powalił Slisza i słusznie wyleciał z boiska. Co może pójść nie tak? Na kolejną część wykładu zaprasza już cała Legia Warszawa. W doliczonym czasie gry Josue w dobrej sytuacji chciał być Maradoną i tak bezczelnie, jak bez sensu, zagrał ręką. W tamtym momencie to było nawet śmieszne. Za chwilę zastąpił go Muci, a Rose Kuna. Drugi ze zmienników zaczął nawet dobrze, od dwóch wybić piłki z pola karnego. Mecz wyglądał tak, jakby to rywale grali z przewagą jednego zawodnika. Rosołek dał czas rywalowi na dośrodkowanie, spóźnili się Ribeiro i Rose (zdziwieni?), a Ranftl z bliska przestawił wynik na 3:4. No to dogrywka? Nic z tych rzeczy. Mamy jednak z przodu jakość. Ostatnie dwadzieścia sekund doliczonego czasu gry. Wrzutka, gospodarze wybijają przed pole karne, Muci ośmieszył rywala i po chwili huknął nie do obrony. Chyba tylko on mógł to zrobić. Trener wcześniej zdjął innych technicznych graczy. Jeszcze wrzutki rozpaczy i duma po zwycięstwie. Brawo.

Tylko niech plusy nie przesłonią Wam minusów. Nasza gra w obronie to jest parodia piłki nożnej niestety. Tracimy bramki w tak prosty sposób, że wstydzić się powinni nie tylko obrońcy, lecz także trenerzy, chyba za coś odpowiadają. Nie mamy też manewru w środku pola. Czyli idziemy na zakupy. Środkowy obrońca, gracz do środka pola i zmiennik dla Kuna to minimum. Nie mogą wchodzić Celhaka i Rose. Chyba, że chcemy ligę skończyć na trzecim miejscu. Cieszy gol Guala, konkret Kuna, pokaz umiejętności Elitima. Jednak nie zawsze hokejowe granie skończy się dla nas korzystnie. Tym bardziej, że nie traciliśmy goli po kontrach, tylko po prostych błędach. Zbyt prostych.

Austria Wiedeń – Legia Warszawa 3:5 (0:2)

Gole: Gruber (69′, 83′), Ranftl (90+7′) – Elitim (29′), Gual (45′), Pekhart (59′), Rosołek (87′), Muci (90+10′)

Austria Wiedeń: Fruchtl – Ranftl, Handl, Martins, Galvao – Potzmann (Polster 5′), Holland (Jukić 62′), Braunoder (Fischer 62′) – Gruber, Husković (Schmidt 81′), Fitz

Legia Warszawa: Tobiasz – Jędrzejczyk, Augustyniak, Ribeiro – Wszołek, Elitim (Celhaka 74′), Slisz, Kun (Rose 90+4′) – Gual (Rosołek 61′), Pekhart, Josue (Muci 90+4′). 

Żółte kartki: Gruber, Martins, Fischer – Elitim, Jędrzejczyk, Slisz, Josue, Muci 

Czerwona kartka: Jukić (Austria Wiedeń)

Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana