miasto stoleczne warszawa trybuny

Piękne gole, bezcenne punkty, błędy te same

Doceńmy piękne gole, przełamanie Guala, bardzo ważne punkty. Szczególnie te ostatnie. Piąte miejsce w tabeli i zachowane szanse na puchary. Płakać się chce, gdy wracają myśli o tym jak głupio traciliśmy punkty w tym roku. Połowa z nich wystarczyłaby do walki o mistrzostwo. Jednak niech wspomniane plusy nie przesłonią nam minusów. Słabiutkie skrzydła, napastnik tragedia, kolejny babol w obronie podparty beznadziejnym występem bramkarza, żenująca gra w osłabieniu. Nasz najlepszy gracz na tej pozycji występuje u ekstraklasowej konkurencji. Kolejny kamyczek do ogródka pionu sportowego. No i decyzje trenera. Zmiany Guala nikt by nie wymyślił, a Niemiec i owszem. Ten mecz nie jest przełomem dla drużyny. Punkty są wynikiem błysku indywidualności.

Zaczęło się dobrze. Już w 4. minucie Wszołek dobrze zagrał do Guala. Hiszpan miał czas i miejsce, niestety jego strzał został zablokowany. Mógł i powinien w tej sytuacji zrobić więcej. Już trzynaście minut później prowadziliśmy. Josue przymierzył z wolnego idealnie, przepięknie, tak jak tego oczekujemy od Portugalczyka. Bramkarz bez szans. Aż się zawstydziłem. Krytykowałem kapitana ostatnio, a tu taki gol. Niestety po chwili mogłem odczuwać gorzką satysfakcję. Josue zaczął bowiem uciszać trybuny. Po co? Dlaczego? Tylko tych na stadionie? Czy też krytykujących jego grę zza monitora? Taki to król piłki nożnej, błyszczący przecież formą w tym roku. Jak ktoś śmiał go skrytykować? Takiego grajcara, no dajcie spokój. Tym bardziej, że do końca meczu miał jeszcze ze trzy dobre zagrania i jedną głupią żółtą kartkę. I ta miłość z trenerem okazywana publicznie. Mam takie przemyślenie, że po tym sezonie chyba razem odjadą ostatni raz ze stadionu. Ten z białymi włosami na pewno.

W 33. minucie przypomnieliśmy sobie dlaczego jesteśmy na tak niskim miejscu w tabeli. Otóż na nasz blok defensywy wystarczy jedno długie zagranie. Obrońcy nie potrafią złapać rywala na spalonego. Bramkarz, ani nie wychodzi, ani nie zostaje, na pewno nie broni i gola strzelił nam Piasecki. Pierwszego swojego w sezonie, komukolwiek. W sumie trudno się dziwić skoro grał przeciwko formacji, która obroną jest tylko z nazwy. Na szczęście dzień konia miał Gual. Tuż przed przerwą wziął piłkę, minął dwóch i załadował sprzed pola karnego po widłach. Przepiękne trafienie. Podobnie zaczął drugą połowę. przechwycił piłkę na połowie rywala. Miał dwóch kolegów do grania. Poszedł sam, zabawił się z rywalami i z ostrego kąta zapakował kanał bramkarzowi. Brawa dla Hiszpana.

Spokojna kontrola meczu i kontrowanie odkrytego rywala. Tak powinna wyglądać dalsza część meczu. Niestety, jesteśmy na to zbyt słabi. Piast zepchnął nas do obrony jeszcze gdy graliśmy w komplecie. Piasecki z pięciu metrów przestrzelił. W kolejnych akcjach ratowały nas rozpaczliwe bloki obrońców. W 63. minucie Wszołek niebezpiecznie, ale i niecelowo wjechał  rywalowi nakładką nieco poniżej kolana. Z pewnością nie miał takiego zamiaru, ale wyłapał słuszne czerwo. W naszej lidze wielokrotnie widziałem mecze w których nie widać było tego, że jedna drużyna gra w osłabieniu. Dziś było to aż nadto widoczne, między innymi przez niezrozumiałą decyzję trenera. Po zejściu Wszołka zdjął z boiska Guala – taka nagroda za zrobienie wyniku, a zostawił Czecha. No ludzie kochani. Pekhart nie zrobił w tym meczu niczego, poza jedną interwencją w obronie. Nic, zero, null. Po prostu niepotrzebny element na boisku, już kolejny raz. Ok, Kramer kontuzjowany, alternatywą przy zestawianiu podstawy był Rosołek. Jednak w dzisiejszej sytuacji boiskowej trener po prostu musiał zostawić Guala. Typowi żre, wiadomo, że będziemy grać z kontry do czego Czech się nie nadaje. Widocznie nie dorośliśmy jeszcze do niemieckiego geniusza, który nie wierzył, że Hiszpan wyczaruje trzeci raz coś z niczego, szczególnie, że dziś zrobił to już dwa razy. Większa szansa była na to, że Czech strzeli pierwszego gola od września. Chyba proste. No i mieliśmy pół godziny bez piłki. Dwie poprzeczki rywali, oblężenie naszej bramki, grę na czas, rozpaczliwą obronę. Absolutnie nie potrafiliśmy jakkolwiek zareagować na napór Piasta. Trener wprowadzał kolejnych defensywnych graczy. Tyle to i ja umiem, bez żadnego kursu trenerskiego.

Jest jeszcze pytanie, na ile meczów wypadł Wszołek. Zaraz mamy Jagiellonię i Raków. Nie jest w wybitnej formie, ale w lepszej, niż jego zmiennik – on po prostu nie istnieje. Na prawej stronie zagra pewnie teraz Japończyk. Obiecywaliśmy sobie po nim dużo. Póki co, z każdym meczem robi coraz mniej szumu, a konkretów nie daje żadnych. Zwolni więc lewą stronę. I kogóż tam zobaczymy? Pana Gila? To już wolę kogoś z Akademii. To tylko jeden z problemów przed którymi stoi sztab. Kto ma grać za Pankova? On się nie nadaje. Kto na szpicy? Co mamy grać? Czy w ogóle to wiedzą? Nie ukrywajmy, dziś wygraliśmy dzięki błyskowi indywidualnych umiejętności dwóch graczy, nadal jesteśmy bez formy.

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany