ksohl historia

Kilka słów o historii Legii #2 – Henryk Martyna

W ostatnim tekście opisałem Wam piłkarza, który był niezwykle utalentowany, ale jednocześnie delikatnie leniwy. Dzisiaj poznacie zawodnika, który w obecnych czasach nie miałby żadnych szans na zostanie zawodowym piłkarzem. W czasach zdominowanych przez zdrowe odżywianie, czy codzienne ulepszanie sylwetki poprzez treningi na siłowni, Henryk Martyna nie zdołałby się przebić do żadnej liczącej się drużyny. Poznajcie więc jego historię. Zapraszam do lektury.

Henryk Martyna – urodzony 14 listopada 1907 roku w Krakowie.

Karierę piłkarską rozpoczął w 1920 roku. Jego pierwszym klubem był Orzeł Kraków. Po trzech latach przeszedł do Korony Kraków. W 1928 roku rozpoczął służbę wojskową w 20. pułku piechoty na Powiślu. Chcąc kontynuować karierę piłkarską przeszedł do Legii Warszawa. Barwy “Wojskowych” reprezentował przez kolejne 9 lat. Udało mu się trzykrotnie zdobyć brązowy medal Mistrzostw Polski w latach 1928, 1930 i 1931. Po rejsie do Stanów Zjednoczonych (o tym więcej w tekście o Józefie Nawrocie) został zdyskwalifikowany przez Legię i przeniósł się do Warszawianki. W czasie wojny brał również udział w konspiracyjnych rozgrywkach piłkarskich reprezentując barwy PKS Radość. Był również reprezentantem kraju w latach 1930-1936. Rozegrał w kadrze 23 mecze i strzelił 4 gole. Siedmiokrotnie wyprowadzał również drużynę jako kapitan. W 1936 wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie.

Kariera w Legii

Przychodząc do Legii Henryk Martyna był napastnikiem. Natomiast ówczesny trener Wojskowych, Elemer Kovacs, cofnął go na pozycję skrajnego obrońcy. Martyna nie był zadowolony z tej zmiany, gdyż uważał, że grając na tej pozycji nie zdobędzie sławy jednego z najlepszych polskich piłkarzy. W pierwszym sezonie rozegrał 12 spotkań, z miejsca stając się podstawowym piłkarzem Legii. Co ciekawe, w 1929 roku został wypożyczony do Wisły Kraków, która w tym czasie udała się na tournée po Niemczech.

W 1933 roku został wybrany kapitanem Wojskowych i tę funkcję piastował praktycznie do momentu odejścia z zespołu. Był jednym z najbardziej lubianych przez kibiców piłkarzy tamtej drużyny. Szybko też nadali mu oni pseudonim Antałek. Martyna mierzył zaledwie 167 cm i ważył około 90 kilo. Warunki fizyczne sprawiały również to, że zawodnik bardzo często musiał pauzować z powodu różnych urazów. Był typowym twardzielem, nigdy nie odstawiał nogi w sytuacjach stykowych. Na Igrzyskach Olimpijskich złamał nogę Węgrowi Kissowi. Tak całą sytuację opisał Martyna – „Dla mnie było to pamiętne spotkanie z trochę nieprzyjemnej strony. Niechcący złamałem nogę Kissowi. Biegłem do piłki wybitej z rzutu rożnego. Dobiegał też do niej prawy łącznik węgierski. Nastąpiło zderzenie, z którego ja wyszedłem bez szwanku, a on znalazł się w szpitalu…”

5 maja 1935 roku, podczas meczu Legia – Pogon Lwów, podszedł do napastnika rywali i zakomunikował mu, że dzisiaj będzie grać na tyle ostro, że ten skończy w szpitalu. W 50. minucie tamtego spotkania został usunięty z boiska przez sędziego. Zdenerwowany Martyna odmówił zejścia z boiska, przez co mecz nie został dokończony, bo z murawy zszedł sędzia, zdenerwowany zachowaniem zawodnika Wojskowych. 

Miał niesamowicie mocne uderzenie z dystansu. Bohdan Tomaszewski tak wspominał Henryka Martynę – „Miał słynny, oswobadzający wykop oraz bił potężne rzuty karne i wolne. Pamiętam, jak raz na meczu z austriackim Rapidem strzelił wolnego niemal ze środka boiska i trafił w poprzeczkę.”

9 sierpnia 1930 roku odbyło się uroczyste otwarcie stadionu Wojska Polskiego. Przeciwnikiem Legii była drużyna Europy Barcelona. W 22. minucie mocnym strzałem z jedenastu metrów Martyna wpisał się do historii Legii, strzelając historyczną pierwszą bramkę na nowym stadionie. 

W 1936 roku uczestniczył w słynnej wyprawie za ocean, przez co w oczach kibiców stracił najwięcej, gdyż jako kapitan opuścił tonący okręt, którym w tamtym okresie była Legia. Skończyło się to jedynym, historycznym spadkiem Wojskowych z najwyższej klasy rozgrywkowej. Po tym incydencie odszedł do Warszawianki, zamykając swój licznik gier dla Legii na 160 meczach i 18 trafieniach.

Dalsze losy

Po wybuchu wojny brał udział w obronie Twierdzy Modlin, w wyniku czego został internowany w obozie jenieckim w Iławie. Po zwolnieniu powrócił do Warszawy i grał nadal w piłkę w konspiracyjnych rozgrywkach o Puchar Warszawy, reprezentując barwy klubu PKS Radość. Brał czynny udział w Powstaniu Warszawskim. Pełnił funkcję cywilnego komendanta kamienicy przy ulicy Mokotowskiej 52. Po upadku Powstania znalazł się w obozie przejściowym w Pruszkowie. Uciekł stamtąd i przedostał się do Krakowa, w którym osiadł już na stałe. Był właścicielem firmy poligraficznej. Związany był również z „Ars Christiana” – katolickim sklepem z dewocjonaliami. Pełnił również zaszczytną, jak na tamte czasy, rolę prezesa Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Zmarł 17 listopada 1984 roku.

 Fot. https://tiny.pl/9pm49

Źródła:
https://rfbl.pl/henryk-martyna-krakowski-antalek-na-stolecznych-boiskach/
https://legia.com/pilka-nozna/z-archiwum-naszej-legii-%E2%80%9Eantalek%E2%80%9D-[historia]/15093

https://encyklopedia.biolog.pl/index.php?haslo=Henryk_Martyna


Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej