Legia Warszawa

Dwa różne pożegnania z Legią

Najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu Legia Warszawa pożegna się z dwoma zawodnikami. Klub mają opuścić Luquinhas oraz Mahir Emreli. Dwaj rożni zawodnicy, którzy mocno podzielili legijną społeczność.

Kiedy po przegranym meczu z Wisłą Płock (0:1), podczas powrotu legionistów do LTC, do autokaru wtargnęli kibice i według większości redakcji opisujących tę sytuację, ucierpieć mieli najbardziej Mahir Emreli i Luquinhas, większość z nas mogła zadać sobie jedno ważne pytanie. Nie czy odejdą obaj zawodnicy, tylko kiedy to zrobią. Wydaje się, że najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu przestaną przywdziewać barwy „Wojskowych”.

Obaj zawodnicy po tej sytuacji nie zagrali już jesienią, ale mieli powrócić do treningów z całym zespołem i uczestniczyć w zgrupowaniu w Dubaju. Luquinhas wrócił, trenował i został nawet kapitanem zespołu, natomiast Mahir Emreli wolał występować w telewizji, niż podjąć rękawicę i powalczyć w Legii. Obie te decyzje odbiły się na przekonaniach kibiców. Brazylijczyk mocno zyskał w ich oczach, natomiast reprezentant Azerbejdżanu mocno stracił.

O opinię poprosiliśmy naszych kolegów redakcyjnych.

Marek (@bez zadęcia)

Muszę przyznać, że się nabrałem. Latem, po pierwszych meczach myślałem, że Legia ściągnęła kozaka. Przyszedł z klubu walczącego o mistrzostwo, grającego dość regularnie w pucharach i się pięknie z nami przywitał, strzelając ważne gole. Myślałem, że w końcu pion sportowy zmądrzał, bierze zawodników z drużyn dominujących, z DNA wygrywania – że w końcu możemy liczyć na coś więcej! A później? A później było już tylko źle, swoimi pudłami, nonszalancją, gwiazdorzeniem doprowadził do zwolnienia dwóch trenerów oraz przyczynił się do niechlubnego miejsca w Ekstraklasie. Przyznam, że nie czytałem nic na jego temat przed przyjściem, nie przeglądałem forów z tamtych okolic ani nie dzwoniłem do nikogo kto go zna. A słyszałem, że można było rozpoznać co to za typ piłkarza, jeśli się trochę powęszy.

Żegnam bez żalu. Mahirze, wielce się na Tobie zawiodłem!

Mahir Emreli i Lirim Kastrati (dołączam go, bo jest elementem transakcji) to pomniki trio Kucharski – Zahorski – Mioduski. Transfery nieprzygotowane, bez większego researchu, bez refleksji czy pasują do stylu gry obecnej drużyny. Transfery z lenistwa. Pięknie w naszym podcaście wytłumaczył nam Goncalo Feio, dlaczego zrezygnowali z transferu Mahira do Rakowa. Widać było, że tam nastąpiła analiza stylu gry piłkarza, a także zderzenie tego z tym, czy taki gracz pasuje do klubu z Częstochowy. Z tej analizy wynikało jednoznacznie, że Emreli nie pasuje również do Legii Warszawa. W Legii podstawą transferu potrafi być stwierdzenie: jest najszybszy w Europie. Co więcej, włodarze potrafili opierać na tym całą oś komunikacji na zewnątrz. Piłka nożna jest prostym sportem, no ale nie żartujmy, nie aż tak.

Michniewicz mówił, że długo starał się Emreliego nauczyć taktyki. W pewnym momencie dał sobie spokój, twierdząc, że jest niereformowalny. Trenerze, nam w Azerbejdżanie trener rzucał piłkę i kazał grać, nic więcej. Śmiał się do Michniewicza zakłopotany Mahir, a Michniewicz rozkładał ręce. Mimo wszystko dawał mu grać, a Mahir obijając słupki w Gliwicach doprowadził do zwolnienia obecnego selekcjonera reprezentacji Polski. Nie jest to ani ten moment ani właściwy tekst, aby zająć się analizą odprawy meczowej i kto jest bardziej winny tych pudeł, Emreli czy Michniewicz. Fakty są takie, że tych pudeł w kluczowych meczach Ekstraklasy miał multum. I ciężko pamiętać tylko jego gole, chociażby jak ten Leicester – w pamięci pozostały niestety również pudła. A te miał okazałe! Creme de la crème było w Gliwicach. Wisienka na torcie. Wszyscy z nas mieli wtedy serdecznie dość oglądania tej drużyny.

Jak widzicie napisałem 2,5 tys. znaków i w ogóle nie wspomniałem o podróży z Płocka do Książenic. A może był to tylko pretekst, idealna sytuacja, aby opuścić ten okręt, w którym samemu porobiło się dziury w podłodze? Czasami, jak obserwowałem ten trwający ponad miesiąc kabaret, to miałem wrażenie, że Mahir otrzymał prezent od losu. Trochę sobie dworuję, nie wiem jak piłkarz to przeżył, jak odebrało to otoczenie piłkarza. Na pewno ostatni miesiąc pokazał, że całe otoczenie Emreliego w sytuacji kryzysowej zachowuje się jak Azer w stuprocentowej sytuacji pod bramką rywala.

A jak się w takiej sytuacji zachować pokazał Luquinhas.

Brazylijczyka nie sposób jest nie lubić. Jest najlepszym wytłumaczeniem twierdzenia, że język piłki nożnej jest uniwersalny. Nie musisz mówić w żadnym powszechnie rozumianym języku, aby Cię rozumieli. Luquinhas zawsze mówił językiem piłki nożnej. I za to fani go pokochali. Nasz najczęściej faulowany gracz, który po każdym upadku wstawał i dalej dawał drużynie wiele. Długo krytykowany za brak liczb. W 3 sezony uzbierał 12 goli i 17 asyst. Nie chciałbym sprowadzać jego gry tylko do liczb, ale warto napisać, że w ostatnie pół sezonu rozegrał 31 spotkań. Tak, złapał zadyszkę. Początek sezonu miał rewelacyjny, ciągnął zespół w pucharach, później zniknął, podobnie jak większość drużyny.

Będę go pamiętał z wielu momentów. Wtedy jak urządzili na niego polowanie piłkarze Górnika. Jak wielokrotnie ciągnął drużynę, jak rywale nie potrafili go powstrzymać, z jaką łatwością potrafił minąć przeciwnika i robić różnicę na boisku. Czy z tego jak zachował się obecnie. Przyjął postawę totalnie odmienną od Azera. Myślę, że ten transfer do Nowego Jorku to wspaniała nagroda.

Tylko nas jest mi żal. Artystów w Legii nie wolno jest pokochać, bo później boli. Później jest kac. Chodzi człowiek taki smutny i zadaje sobie pytanie: na kogo będę teraz patrzył na Ł3? Był Ljuboja, Ofoe, Guilherme, Vesović, był i Luquinhas. Będą następni. Warszawa dla piłkarzy jest tylko przystankiem, rzadko współcześnie ktoś osiądzie na dłużej. Brazylijczyk pograł u nas 2,5 sezonu – choć patrząc na intensywność obecnego sezonu to można uznać, że zagrał praktycznie 3 sezony. Długo i niedługo. Na tyle długo, że można było się trochę zakochać, a na pewno zdążyć przywiązać.

Nie wiem co Luquinhas myślał o klubie, do końca nie wiem jak się tutaj czuł. Nie jest to osoba brylująca w mediach. Woli pokazywać się na boisku. Na pewno jest to jeden z tych piłkarzy, za którymi będę tęsknił.

Któregoś dnia, po nagraniu jednego z podcastów… a może było to w zupełnie innej sytuacji, może po prostu rozmawialiśmy przez telefon? Tak czy siak, któregoś jesiennego dnia, zastanawialiśmy się z Rumcajsonem nad tym z jakim nazwiskiem na plecach kupić koszulkę Legii. Trudno nam było znaleźć jednoznacznego kandydata. Wiadomo, Boruc, ale akurat jego bluza wisi w moim pokoju w pracy, więc z mojej perspektywy odpadał. Nie odpowiedzieliśmy sobie na to pytanie. Ja się zastanawiałem nad Brazylijczykiem, Wietesem, Sliszem. Gdzieś tam w oddali majaczyły się jeszcze nazwiska Kapustki (ale za mało grał) i Josue (za krótko dla mnie tu jest). Rumcajson finalnie kupił koszulkę z numerem 82. Ja się spóźniłem i nie kupiłem żadnej, a dzisiaj zielonej w moim rozmiarze już nie ma – szarej i czarnej nie kupię. Myślę, że Kamil wybrał dobrze. Wydaje się, że najlepiej.

Konstrukcja umowy transferowej Emreliego to piękna enigma. Odchodzi do Dinama Zagrzeb w zamian za anulowanie transz za Kastratiego. Kastrati był częściowo spłacony poprzez anulowanie ostatniej raty za Kulenovica. Finalna kwota, za którą odchodzi Azer to 1,2M€. Uważam, że to dobra oferta. Szczególnie, że jest 2 lutego i ciężko byłoby wyciągnąć więcej. Zostalibyśmy na wiosnę z piłkarzem istniejącym tylko na liście płac. Od początku mówiłem, że każda kwota powyżej miliona euro będzie dobra. Dobra robota panowie!

O Luqim nie chcę pisać. Piłka nożna to emocje. Gra tego gracza je wyzwalała. Nadal to dla mnie za świeże by móc racjonalnie napisać swoje zdanie na temat wartości, za którą odchodzi.

Piotr (@Piotr_Legionista)

Wraz z moim pięcioletnim synem odliczamy dni do wznowienia rozgrywek Ekstraklasy. Robi się straszno i śmieszno. Odejście Luquinasa sprawia, że nasze nerwy co weekend będą jeszcze bardziej napięte. Jednocześnie wydaje się, że kończymy sagę z Emrelim. I dobrze. Niech swój jad sączy w innym miejscu.

Stajemy się coraz słabsi, bezradni, w konsekwencji piłkarsko bezzębni. Odchodzi mój ulubiony piłkarz. Zawsze zaangażowany, świetny drybler, budzący u rywali strach skutkujący faulami. Ktoś powie, że 12 zdobytych bramek w 110 występach to mało, szczególnie biorąc, że mówimy o graczu ofensywnym. Nie ma co ukrywać, Brazylijczyk nie odznaczał się jakimś super uderzeniem. Tyle tylko, że to na nim przeciwnicy łapali kartki (zdecydowanie byli oszczędzani przez sędziów) i to jego rywale musieli podwajać, robiąc tym samym miejsce innym legionistom. Odchodzi gość na którego grę patrzyło się z przyjemnością. Sprzedajemy kluczowego zawodnika kilka dni przed początkiem batalii o utrzymanie. O to by kurła nie spaść z ligi. Nierealne? Ludzka psychika tak działa, że słyszymy o nieszczęściach, ale nas one przecież nie dotyczą. Też tak myślałem, a tu nagle ukradli mi furę, a do tego mam takiego combo chorób, że statystycznie to jest praktycznie niemożliwe. Dlaczego więc sprzedajemy Brazylijczyka i to w sytuacji gdy miał być kapitanem? Proste. Kasa misiu, kasa. A raczej jej brak. Jesteśmy biedni. Z dominatora zmieniamy się w przeciętniaka. Być może ktoś za Luquinasa przyjdzie, ale nie łudźmy się. Prawdopodobnie nie będzie to mega grajek. Po pierwsze pieniądze z transferu pójdą na cerowanie bieżących potrzeb. Po drugie nie jesteśmy teraz atrakcyjni dla dobrych piłkarzy – dla nich walka o utrzymanie w pasztetowej lidze to żadna pokusa. Poza tym, kto by nie przyszedł musi się zgrać z drużyną i załapać pomysł trenera. Tymczasem gramy już w piątek. Ludzie, czy my jesteśmy poważni? No nie. Pewnie zawodnik sam naciskał na transfer i nie ma co się dziwić – bliżej do domu, kasa większa, a i incydent z kibicami pewnie zrobił swoje. I należało mu pójść na rękę, zrobił dużo dla Klubu. Ale czy nie było możliwe sprzedanie go teraz, ale tak żeby został do końca sezonu? Ktoś nie pomyślał? Obiektywnie niemożliwe? Czy może po prostu widok wpływu na konto zaćmił świadomość tego, że teraz każdy mecz będzie z nożem na gardle? Przecież ci wszyscy ligowi drwale teraz świętują, że odchodzi im rywal, który ich ośmieszał. A u nas po staremu. Przekonanie o tym, że inni będą się kłaść, bo z Legią grają. To już za nami, podobnie jak niestety występy sympatycznego Brazylijczyka.

Emreli w Dinamie Zagrzeb? Krzyż na drogę i nie życzę powodzenia. Grać w piłkę potrafi, ale głowa nie dojeżdża. Takie gole jak z Leicester, czy Rakowem jasno dowodzą tego, że może coś osiągnąć. Jednak, jeśli nie zmieni doradców to nic z tego nie będzie. Oczywiście akcja z kibicami nikomu nie była potrzebna. Jednak co ten gość potem wyrabiał to się nie mieści w głowie. W efekcie jest nieprzygotowany do gry. Wzięliśmy go za darmo, mamy dostać de facto 1 mln euro i schodzi nam wysoki kontrakt. Niektórzy wróżyli gorszy koniec tego zamieszania. Szkoda tylko, że typ z takim potencjałem nie pograł u nas dłużej. Niestety, Warszawa wciągnęła niejednego. Dotyczy to zresztą nie tylko piłkarzy. Drużyna za Azerem nie tęskni i jego odejście może okazać się dobre dla wszystkich. Tylko kogo my teraz mamy w ataku? Czecha w formie niewiadomej. Lopesa o ograniczonym potencjale. Młodych Włodarczyka i Rosołka. Biednie? Drodzy czytelnicy, fani, hejterzy. Jesteśmy właśnie w tym miejscu. Biedy finansowej i sportowej. Bez perspektyw.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Z Legii została tylko nazwa

Ileż było nadziei przed dzisiejszą parodią piłki nożnej. Już wjeżdżaliśmy na podium, już straszyliśmy Jagiellonię. Po sześciu minutach było wiadomo, że będzie ciężko. Graliśmy jednak

Przez cierpienie do zwycięstwa

Ależ to był koszmarny mecz do oglądania. Magik z Portugalii zamieszał i zagraliśmy przedziwną taktyką, gdzie Gual za partnera w ataku, praktycznie w poziomie, miał

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej