zarówno w defensywie

Zakazane słowa [Zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, odc. 7]

Wśród naszych czytelników  (podobnie jak w redakcji) w zapewne jest wielu fanów MCU Marvela, więc na pewno pamiętają scenę z „Endgame”, kiedy Thor ze łzami w oczach mówi, aby w jego obecności nie wymieniać imienia Thanos. Mam wrażenie, że w naszym środowisku podobnie reaguje się na termin „sezon przejściowy”. Tylko, czy słusznie?

Kiedy w kwietniu pisałem tekst dotyczący pokory na szczytach władzy w klubie (a właściwie jej braku), zwróciłem uwagę na jeden z pierwszych wywiadów Marcina Herry, jako wiceprezesa Legii, w którym powiedział, że cel na przyszły sezon jest jasny – mistrzostwo Polski. Oceniono, że każdy prezes tak by powiedział, zważywszy na to, że dla Wojskowych mistrzostwo zawsze powinno być celem (czy nawet obowiązkiem), bez względu na okoliczności. Pytanie tylko, czy była to deklaracja z grupy tych „pod publiczkę”, czy rzeczywiście takie zadanie postawiono przed nowym trenerem? W drugim przypadku możemy mieć problem, bo jeśli złotego medalu zabraknie w głowie Pana Darka, znów może zaświtać myśl o kolejnej zmianie. Nie chcę zostać źle zrozumiany, jednak czy nie powinniśmy wszyscy zejść na ziemię i ocenić realnie potencjał oraz możliwości, jakie ma zespół na tę chwilę? Czy każdy z nas, kibiców podpisałby się pod stwierdzeniem – tak, mamy zespół na miarę mistrzostwa Polski? Moim zdaniem nie. Jeszcze nie. Za nami enta przebudowa zespołu w ciągu 5 lat. Porównując pierwsze mecze zeszłego i obecnego sezonu w składzie zostało 5-6 zawodników. Mało. Nie ma stabilizacji i ciągłości. Za nami okienko transferowe, podczas którego musieliśmy odtworzyć skrzydła i niemal na nowo stworzyć linię ataku. W trzecim sezonie z rzędu gramy innym ustawieniem. Może wreszcie należy przestać bać się tego mitycznego „sezonu przejściowego” i nawet jeśli skończymy tylko na podium, dać trenerowi dalej pracować, a drużynie po prostu powstać? Skończmy wreszcie z tym „Jesteśmy Legia i tu nie ma czasu na sezon przejściowy!”. Przychodzi mi tu do głowy cytat Ricardo Sa Pinto – Musimy wbić sobie do głów, że skończyły się czasy, gdy siła i wyższość herbu Legii wygrywała mecze […] Zeszły sezon zburzył mit Legii, której problemy nie dotyczą, która zawsze wyjdzie z największego g*wna obronną ręką, zdobywając tytuł mistrzowski. Każdy zobaczył, że też jesteśmy „śmiertelni” i „krwawimy” jak każdy inny klub w Polsce. Zespół w postaci hegemona ligi przestał istnieć. Wszystko padło aż po same fundamenty i im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej.

Nie stać nas na czekanie?

Przewaga Marka Papszuna nad Kostą Runjaiciem jest wyraźna. I nie chodzi tu o kwestie umiejętności trenerskich, przygotowania taktycznego etc. Chodzi o czas. Czas jaki były trener Świtu Nowy Dwór Mazowiecki dostał, aby pod Jasną Górą stworzyć przysłowiowe „coś z niczego”. Papszun pracuje w Rakowie od kwietnia 2016 roku. 2339 dni na zbudowanie zespołu od zera – krok po kroku, według własnego pomysłu, a także spójnej koncepcji właściciela. Dlatego w Częstochowie przez 6 lat przeszli drogę od II ligi do Ekstraklasy – od porażki 1:3 z ROW-em Rybnik, do zwycięstwa 2:1 ze Slavią Praga w rundzie play-off o grupę europejskich pucharów (efekty tego wszystkiego były aż nadto widoczne w niedzielnym meczu). A co przez ten czas działo się na Łazienkowskiej? Z zespołem pracowało w sumie 10 trenerów (Stanisław Czerczesow, Besnik Hasi, Jacek Magiera, Romeo Jozak, Dean Klafurić, Ricardo Sa Pinto, dwukrotnie Aleksandar Vuković, Czesław Michniewicz, Marek Gołębiewski i Kosta Runjaić). Niemal każdy z nich miał inny pomysł na grę, preferował inne ustawienie, profil zawodników i metody treningowe. Co trwałego w tym czasie można było zbudować, przygotować? Powiecie – zdobyliśmy w tym czasie 5 tytułów mistrzowskich. Okej, tylko co one nam dały? Zaledwie raz jako mistrz awansowaliśmy do fazy grupowej europejskich pucharów. Mistrzostwa nie przyczyniły się ani do rozwoju, ani do stabilizacji, ani do wejścia na inny pułap finansowy. Były tylko jednym z kroków w realizacji celu, którego w czterech próbach na pięć nie osiągnęliśmy. Czytałem wiele razy, że w Legii nie możemy sobie pozwolić, żeby czekać 2 lata na efekty pracy trenera. I tu znów wracamy do punktu wyjścia – przestańmy tkwić w tezie o naszej wyjątkowości, bo poprzednie rozgrywki ją obaliły. Budujemy od zera, a żeby zbudować trzeba czasu. Lepszego momentu na to chyba nie będzie, zważywszy na fakt, że ostatnim trenerem, który pracował dwa pełne sezony był Maciej Skorża 10 lat temu.

Wszystkie oczy na Kostę

Niemiec obejmując Pogoń Szczecin zastał drużynę na dnie tabeli. Wygrał dopiero w swoim piątym meczu, ale ostatecznie utrzymał Portowców w lidze (zakończyli na 11. miejscu). W kolejnych rozgrywkach zaczął od 4 porażek i 4 remisów, by wygrać dopiero w 9. kolejce. Z każdym kolejnym sezonem szczecinianie pięli się jednak w końcowej tabeli coraz wyżej – 7. miejsce (18/19), 6. miejsce (19/20) i wreszcie dwukrotnie brązowy medal. Runjaić bez wątpienia wprowadził Pogoń na inny poziom, doskakując do czołówki ligi. Dostał jednak to o czym wspomniałem, a czego trener w naszych klubach nie ma – czas. Widać, że Kosta chce przenieść to co działało dobrze w Szczecinie na warszawski grunt – choćby taktykę z jedną „6” i dwoma „8/10”. Można się jednak zastanowić, czy mamy na tyle dobrze obsadzony środek pola, żeby grać takim ustawieniem? Niestety zasobność klubowej kasy na wydatki okazała się niewspółmierna do potrzeb, dlatego Jacek Zieliński musiał działać według zasady „coś za coś” i dlatego kosztem wzmocnienia linii ataku oraz obrony musieliśmy odpuścić środek boiska i zapowiadaną mobilną „8”. Teraz za to płacimy. Z drugiej jednak strony należy zwrócić uwagę na to, o czym wspominają choćby moi redakcyjni koledzy – znaczącym spadku formy kluczowych zawodników. Josue, Wszołek, Kapustka czy Baku grają znacznie poniżej swoich możliwości, a przecież choćby pierwsza dwójka ciągnęła ten zespół wiosną, kiedy walczył o utrzymanie. Bez ich lepszej dyspozycji gra niestety dalej będzie wyglądała jak dotychczas i o ile mecze z przeciwnikami takimi jak Stal czy Radomiak damy radę „przepchnąć”, rywal o większej jakości może zrobić nam krzywdę… Jeśli taki stan będzie się utrzymywać, to chciałbym od któregoś z legijnych dziennikarzy usłyszeć na konferencji prasowej pytanie, dlaczego ci gracze tak wyglądają i co według trenera jest tego przyczyną? Ale czuję, że będzie pewnie jak zawsze – już po zakończeniu sezonu, albo po odejściu Runjaicia przeczytamy tekst, jak to z szatni dobiegały niepokojące głosy, a na korytarzach LTC mówiło się o błędach szkoleniowca. Podsumowanie pracy trenera po 9 kolejkach nie ma najmniejszego sensu i na tym etapie potrzeba chyba trochę zaufania. Ale jak wiadomo, lepsza od niego jest kontrola, więc baczna obserwacja jest jak najbardziej wskazana.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy