-ODTuPZ3

W ofensywie korzeń nie płonie

Jak na Ekstraklasę było tempo, była intensywność, nie zabrakło twardej walki. Niestety nie wystarczyło to do zwycięstwa. O ile nasza obrona przeszła niesamowitą metamorfozę i zaliczyła czwarty mecz z rzędu na zero z tyłu, to nasz atak dopadła impotencja. W tych samych meczach strzeliliśmy sześć goli. Z tego połowę pierwszoligowcowi i dwa ogórkom z Mostaru. I dziś także viagry zabrakło, okazji bramkowych stworzyliśmy jak na lekarstwo. Jednak czy dzisiejszy wynik jest jakoś strasznie zły? Z punktu widzenia tabeli jest niewesoło. Jednak, co by nie mówić, Lech to nie jest słaba ekipa i oczywiście zawsze oczekujemy zwycięstwa, ale w momencie wychodzenia z kryzysu remis trzeba szanować.

Obydwie ekipy wyszły na siebie wysoko. Grały twardo na co pozwalał sędzia. Stopniowo zdobywaliśmy przewagę optyczną. W 16. minucie cenie uderzył Wszołek, Mrozek odbił piłkę. Minutę później po rzucie rożnym strzelał z pola karnego Kun, bramkarz gości instynktownie uratował Lecha przed stratą gola. Dodajmy do tego niecelny strzał Muciego z dystansu i gol Albańczyka, jak się okazało, po spalonym Jędzy i to by było na tyle godnych uwagi zdarzeń w ofensywie. A co z tyłu? Jędrzejczyk jest stworzony do takich meczów, twardo kasował próby rywali. Kapuadiego na początku dwa razy miał delikatne kłopoty z Ba Loua i reszta gry bez zarzutu. Augustyniak także bez błędów, starał się wyprowadzać piłkę, podobnie Jędza podwajał Wszołka. Obrońcom było o tyle łatwiej, że Elitim z Wszołkiem zaryglowali środek, a Lech co i raz oddawał nam piłkę. Tobiasz w pierwszej połowie musiał dotykać piłki chyba dwa razy i to nie były obrony strzałów rywali. Cóż z tego, skoro do przodu graliśmy tylko prawą stroną, do znudzenia, schematycznie.

W drugiej części gry Lech zaczął grać nieco bardziej energicznie. W 53. minucie stworzyli nawet coś na kształt groźnej akcji i po chwili Tobiasz musiał bronić strzał. Nie spocił się jednak przy tym. A u nas po staremu. Piłka u nas. Nawet szybko wymieniana, zawodnicy nawet w ruchu, ale nic z tego nie wynikało. Nawet mniej, niż w pierwszej połowie. Odnotujmy te dwie sytuacje. Muci z ostrego kąta w bramkarza to raz. Świetny odbiór Wszołka, dośrodkowanie i przegrana walka o pozycję Czecha. Tyle. Poza tym walenie głową w mur. Z tyłu jedna świetna interwencja Augustyniaka gdy dogonił Ba Loua. I tak obydwie drużyny mogłyby grać do jutra i goli by nie było. Lech wydawał się zadowolony z wyniku. My nie potrafiliśmy przeważyć szali na swoją stronę. Z przewagi optycznej nic miarodajnego nie wyszło, w tym z dziewięciu rzutów rożnych.

I co ja mam więcej napisać? Kryzys z tyłu zażegnany. Za to z przodu bieda. I nad tym teraz trzeba pracować. Jeśli Josue nie wymyśli czegoś z kosmosu lub Wszołek nie trafi w głowę Czecha to inni niczego nie zrobią. Muci strzela na wiwat, Gual szuka formy jak incel dziewczyny na Tinderze, Kun po chwilowym wystrzale konkretów wszedł na poziomie ligowej przeciętności, a Dias wróci chyba po sezonie skąd przyszedł.

Niestety tak to wygląda. Z drugiej strony jeszcze niedawno Śląsk ładował nam czwórkę, a magicy z Mielca trójkę. Po dzisiejszym meczu aż trudno w to uwierzyć. Szukajmy tego co optymistyczne, czyli patrzmy na grę z tyłu i uważnie analizujemy to co jest słabe, czyli niemoc z przodu.

Fot. Mateusz Czarnecki.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.