IMG_7773

Sprawiedliwy remis

Niczego specjalnego w tym meczu nie graliśmy. Wystarczyło wrócić do 4-4-2 i nasza, bardzo dobra w tym roku, obrona wybiła Lechitom marzenia o zwycięstwie w dzisiejszym meczu. Piłkarsko gospodarze byli minimalnie lepsi. Jednak na pewno nie w takim stopniu jakby mogła to sugerować tabela. Kolejna weryfikacja drużyny zdana. Może nie na 5, ale na 4+ na pewno. Nie ma jednak co wpadać w jakiś zachwyt. Nie mamy kreatorów gry, słabo wyglądamy z przodu. Bez poważnych transferów ofensywnych w przyszłym sezonie o nic poważnego nie pogramy.

Nasz trener wykazał się dużą odwagą. Wystawienie w pierwszej jedenastce Kastratiego to wręcz brawura. Pomysł był prosty. Bronimy głęboko i liczymy na kontry po przechwycie i tu szybkość Kosowianina mogłaby się przydać. Raz się nawet prawie udało. W 14. minucie Josue zagrał świetną piłkę na prawą stronę. Kastrati wygrał walkę z Amaralem i dobrze podał do Rosołka. Strzał młodego Polaka został jednak zablokowany. To tyle jeśli chodzi o pozytywne elementy w grze naszego strusia pędziwiatra. Mijał drugi kwadrans gry, gdy po raz kolejny straciliśmy gola po stałym fragmencie gry. Do tego momentu Lech był lepszy, widać było wyższą kulturę gry tego zespołu. Nie było jednak mowy o żadnej dominacji. Obydwie ekipy bardziej myślały o faulach i złośliwościach, niż o grze w piłce. Wyrównaliśmy już w 40. minucie. Dziesiątą asystę w sezonie zaliczył Josue, który znowu zagrał dobry mecz. Dośrodkował z wolnego w pole karne, a tam Lopes oddał piękny strzał głową.

Tuż po przerwie dwa razu ratował nasz Strebinger. I na długo emocje się skończyły. Po tym, jak w przerwie Celhakę zastąpił Sokołowski uspokoiliśmy grę. Rozgrywaliśmy od tyłu. Lech grał zadziwiająco pasywnie. Może sądzili, że na 16-lecie klubu tytuł mistrzowski jest przyznawany bez walki. Po pięciu minutach gry Verbić zastąpił Kastratiego. Wydaje się, że powinno być odwrotnie. Nawet jeśli Słoweniec nie ma sił na 90 minut, to lepiej, żeby szybki Kosowianin wchodził na podmęczonego przeciwnika. Szczególnie, że formy to chłop nie ma. Niestety, grający dobry mecz Sokołowski musiał opuścić murawę w 78. minucie wskutek urazu głowy. Zastąpił go Charatin i nie grał źle, tak jak cała drużyna w drugiej połowie. Verbić był aktywny, starał się stwarzać zagrożenie. Rose wybił mnóstwo piłek z naszego pola karnego i zatrzymywał szarżujących rywali. Jędrzejczyk złapał formę jak za młodych lat, mimo tego, że nie gra na swojej pozycji. Po raz kolejny Strebinger pokazał to, że możemy być spokojni o obsadę bramki. Niestety im dalej od naszego pola karnego tym gorzej. Sam Josue meczu nie wygra. Chłop po prostu nie ma z kim przyspieszać gry. Nikt poza nim nie potrafi minąć rywala. Brakowało także wrzutek na Pekharta, który w 62. minucie zastąpił Lopesa. Słowo o Portugalczyku: walczył, dobrze się zastawiał, strzelił pięknego gola. Brawo, mało kto się tego spodziewał. 

Ostatnie dziesięć minut rozgrywaliśmy koncertowo. Trzymaliśmy piłkę, ewidentnie zadowoleni z remisu wymienialiśmy podania. Do doliczonego czasu gry, gdy Josue zaliczył idiotyczną stratę. Ratować sytuację faulem taktycznym musiał Charatin. Zahaczył rywala wślizgiem od tyłu i dostał słuszną czerwoną kartkę. Po jego faulu z wolnego strzelał Kwekweskiri i trafił w słupek. Lech poczuł krew i rzucił się do ataku. W ostatniej akcji meczu Rose zablokował strzał w polu karnym i napiszę tylko tyle, że Sylwestrzak nie jest jednak sędzią stronniczym. To po prostu słaby arbiter.

Ależ ten Lech według ekspertów i dziennikarzy miał nas rozjechać. Takie gwiazdy, taka młodzież, taki trener. Pokazali tyle co my, czyli niewiele. Dużo fauli, kilka przyspieszeń akcji. Niech was nie zmyli to, że w statystykach mają ponad 10 strzałów. Niewiele z tego wynikało. Vuković zrobił bardzo prostą, a zarazem najważniejszą, rzecz. Przypomniał o starej zasadzie głoszącej, iż drużynę buduje się od tyłu. Tracimy bardzo mało bramek. Rose jest twardym, pewnym siebie obrońcą, Wieteska chyba długo już u nas nie pogra. W słabej formie jest Mladenović, świetnie zastępuje go Jędrzejczyk. Szkoda, że poprzedni sztab trenerski nie pamiętał o powyższej zasadzie.

Lech Poznań – Legia Warszawa 1:1 (1:1)
1:0 – Lubomir Satka 30′
1:1 – Rafael Lopes 40′

Lech: Mickey van der Hart – Tomasz Kędziora (79′ Joel Pereira), Lubomir Satka, Antonio Milić, Pedro Rebocho, Radosław Murawski, Jesper Karlstrom (79′ Nika Kwekweskiri), Dawid Kownacki, Joao Amaral (73′ Adriel Ba Loua), Jakub Kamiński (79′ Michał Skóraś), Mikael Ishak (84′ Filip Marchwiński).

Legia: Richard Strebinger – Mattias Johansson, Lindsay Rose, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Bartosz Slisz, Jurgen Celhaka (46′ Patryk Sokołowski, 78′ Igor Charatin), Lirim Kastrati (57′ Benjamin Verbić), Josue, Maciej Rosołek, Rafael Lopes (62′ Tomas Pekhart).

Ukarani żółtą kartką: Mikael Ishak (Lech) oraz Mattias Johansson, Bartosz Slisz (Legia).

Ukarany czerwoną kartką: Igor Charatin (Legia).

Sędzia: Damian Sylwestrzak.

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy