Jestem po tym meczu zmęczony bardziej, niż piłkarze. Spotkanie wyglądało, tak jeśli chodzi o jego otoczkę, jak i poziom, niczym przedsezonowy sparing. Dwie niezgrane drużyny rzadko były w stanie stworzyć sensowną akcję. No i najważniejsze, odnieśliśmy zwycięstwo i dopisaliśmy sobie trzy punkty. Kosztem cierpienia naszego i piłkarzy. Styl i sama gra absolutnie nie pozwalają twierdzić, że kryzys za nami.
Trener zaskoczył składem. Myślałem, że Pekharta zastąpi Gual, ale na plac wybiegł Kramer, w miejsce Elitima zagrał Celhaka, Tobiasza zluzował Hładun, do obrony wrócił Jędrzejczyk – myślałem, że wejdzie w miejsce Pankova, ten jednak widocznie swoimi popisami we Wrocławiu zaskarbił sobie sympatię trenera i co najważniejsze Josue mógł znowu pokazać co potrafi.
Do 20. minuty nie działo się nic. Wtedy jednak po rzucie rożnym Ribeiro groźnie uderzył głową, bramkarz dał radę obronić. Po kolejnych 10 minutach przegrywaliśmy – wrzutka z kilometra, piłka leciała dwa paciorki, Wszołek i Pankov ani nie kryli, ani nie łapali na spalonego i lokalny Maradona Nemanja Bilbija strzelił gola głową. Nie pomagał ostatnio Tobiasz, Hładun lepszy się nie okazał. Przegrywaliśmy 120 sekund. Josue uruchomił Muciego, Albańczyk dośrodkowując nabił rywala i obejrzeliśmy pięknego samobója. Jeszcze w doliczonym czasie gry pierwszej połowy Kramer po magicznym zagraniu Josue powinien z bliska zdobyć gola, jednak spudłował.
Druga połowa zaczęła się tak samo bezjajecznie jak pierwsza, aż Josue popatrzył za siebie, a podał przed siebie do Muciego. Albańczyk jednak się poślizgnął w polu karnym rywali. W 62. minucie Kramer zadziwił chyba samego siebie, po świetnym podaniu Ribeiro przepięknym strzałem głową pokonał bramkarza rywali, bramka została uznana dopiero po interwencji VAR. Ten system uratował kilka minut później naszą obronę, która znowu odstawiła kabaret. W roli głównej wystąpili Pankov i Jędrzejczyk, mecenasem okazali się sędziowie w wozie i może na tym ten temat zakończę. Udało się utrzymać prowadzenia do końca.
A teraz trochę o personaliach. Część kibiców, w tym ja, chciała zmiany bramkarza to dostała. Niczego to nie dało. Nadal zero z tyłu to marzenie, co miał wpuścić to wpuścił, był elektryczny, spokoju nie dawał. Właśnie Kuciak go chwali gdy to piszę, pamiętajmy – on Legii nie lubi. Obawiałem się o występ Celhaki. Niesłusznie. Przechwyty, czyste odbiory. Solidnie, pewnie, brawo. Josue? Zewnętrzniaki, nołlukpasy. On musi się wściekać, że koledzy do niego nie dosięgają poziomem w aż tak dużym stopniu. Muci? Zdobył pół gola, jeden groźny strzał i tyle. Od meczu z Anglikami błysku brakuje. Ze stoperów Ribeiro najlepszy, Jędrzejczyk agresywny, Pankov tragiczny. Podobnie jak we Wrocławiu. Są Kapuadi i Burch. Tylko po co? Zresztą trudno oprzeć się wrażeniu, że kogo byśmy nie wystawili i tak zdarzy się wylew w obronie. Jak się ustawia ta formacja, jak reaguje na poczynania rywali to jest niemożliwe. Ponad dwadzieścia minut grał Rosołek, zdążył dać się sfaulować, zmarnować szansę w szybkim ataku i nie trafić z metra do bramki. On jest zablokowany psychicznie i trener robi mu krzywdę wystawiając na boisko, Strzałek nie gra chyba…właśnie, dlaczego? Z całym szacunkiem, ale w takiej formie Rosołek nie ma prawa być na boisku. Wszołek okradziony z asysty. Kun bezbarwny. Fakt, że Dias go nie zmienił wiele mówi o formie/jakości Portugalczyka.
Gdybyśmy wyjęli z meczu Josue w ataku byśmy w ogóle nie istnieli. Obrona nadal jest fatalna. Gramy powoli, bez elementu zaskoczenia. Nie było niczego. Zdecydował VAR, fart i błysk Kramera – obawiam się, że zagrania o takiej jakości jak przy golu nie powtórzy przez rok. Wynik jest oczywiście najważniejszy, ale ten mecz optymizmu ze sobą nie niesie.
Fot. Mateusz Kostrzewa/Legia.com