Slisz Kapustka Pogoń

Pół meczu wystarcza na 1/3 punktów

Tak emocjonującego meczu w naszym wykonaniu dawno nie widziałem. W pierwszej połowie miałem przebłyski z naszych najlepszych chwil, mających miejsce w poprzedniej dekadzie, gdy zdobycie gola było tylko kwestią czasu. I to przeciwko dobrej ekipie. Niestety wszystko się skończyło z gwizdkiem sędziego, który odesłał piłkarzy na przerwę. A nawet kilka chwil wcześniej. Marnujący już wcześniej dobre sytuacje Carlitos, podszedł w doliczonym czasie gry do karnego i koncertowo swoją szansę zepsuł strzelając tak, że debiutujący w lidze bramkarz gości mógł to obronić. Fajny mecz, dużo dobrych momentów i tylko jeden punkt. Ligowi rywale nie będą czekać i tak krok po kroku tytuł pewnie będzie odjeżdżał.

Już w 16. sekundzie Wszołek dogrywał dobrze w pole karne i było to jedno z jego dwóch poprawnych zagrań w meczu. Wyszliśmy wysoko na rywala, szybko odbieraliśmy piłki. Na dobrą sprawę przez połowę Pogoń w uporządkowany sposób przeszła pierwszy raz po dziesięciu minutach. W 13. minucie Josue szybko dograł do Carlitosa, ten do Rosołka i nasz młody zawodnik silnym strzałem obił słupek. Trzy minuty później sam Hiszpan powinien zdobyć gola. Jednak trafienie z sześciu metrów do praktycznie pustej bramki przerasta możliwości Carlitosa w jego obecnej formie. Josue znowu rozdzielał piłki dokładnie i szybko. Slisz nadal w wysokiej formie zamknął środek. Dobrze wyglądał Rose, wprowadzając piłkę na połowę rywala silnymi, celnymi podaniami po ziemi. Mladenović regularnie otrzymywał piłkę na lewej stronie i wprowadzał zamęt u rywali. Co ważne, miał na to miejsce dzięki pracy całej drużyny. Nareszcie nie było statycznego podawania bez sensu. Widać było jakieś schematy i taktyczne przygotowanie do meczu. Pogoń próbowała się odgryzać, ale Nawrocki i Jędrzejczyk kasowali zagrożenie. Carlitos zmarnował szansę na kontrę, odradzający się Rosołek huknął z dystansu, niestety bramkarz rywali był dziś w formie. Przyszła 44. minuta. Wysokie wyjście do rywali ponownie przyniosło skutek. Carlitos odebrał piłkę rywalowi, podał do Josue. Portugalczyk zagrał do Mladenovicia, a ten wykończył akcję mocnym strzałem. Za chwilę był zmarnowany karny na Rosołku, poprzedzony jeszcze bezsensownym debatami sędziów. Josue oddał piłkę Carlitosowi, aby ten się przełamał. Efekt znamy. Czy minimalne prowadzenie to dobry moment na takie gesty? Po trzykroć nie. Primo, Carlitos zmarnował wcześniej setkę. Secundo, ten sam zawodnik zmarnował kontrę. Tercio, „tory” (tzn. Hiszpan też był zły w poprzednich meczach). Do przerwy jedenaście strzałów, trzy celne (w tym słupek, który jest zaliczany, jako strzał niecelny). Wszystko super? Ludzie potrafiący błyskawicznie wyciągać logicznie wnioski, czyli tacy jak ja, wiedzieli, że nie. Po prostu ten karny musiał mieć negatywne konsekwencje. Możesz wygrywać 2:0, a podajesz tlen rywalowi? Za dużo meczów w życiu widziałem, żeby nie wiedzieć, że druga połowa będzie gorsza.

Fot. Mateusz Czarnecki

I tak było. Na samym początku drugiej połowy Carlitos strzelił gola po spalonym. Nie był to jednak zwiastun kontynuacji dobrej gry. W 49. minucie Zahović jeszcze zmarnował dobrą okazję, dwie minuty później był już remis. Dobra wrzutka z rzutu rożnego i Bartkowski wpakował piłkę głową do bramki. Jedyny skuteczny nasz rożny jaki mam w mojej, szwankującej już, pamięci to ten gdy Josue dogrywał na woleja Mladenoviciowi. To kolejny powód aby tęsknić za Wieteską. Za to nadal musimy drżeć gdy rywale dogrywają w nasze pole karne ze stałych fragmentów gry.  Za chwilę Tobiasz musiał się spinać przy strzale Grosickiego. Walczyliśmy. Drugi i ostatni raz pokazał się z dobrej strony Wszołek. Dograł do Rosołka, ale niestety jego strzał krzyżakiem został zablokowany. Jednak to Pogoń przeważała. Nie wiedzieć dlaczego Josue zaczął grać niżej i ofensywa przestała istnieć. Tobiasz musiał pokazywać klasę. Najpierw Rose dał się ograć jak dzieciak Grosickiemu, ale nasz bramkarz w ostatniej chwili uprzedził rywala. Niestety wyglądało na to, że bliżsi gola są goście. Na szczęście kolejne ich ataki kończyły się na obrońcach lub bramkarzu. My nasze szanse na kontry marnowaliśmy. Oczywiście trener reagował zmiany. Muszę jednak im poświęcić odrębny akapit. Pozwólcie, że za chwilę. Najpierw zapalę, bo myśląc o grze naszych zmienników muszę uprzednio ukoić nerwy.

Weszli, chronologicznie, Muci, Kramer, Baku, Augustyniak. Jeśli ktoś dał coś pozytywnego, to tylko Albańczyk. Potrafił minąć rywala, wziąć go na plecy, stworzyć przewagę. Z tym, że robił to zbyt rzadko, a i zmarnować kontrę mu się zdarzyło. Kramer: podobał mi się typ, gdy dawał zmiany w pierwszych dwóch swoich meczach. Dziś jedyne co potrafi to przyjąć i zastawić piłkę z rywalem na plecach. W jednej akcji biegł (co prawda i tak był spalony) na bramkę rywala i pokazało nam to, że gość jest wolny jak ketchup. Poza tym niecelne zagrania i nic więcej. Tak, też domagałem się go w podstawie za Rosołka swego czasu. Dziś nasz młodzieniec wyglądał przy Kramerze, jak Ferrari przy Daci Logan. Baku: Co to za hobby player to nie mam pytań. Zrobił dziś trzy szarże skrzydłem na bramkę rywala i każda była zakończona zagraniem. Jakim? Niedokładnym? Złym? Tragicznym? Nie, po prostu kopnięciem piłki o jakości technicznej gorszej niż, założę się, każdy chłopak z LTC. Augustyniak zmienił wyczerpanego Kapustkę. Miał dać spokój w środku. Nie dał niczego. Pogoń nadal przeważała. I tym samym posadził się, mam nadzieję, na ławce na dłużej. Jeśli jesteśmy przy personaliach, to jeszcze słowo o Rose. Raz dał się ośmieszyć. Poza tym, swoim występem powinien Szweda na dobre wyleczyć z marzeń o grze.

Było fajnie pół meczu. Straciliśmy szansę na dobicie rywala i ten się podniósł. Historia jakich wiele. Kolejny raz okazuje się, że nie mamy ławki rezerwowych. Do pracy Dyrektorze Jacku. Punkty uciekają.

Legia Warszawa – Pogoń Szczecin 1:1 (1:0)

Gole: Mladenović (44’) – Bartkowski (52’)

Żółte kartki: Jędrzejczyk (10’), Nawrocki (50’) – Bichakhchyan (22’), Borges (26’), Łęgowski (67’), Kurzawa (90’)   

Legia Warszawa: Tobiasz – Rose, Jędrzejczyk, Nawrocki – Wszołek (Baku 81’), Slisz, Kapustka (Augustyniak 81’), Josue, Mladenović – Rosołek (Kramer 74’), Carlitos (Muci 62’)

Pogoń Szczecin: Klebaniuk – Bartkowski, Zech, Malec, Borges (Mata 86’) – Carlos (Kurzawa 46’), Dąbrowski (Łęgowski 62’), Kowalczyk (Kucharczyk 46’), Bichakhchyan (Wędrychowski 73’), Grosicki – Zahović

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany