aKzwK8Qt

Mladenović Superstar

Na pewno nie raz słyszeliście historie o tym, że starsi ludzie kupili koc z wielbłąda, garnek z meteorytu, czy też inne badziewie, które leży w piwnicy, a pieniądze wydane. Czyżby okazało się, że naszemu pionowi sportowemu powiedzieli: „weźmiecie Augustyniaka, czajnik gratis” i chłopaki się skusili? Tak to zaczyna wyglądać. Chłop, po dobrym początku w naszym Klubie, zawalił gole w kolejnym meczu. Na szczęście Filip Mladenović zagrał jak za najlepszych czasów trenera Michniewicza i zainkasowaliśmy trzy punkty.

Pierwszy kwadrans meczu to był kabaret. Już w 2. minucie Augustyniak dał sobie zabrać piłkę przed własnym polem karnym jak junior. Szybka akcja, rozklepanie i przegrywamy. Chwilę później, pierwszą stratę zaliczył przy wyprowadzeniu piłki fatalny dziś Kapustka, tym razem groźna akcja gości nie miała konsekwencji. Kolejne dwie minuty i Slisz zalicza stratę. Po kilku minutach Kapustka kolejnym beznadziejnym zagraniem wzmocnił mój postulat zaznajomienia go z ławką rezerwowych. W 14. minucie chodząca awaria zwana Augustyniakiem tak wyprowadzali piłkę wspólnie ze Sliszem, że rozczytałyby to dzieciaki  z akademii mojego kilkuletniego syna. W efekcie tego mieliśmy kopię pierwszego gola. Dwie bramki w plecy i zapowiadał się smutny wieczór. Naprawdę trudno jest wytłumaczyć takie granie. Stres? Presja? Jeśli tak to proszę się wytransferować do np. Miedzi Legnica. Zresztą już trzy minuty później mogło być po meczu. Na szczęście Tobiasz dobrym bramkarzem jest i w sytuacji na sam stał do końca i nie dał się rywalowi przelobować. Kapustka nadal tracił piłki, Slisz zmarnował szansę po wrzutce z wolnego i tak chłopaki zaliczyli stabilny, beznadziejny występ. Na szczęście ten sezon to nie ten poprzedni i graliśmy z rywalem po prostu słabym w obronie, który po raz kolejny w bieżących rozgrywkach nie potrafił utrzymać prowadzenia.

W 20. minucie lewą stroną pomknął Mladenović, świetnie dośrodkował, stoperzy rywala postanowili nie kryć Wszołka, który idealnie znalazł się w świetle bramki i bez problemu zdobył gola głową. Nasza większa aktywność była hamowana beznadziejnymi stratami. Zaciął się też Carlitos, zmarnował  dobrą sytuację w 41. minucie, gdy ograł obrońcę, ale strzał Hiszpana obronił bramkarz. Idiotycznie zachował się Josue, zarobił czwartą żółtą kartkę i nie zagra z Lechem. Upomnienie dostał za głupotę, gdy gra była wstrzymana. Zresztą, Josue jest w słabej formie. Biorąc to pod uwagę, plus jego krótki lont, może się okazać, że pauza w kolejnej kolejce będzie naszym wzmocnieniem. Nadeszła jednak magiczna 44. minuta. Z rzutu rożnego dośrodkował Josue, idealnie na nogę Mladenovicia stojącego w narożniku pola karnego i Serb pięknym wolejem wyrównał stan meczu.

Na drugą połowę nie wyszli beznadziejny Kapustka i słaby Szwed, zastąpieni przez Muciego i Rose’a. Przeszliśmy na trójkę obrońców i zaczęło to jakoś wyglądać. Rozpoczęliśmy od zmarnowanej setki Carlitosa. Jednak już w 56. minucie Wszołek dośrodkował dokładnie na długi słupek do Mladenovicia, a ten zdobył gola z cyklu naszła-zeszła-weszła. Warto podkreślić, że kluczowe podanie w tej akcji zaliczył Rose, który dał dobrą zmianę. Serb dwa gole i asysta, Wszołek gol i asysta. Brawo.

Miedź nie była w stanie w drugiej połowie zrobić nic ciekawego. Można wspomnieć o golu zdobytym ze spalonego, strzale do koszyczka Tobiasza i dośrodkowaniu, po którym nasz bramkarz musiał piąstkować. Tabela nie kłamie. To po prostu słaba drużyna póki co. Zresztą pomogli nam – od 78. minuty graliśmy w przewadze, gdy drugą żółtą kartkę za nerwową reakcję na decyzję sędziego dostał Henriquez. Powinniśmy zamknąć mecz czwartą bramką. Niestety, albo brakowało ostatniego podania, albo Carlitos nawet o nim nie myślał, szukając na siłę strzału. W 74. minucie Kramer zastąpił Rosołka i to była dobra zmiana. Już w pierwszym kontakcie z piłką minął ze zwodem obrońcę. Dwa razy dobrze zgrywał piłkę głową. Grał ambitnie i odważnie, potrafi przyjąć i utrzymać piłkę pod presją. Jeśli będzie zdrowy, może być z niego pociecha.

Przepchnęliśmy kolejny mecz. Jednak z taką grą lepsze drużyny nas zdemolują, jak niedawno Raków. Po prostu będą wykorzystywać pomyłki obrońców i juniorskie straty w środku pola. To będzie zamieniało się na gole, dużo goli i nasz wstyd. Josue nadal bez formy, Jędza potrzebny od zaraz, ponieważ w obronie panika, Slisz słaby, Kapustka tragiczny. Trener, póki co, uświadomił sobie to, że bardzo słabi są Baku i Pich. Dziś nie powąchali murawy i bardzo dobrze. Teraz trzeba kolejnym graczom uświadomić, że miejsce w podstawowej jedenastce nie jest dane raz na zawsze. Nawet gdy dotyczy to graczy, którzy potencjalnie mieli być naszymi gwiazdami.

Foto: Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy