Koniec miesiąca to idealny moment, aby spojrzeć w przeszłość i ocenić ostatnie 30 dni. Jak wyglądał ten okres w Legii? Wrzesień był miesiącem mniej ciekawym od poprzedniego, ponieważ Legia rozegrała jedynie 3 mecze, a następnie musieliśmy podziwiać poczynania naszej reprezentacji.
Krok po kroku
Pierwszy mecz we wrześniu odbył się drugiego dnia miesiąca. Legia przy Łazienkowskiej podejmowała Radomiaka Radom. Spotkanie w zgodowej atmosferze oglądało 25 446 osób. Nieznani Sprawcy przed pierwszym gwizdkiem zaprezentowali zielone racowisko. Mecz zakończył się zwycięstwem Legii, a strzelcem jedynego gola w tym spotkaniu został Augustyniak. Był to słaby mecz w naszym wykonaniu, jedynym pozytywem były zdobyte 3 punkty.
Po udanym rozpoczęciu miesiąca czekał nas najtrudniejszy mecz w tej rundzie, czyli wyjazd do Częstochowy. Wśród naszej legijnej społeczności panowały różne nastroje. Niektórzy (w tym ja) spodziewali się, że Legia ma szanse na zwycięstwo. Reszta nie liczyła na 3 punkty i obawiała się porażki. Nikt jednak, nawet w najgorszych scenariuszach, nie myślał o porażce 4-0. Z biegiem czasu wiemy, że właśnie takim rezultatem zakończyło się spotkanie z Rakowem. W tym meczu nie funkcjonowało dosłownie nic. Głupie błędy indywidualne przekreśliły nasze szanse na choćby 1 punkt. Raków tego dnia nie był niesamowicie mocny, to my byliśmy fatalni. Stadion „Medalików” zapełnił się do ostatniego miejsca. Na trybunach pojawiło się 5 500 osób, w tym 302 kibiców Legii.
Po kompromitacji w Częstochowie przyszedł czas na ostatnie spotkanie w tym miesiącu. Do Warszawy przyjechała Miedź Legnica. Każdy z nas podchodził do tego meczu z nastawieniem, że Legia łatwo wygra 3-0. Traktowałem ten mecz jako okazję do zmazania plamy po spotkaniu z Rakowem. Tego dnia na trybunach pojawiło się 18 311 kibiców. Na wyjście piłkarzy Nieznani Sprawcy zaprezentowali oprawę składającą się z pasów materiału, które utworzyły napis „1916”. Całość uzupełniły odpalone stroboskopy. Na sektorze gości zasiadło 160 kibiców Miedzi. W drugiej połowie odpalono pirotechnikę w asyście flag na kijach. Zawodnicy Legii zaliczyli falstart, ponieważ już w 15. minucie Miedź wygrywała 2-0. Mecz, który miał być zadośćuczynieniem zaczął wyglądać tak samo jak spotkanie z Rakowem. Na szczęście w 20. minucie Wszołek zdobył kontaktowego gola z główki, a 24 minuty później po wrzutce z rożnego Mladenović strzelił widowiskową bramkę z woleja, która zapewniła nam remis do przerwy. W 56. minucie Mladenović strzelił drugiego gola i taki wynik udało się dowieźć do końca meczu. Kibice obecni na trybunach na brak emocji narzekać nie mogli, lecz takie mecze powinniśmy wygrywać z większym spokojem.
Narastający niepokój
Sierpień podsumowałem wspólnym mianownikiem – słabą grą. Niestety, we wrześniu w tym aspekcie wiele się nie zmieniło. Problemy, które wtedy opisywałem są nadal aktualne. Legia zdobyła 6 na 9 możliwych punktów. Zapewniło to nam fotel lidera, lecz trzeba pamiętać, że Raków ma jeden mecz mniej. Jak wiadomo, celujemy w najwyższe cele, więc oczekuję od naszych piłkarzy równej walki z każdą drużyną. Legii Warszawa po prostu nie wypada przegrywać 0-4.
Aktualnie jesteśmy po 10. kolejce, czyli prawie jednej trzeciej całego sezonu. Punktujemy na dobrym poziomie. Martwi jednak bilans bramkowy na poziomie 14 goli strzelonych do 13 straconych. Zdobycie tylu punktów, posiadając jedynie gola na plus jest niecodzienną sytuacją. Część naszych piłkarzy ma aktualnie gorszy okres, do optymalnej formy jeszcze sporo im brakuje. Wszystkie te kwestie są dla mnie wyraźnym znakiem ostrzegawczym. Parę rzeczy nie funkcjonuje w ostatnim czasie, a poprawy póki co nie widać.
Emocjonujący październik
W październiku Legia rozegra 6 meczów. W Ekstraklasie z Lechem, Wartą, Wisłą Płock, Pogonią i Jagiellonią oraz w Pucharze Polski ponownie z „Nafciarzami”. Czekają nas dwa mecze z rzędu w Płocku. Naszym obowiązkiem jest przejść do następnej rundy Pucharu Polski. Nie wiem jak wy, ale ja się stęskniłem za meczami na Narodowym. Na 5 meczów w lidze liczę na co najmniej 10 punktów. Jeżeli utrzymamy średnią 2 punktów na mecz, to będziemy trzymać się czołówki.
Niewiadomą jest nasza gra. Nie umiem przewidzieć czy coś w tym zakresie się poprawi. Jestem pewien, że sztab widzi ten problem i pracuje nad tym. Brak progresu będzie bardzo złym znakiem. Kolejną kwestią jest forma piłkarzy. Najbliższy miesiąc pokaże czy sztab zrobił coś w tym kierunku.
Indywidualnie
Kacper Tobiasz może zaliczyć kolejny miesiąc do udanych. Wybraliście go najlepszym zawodnikiem września. Kacper zdobył 58% waszych głosów w ankiecie na naszym Twitterze. Mimo młodego wieku, nasz bramkarz stanął na wysokości zadania i w niejednym (bo w dwóch przyp. red.) meczu wybronił 3 punkty.
Artur Jędrzejczyk zagrał jedynie jeden mecz w tym miesiącu z Radomiakiem, w którym nie pokazał się z dobrej strony. W trakcie meczu otrzymał żółtą kartkę, przez którą nie mógł zagrać w Częstochowie, a z Miedzią nie zagrał z powodu urazu. Augustyniak rozpoczął miesiąc fenomenalnym występem z Radomiakiem. Niestety, w pozostałych meczach był jednym z gorszych piłkarzów na boisku. Wrzesień to również czas powrotów. Po nieobecności spowodowanej złamaniem nosa wrócił Maik Nawrocki. Z Radomiakiem zagrał jedynie minutę. W pozostałych meczach był na boisku przez pełne 90 minut, lecz nie pokazał się z dobrej strony. Na boisko wrócił również Kramer. Wszedł z ławki w meczu z Rakowem oraz z Miedzią.
W życiu są takie chwile, które chciałoby się zapomnieć. Oby Johansson jak najszybciej zapomniał ten miesiąc. Z Radomiakiem zagrał nie najgorzej, ale następny był mecz z Rakowem i tu nie muszę nic dodawać. Wszyscy pamiętamy jego występ. W życiu trzeba szukać pozytywów, a te znajdziemy po drugiej stronie boiska. Mladenović wreszcie pokazał swoje umiejętności. Z Radomiakiem i Rakowem zagrał na średnim poziomie, ale ostatni mecz z Miedzią to jest Mladenović jakiego chcemy oglądać. Strzelił 2 gole, w tym efektowną bramkę z woleja, która jest zdecydowanie golem miesiąca w Legii. Również wy doceniliście naszego bocznego obrońcę, ponieważ waszymi głosami Mladenović został wybrany drugim najlepszym piłkarzem września.
Środek pola, czyli nasza „pięta Achillesa”. Bartosz Kapustka dalej nie zdołał wejść na swój poziom, co gorsza nie osiągnął nawet 50% swoich umiejętności. Nie dziwi więc fakt, że wybraliście go najgorszym zawodnikiem września. Można powiedzieć, że nieszczęścia chodzą parami, ponieważ Josue od początku sezonu również gra słabo. W tym miesiącu nic się w tej kwestii nie zmieniło. Najlepszym pomocnikiem we wrześniu był Ernest Muci. W każdym meczu zagrał na dobrym poziomie. Od dłuższego czasu możemy na niego liczyć. Na wysokości zadania stanął również Bartek Slisz, który zagrał dobry mecz z Radomiakiem. W następnych spotkaniach pokazał się z trochę gorszej strony.
Skrzydłowi, czyli temat, który irytował mnie od dłuższego czasu. Traciłem nadzieję, że cokolwiek może się zmienić. Mecz z Radomiakiem i Rakowem to kontynuacja braku formy naszych bocznych zawodników. Jak mam być szczery, nie wierzyłem, że z Miedzią będzie inaczej. Na szczęście, myliłem się. Wreszcie nastąpił moment przełamania Wszołka, który zdobył gola i asystę. Oby następne mecze w wykonaniu Pawła były na podobnym poziomie, a nawet i wyższym. Carlitos wszedł do drużyny z przytupem, w sierpniu był jednym z najlepszych. Niestety, we wrześniu widzieliśmy innego piłkarza. W żadnym meczu Carlos nie pokazał nic specjalnego. W październiku nie widzę innej opcji niż jego powrót do dyspozycji sprzed miesiąca.
Warto dodać, że podczas przerwy reprezentacyjnej w kadrze u-21 w meczu z Grecją zadebiutował Kacper Tobiasz. Zagrał cały mecz, ale niestety Polska przegrała 0-1. Mladenović został powołany do reprezentacji Serbii, lecz spotkania obejrzał z ławki.
Parę słów podsumowania
We wrześniu nie działo się wiele, Legia zagrała jedynie 3 mecze. Później przyszedł czas na kadrę, lecz z perspektywy Legii nic ciekawego się nie wydarzyło. Nadchodzący miesiąc zapowiada się zdecydowanie ciekawiej, a już w najbliższą sobotę Legia zagra na wyjeździe z Lechem Poznań. Jedynie 2 piłkarzy zostało powołanych do reprezentacji, więc sztab miał odpowiednią liczbę osób do treningu. Mam nadzieję, że już w najbliższych meczach będzie widać tego efekt.
Foto: Mateusz Czarnecki