Legia Wisła 5:1

Mecz w rozmiarze XX(L)

Lubicie oglądać czasami stare zdjęcia? Jeśli nie, to przejdźcie do ostatniego akapitu, gdzie znajdziecie zapowiedź piątkowego meczu z Wisłą Kraków. A jak lubicie powspominać, to zapraszam do wydarzeń z 2005 roku, kiedy – przy znacznym wkładzie mojego rozmówcy – Legia Warszawa skarciła Wisłę Kraków, naszego ostatniego wielkiego rywala.

Wielki rywal

Na początku wytłumaczę, dlaczego według mnie krakowska Wisła była tak naprawdę naszym ostatnim wielkim rywalem. Od 1999 roku „Biała Gwiazda” przez 7 lat zdobyła 5 Mistrzostw Polski. Dwa razy mistrzowską passę przerywały jej stołeczne drużyny (Polonia w 2000 i Legia w 2002 roku). Krakowianie w tym czasie w europejskich pucharach godnie reprezentowali nasz kraj – odpadali z takimi drużynami, jak FC Barcelona, Inter Mediolan, Lazio Rzym, Anderlecht, Real Madryt, czy też Panathinaikos Ateny. Słowem, nie było wstydu – poza niektórymi wyjątkami (Valerenga, Dinamo Tibilisi). Tak, wtedy to były wyjątki – dziś odpadanie z zespołami takiej klasy nie jest już niesmacznym żartem. Jest standardem.

Z tego co pamiętam to była najlepsza Wisła w historii. Mieli najlepszą ekipę w Polsce. Większość z ich zawodników to byli reprezentanci i to z podstawowego składu „Biało-Czerwonych”. To nie było tak jak teraz, że na kadrę przyjeżdża jeden-dwóch piłkarzy z Ekstraklasy – potwierdza w rozmowie z nami Piotr Włodarczyk, bohater tamtego spotkania.

Dlatego też przez lata, kiedy rosła „potęga” Lecha Poznań, nie mogłem go traktować poważnie. Jego osiągnięcia na tle Wisły Kraków z początku XXI wieku były co najwyżej mizerne. Oczywiście, teraz kibice innych drużyn mogą mi zarzucić, że obecnie wielkim rywalem Legii jest każda z drużyn z Ekstraklasy, ale pozwolę się nie zgodzić. Jeden sezon nie zmieni tego, że „Wojskowi” nadal będą najbardziej utytułowanym klubem w Polsce, a ostatnia dekada jest absolutną dominacją warszawskiego zespołu.

Włodarczyk: Też uważam, że ta rywalizacja była trochę inna, niż z Lechem. Te starcia z Wisłą porównałbym do tych z Widzewem w latach 90’ oraz – cofając się dalej – do meczów z Górnikiem, kiedy zabrzanie mieli złoty okres.

Przerwać rekordową passę

22 maja 2005 roku Wisła Kraków przyjechała na Łazienkowską 3 po to, żeby świętować swoje 10. Mistrzostwo Polski. Do tego wystarczył zaledwie jeden punkt. „Biała Gwiazda” musiała być pewna swego, ponieważ wówczas miała rekordową w Polsce serię 38 meczów bez porażki. Legia zajmowała najniższe miejsce na podium z 19-punktową stratą do lidera.

Włodarczyk: W tamtym momencie nie było szans na mistrzostwo. Wiedzieliśmy, że na koniec sezonu Wisła zgarnie to trofeum, bo jej przewaga była zbyt duża, żeby mogło się coś zmienić. Na odprawie przedmeczowej głównym punktem motywacyjnym Jacka Zielińskiego było to, żebyśmy zrobili wszystko co w naszej mocy, aby „Biała Gwiazda” nie mogła świętować na naszym stadionie. Także naszym głównym założeniem przed tym spotkaniem było to, żeby przełożyć ich mistrzowską fetę na inny termin.

I z takim nastawieniem „Wojskowi” wyszli na boisko przy pełnym stadionie i oprawie XX(L), której hasło brzmiało: „Zmienić tej tradycji nic nie jest w stanie, Legia była, jest i wielka pozostanie”.

Wówczas stuprocentowa frekwencja nie była normą. Tamten sezon nie należał do udanych i głównie klasa rywala pozwoliła wypełnić stadion do ostatniego miejsca.

Włodarczyk: Nie rozgrywaliśmy wtedy najlepszego sezonu. Trzecie miejsce… Już drugie było uznawane za porażkę, bo w Legii trzeba było zawsze wygrywać i do dzisiaj tak jest.

Legia była wielka

Z ciekawostek, ówczesnym trenerem Legii był obecny dyrektor sportowy, Jacek Zieliński, a jedną z ważniejszych ról w zespole pełnił obecny trener, Aco Vuković, który nie mógł zagrać w tym spotkaniu. Dużo wtedy mówiło się o tym, że popularny „Vuko” specjalnie wykartkował się, żeby nie zagrać z przyszłym Mistrzem Polski. Nasz rozmówca jednak stanowczo zaprzeczył, że na coś takiego mógł wpaść pomocnik „Wojskowych”:

Vuko na pewno czegoś takiego by nie zrobił. To nie w jego stylu.

Można śmiało powiedzieć, że mecz był rozgrywany pod dyktando Legii, a popularny „Nędza” miał swój dzień. To nie było takie oczywiste, ponieważ przed tym spotkaniem na koncie miał zaledwie 5 goli w rozgrywkach Ekstraklasy 2004/05…

Włodarczyk: Trener Zieliński unowocześnił naszą grę. Graliśmy jednym napastnikiem i dwoma skrzydłowymi – ja na lewym skrzydle, a na prawym Bartek Karwan. Siłą rzeczy notowałem w tamtym sezonie mniej trafień i bardziej pracowałem na gole „Sagana”, który był moim ulubionym partnerem w ataku w przeciągu całej kariery. Rozumieliśmy się bez słów, uzupełnialiśmy i ta współpraca wyglądała dobrze na boisku.

Możliwe, że duet Saganowski-Włodarczyk byłby lepiej wspominany w całej Polsce, gdyby nie wiślacki duet Żurawski-Frankowski, który w tamtym sezonie uzbierał łącznie 49 goli (25 Frankowskiego i 24 Żurawskiego). Te liczby na pewno mobilizowały napastników „Wojskowych”.

Włodarczyk: Oni tych goli strzelali więcej, więc to zawsze mobilizuje. Nawet jak ci coś dobrze wychodzi, ale ktoś to robi lepiej, to robisz wszystko, żeby go dogonić.

Gole Włodarczyka z tamtego spotkania nie były specjalnej urody. Można śmiało powiedzieć, że takich trafień nie powstydziłby się sam Inzaghi. Z bliskiej odległości z główki? Było. Ze spalonego? Oczywiście. A z linii, zabierając tym samym gola koledze z drużyny? A jak!

Włodarczyk: Trochę zabrałem Djokoviciowi tego gola, ale pazerność napastnika nie pozwoliła mi odstawić nogi (śmiech).

Legia ostatecznie wygrała to spotkanie 5:1, dopisując piękny rozdział do bogatej rywalizacji pomiędzy „Wojskowymi” a „Białą Gwiazdą”. To była naprawdę dobra osłoda złego sezonu w wykonaniu Legionistów. Pokaźna wygrana z Wisłą, która co roku była o krok od Ligi Mistrzów oraz przerwanie jej passy 38 meczów bez porażki… Kibice mieli powody do radości i czuć było, że poniekąd mieli też wkład w wygraną.

Włodarczyk: Na nowym stadionie nie miałem przyjemności zagrać, ale na starym atmosfera była podobna, a może nawet i lepsza. Legia zawsze miała najlepszy doping i oprawy w Polsce. To była duża motywacja, ale też i czysta przyjemność z grania przy takiej publiczności.

Na koniec tych wspomnień należy również podkreślić, że w tamtym meczu zagrali Artur Boruc i Kuba Błaszczykowski, którzy obecnie – po godnej karierze na Zachodzie – są w kadrze obu zespołów. Niestety, nie będzie nam dane zobaczyć ich ponownie na murawie w piątek. Jak popularny „Nędza” wspomina bramkarza Legii z tamtego okresu?

To była końcówka Artura w Legii, bo po sezonie odchodził do Celticu. Czuć było od niego pewność siebie. Widać było, że ma zadatki na dobrą karierę i ten transfer nie był dziełem przypadku. Szatnie mieliśmy… fajną (śmiech) i Artur dobrze się w niej odnajdywał.

Legia Warszawa 5:1 Wisła Kraków

Gole: Sokołowski I (21′), Włodarczyk (30′, 35′, 71′), Magiera (61′), Żurawski (85′)

Składy:

Legia Warszawa:

Boruc – Kiełbowicz, Szala, Choto, Sokołowski II – Sokołowski I (Kowalski 76′), Djoković, Magiera, Karwan (Kaczorowski 65′) – Włodarczyk (Zjawiński 85′), Saganowski
Trener: Jacek Zieliński

Wisła Kraków:

Majdan – Stolarczyk, Baszczyński, Głowacki, Kłos – Błaszczykowski (Mijailović 54′), Sobolewski, Cantoro (Ekwueme 84′), Zieńczuk – Frankowski (Paweł Brożek 66′), Żurawski
Trener: Werner Liczka

Legia jest wielka

Wróćmy do teraźniejszości, która – co tu ukrywać – jest o wiele gorsza, niż przed 17 laty. I to zarówno w przypadku Legii, jak i Wisły.

Włodarczyk: Obecnie kluby są na innym biegunie, niż wtedy. Według mnie to co się dzieje obecnie w Legii jest przejściowe. W Wiśle ten okres trwa znacznie dłużej i nie zanosi się, żeby było lepiej.

Zdajemy sobie sprawę z obecnych problemów Legii. Nic nie gra, tak jak powinno. Powodów jest wiele i dużo o tym pisaliśmy na naszych łamach. Jednym z nich na pewno jest atmosfera w szatni. Czy można porównywać obecną sytuację do tej, która była 17 lat temu?

Włodarczyk: To były inne czasy. Nie było takiej szerokiej kadry. Mogłeś przed meczem na luzie wytypować podstawową jedenastkę, bo było tylko kilku rezerwowych oraz trzy zmiany do wykorzystania w jednym spotkaniu. Teraz w szatni masz więcej obcokrajowców. Ciężko jest kupić dobrego Polaka z innego polskiego zespołu. Często zaporowa cena (jak na polskie standardy) niweczy transfery wewnątrz Ekstraklasy.

Vuko na pewno będzie miał dobre metody, żeby zmobilizować zespół na to spotkanie. On też pamięta tamte czasy i zna ciężar gatunkowy tych potyczek.

Tylko, czy to jakkolwiek może przekonać piłkarzy, którzy wybiegną w piątek w koszulce z „eLką” na piersi? Wracając do myślami do ostatniego spotkania w Niecieczy, zdajemy sobie sprawę z jednego – dawno (nigdy?) tak źle nie było.

Może nadzieję należy upatrywać w kimś, kto nie będzie oczywistym bohaterem, tak jak wtedy „Nędza”? Może czas, żeby pałeczkę przejął młody Włodarczyk i został nowym bohaterem Łazienkowskiej? Czy ojciec widzi taką szanse na horyzoncie?

Włodarczyk: Szanse są zawsze. Szymon jest pełnoprawnym zawodnikiem pierwszego zespołu. Dobrze przepracował obóz przygotowawczy, strzelił parę goli w sparingach, a że jest takim typem napastnika, którego piłka szuka w polu karnym, to wszystko jest możliwe.

Oczywiście, nie mogłem sobie odmówić pytania na temat podobieństw syna do ojca, wiedząc, że mój rozmówca może mieć już dość takowych.

Włodarczyk: Na pewno obaj mamy taką samą łatwość w dochodzeniu do sytuacji bramkowych. Tego nie da się wytrenować, w przeciwieństwie do techniki czy taktyki. Jest równie szybki, jak ja byłem. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale obaj potrafimy w umiejętny sposób zdobywać teren.

Najbliżsi rywale Legii ostatni mecz rozgrywali dwa dni później, co niewątpliwie jest przewagą „Wojskowych”. I to będzie chyba jedyny handicap, ponieważ najprawdopodobniej nie ma co liczyć na wsparcie Żylety, która zapowiedziała symboliczne pożegnanie. Na czym ono będzie polegać? Tego dowiemy się w piątek.

W wiślackim obozie też jest dosyć ciekawie. Kibice „Białej Gwiazdy” postanowili na jednej z jednostek treningowych uświadomić werbalnie piłkarzy, jak powinni grać. Z reguły takie metody działają pozytywnie na ekstraklasowe zespoły, natomiast podopieczni Jerzego Brzęczka, podczas jego debiutu w roli trenera na Reymonta bezbramkowo zremisowali z Górnikiem Łęczna. Trener krakowian po meczu zdołał jednak zachęcić fanatyków klubu do jednego z okrzyków, więc można powiedzieć, że atmosfera w zespole jest ciut lepsza od tej, która panuje w szatni „Wojskowych”. Wątpię, żeby w piątek gospodarze spotkania otrzymali jakiekolwiek wsparcie z trybun.

W piątek czeka nas bardzo ważny mecz. Na obecną chwilę wydaje się, że nawet ważniejszy, niż ten przed 17 laty, kiedy Wisła miała zdobyć w stolicy swój 10. tytuł Mistrza Polski. Bohater tamtego spotkania zapewniał mnie, że na pewno się stawi, żeby zobaczyć ważny rozdział dla tej pięknej historii, jaką jest rywalizacja Legii z Wisłą. Teraz te spotkanie może decydować o przyszłości obu uznanych marek na piłkarskiej mapie Polski.

Włodarczyk: Zawsze jak jestem w Warszawie, to wpadam na mecz na Łazienkowską. A, że ostatnio jestem ciągle w Warszawie… Zawsze czas jest zorganizowany pod mecz (śmiech).

Legia wielka pozostanie!

fot. Jan Szurek @jan_szurek

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Nie chce mi się o nich pisać

Czas na zmiany. Tu nic nie działa. Nie ma ofensywy, skrzydeł, środka, a z tyłu zawsze coś wpadnie. Czołówka ligi po raz kolejny podała nam

Ręce opadają

Wszyscy baliśmy się tego meczu, mając na uwadze nasze radosne działania w defensywie i dobrą formę Pogoni. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, jednak