Dużymi krokami zbliża się decydująca faza sezonu 2022/2023 w PKO Ekstraklasie, a także w Pucharze Polski. Biorąc pod uwagę dość stabilną dyspozycję Wojskowych można chyba pokusić się o stwierdzenie, że po jednym sezonie nieobecności, powrócą oni do gry w Europie. Z tej okazji postanowiłem zagłębić się nieco bardziej w detale związane z naszym współczynnikiem, rozstawieniami i szansami na fazę grupową. Tak więc jedzieeemy, panowie!
Dziesiąte miejsce na koniec ubiegłego sezonu i brak zwycięstwa w Pucharze Polski oznaczało dla Legii jedno – brak europejskich pucharów po raz pierwszy od sezonu 2010/2011. Przez 9 sezonów z rzędu Wojskowi byli ich stałym bywalcem, budując swój współczynnik, ranking naszej federacji, a przy okazji zasilając klubową kasę, choć akurat z tym ostatnim od 2017 roku nie było tak różowo (tylko jeden awans do fazy grupowej przy pięciu próbach). Patrząc na obecną sytuację w tabeli, to chyba tylko jakiś kataklizm, albo seria niewytłumaczalnych porażek pozbawiłaby Legię miejsca na podium, więc jest naprawdę duże prawdopodobieństwo, że latem zespół będzie ponownie rywalizował w Europie. Mistrzostwo Polski to, delikatnie mówiąc, kwestia problematyczna, bo strata do Rakowa jest znaczna i zniwelowanie jej może okazać się dla ekipy Kosty Runjaicia mission impossible. Wydaje się, że najbardziej realnym scenariuszem jest wicemistrzostwo kraju, co po gruntownej przebudowie i znacznych ograniczeniach budżetowych i tak będzie naprawdę dobrym wynikiem. Niestety w kontekście pucharów nie jest to do końca dobrą informacją, bo tym samym warszawianie będą rywalizować w Lidze Konferencji Europy, gdzie nie ma już miejsca na potknięcie. Przegrywasz – odpadasz. Droga do fazy grupowej wcale nie będzie łatwa lekka i przyjemna, ale raczej kręta, miejscami wyboista i zawierająca potencjalne pułapki. A na jej końcu można niestety natknąć się na przeszkodę nie do pokonania. Ale po kolei.
Współczynnik kluczem
Po utworzeniu przez UEFA trzecich rozgrywek klubowych, faza grupowa stała się bardziej realna, jednak tylko dla mistrza. Aby zapewnić sobie minimum 6 meczów w Europie jesienią musi on wyeliminować tylko dwóch rywali – odpadnięcie w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów przesuwa go do fazy play-off eliminacji Ligi Europy (przypadek Legii z sezonu 2021/2022) i nawet brak awansu w tym przypadku oznacza „spadek” do grupy Ligi Konferencji Europy. Legia najprawdopodobniej będzie pozbawiona takiego przywileju. Zgodnie z informacjami, jakie podaje nam poprzez swoją stronę internetową rankinguefa.pl Jan Sikorski, rywalizację o fazę grupową LKE rozpocznie od II rundy kwalifikacji, co w praktyce oznacza, że trzeba pozostawić w pokonanym polu trzech przeciwników. Niebagatelne znaczenie ma tutaj współczynnik klubowy, który niestety w przypadku Legionistów nie powala na kolana. Do gry w Europie przystąpimy ze współczynnikiem 11,000. Będzie on niższy nawet od tego, z jakim walkę o Ligę Europy w 2011 roku zaczynała drużyna Macieja Skorży… (wówczas 11,983). Nie jest także niespodzianką, że to najgorszy wynik pod tym względem w ostatniej dekadzie. W sezonie 2013/2014 Legia legitymowała się współczynnikiem 15,275 i w kolejnych rozgrywkach systematycznie go powiększała, osiągając rekordowy wynik 28,450 w sezonie 2016/2017, co miało ogromny wpływ na losowanie przeciwników w kolejnych rundach eliminacji i pozwalało unikać tych potencjalnie silniejszych. Niestety po osiągnięciu tego szczytu zaczęliśmy systematycznie trwonić dorobek czterech sezonów, nie awansując do grupy przez kolejne cztery. Współczynnik poleciał na łeb na szyję (szczególnie między rozgrywkami 2018/2019 a 2019/2020 – z 24,500 na 17,000). Przez 5 lat zredukowaliśmy jego wartość o ponad połowę.
Wracając jednak do meritum – Legia Warszawa z ubogim jak na siebie współczynnikiem 11,000 będzie rozstawiona zarówno w II jak i III rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy. Tam mogłaby trafić na takich rywali, jak dobrze nam znane gibraltarska Europa FC, kosowska Drita czy luksemburskie Dudelange, ale też szwedzkie Hammarby, cypryjskie Pafos (z Hennigiem Bergiem na ławce), chorwacki Osijek czy grecki Aris Saloniki. Można trafić więc zarówno rywala, którego powinno się wyeliminować z dużym spokojem, ale też takiego, gdzie wszystko będzie na przysłowiowym „styku”. Prawdziwe schody zaczną się jednak w rundzie play-off eliminacji. Tam Wojskowi nie mogą już liczyć na rozstawienie i w przypadku dotarcia do tego etapu lista potencjalnych przeciwników prezentuje się następująco:
- Liverpool
- Villarreal
- Club Brugge
- PSV Eindhoven
- FC Kopenhaga
- Olympiakos Pireus
- Gent
- Istanbul Basaksehir
- Lille
- Fenerbahce Stambuł
- CFR Cluj
- PAOK Saloniki
- Maccabi Tel Awiw
- Slovan Bratysława
- Wolfsburg
- Viktoria Pilzno
- Łudogorec
Nie ma co się oszukiwać – piłkarze Runjaicia musieliby liczyć to na naprawdę duże szczęście w losowaniu, bo poziom zbliżony do Legii prezentują tu może 3-4 drużyny. Reszta to co najmniej półka lub dwie wyżej. Trudno tutaj o optymizm, bo trzeba być przygotowanym na to, że fazę grupową europejskich pucharów jako kibice warszawskiego klubu będziemy śledzić jedynie w telewizji. Ewentualnie z poziomu trybun będzie można obserwować poczynania Szachtara Donieck, jeśli ten zdecyduje się dalej rozgrywać swoje międzynarodowe mecze w stolicy.
Równia pochyła
Przy robieniu researchu do tego tekstu równie bolesne, co notowanie „topniejącego” od 6 lat współczynnika, było sprawdzanie miejsc warszawskiego klubu w klubowym rankingu UEFA na przestrzeni ostatniej dekady. Zaczynaliśmy od 124. lokaty w sezonie 2013/2014 by po świetnych rozgrywkach 2016/2017 z grupą Ligi Mistrzów i 1/16 finału Ligi Europy na wiosnę. U progu sezonu 2017/2018 uplasować się na 59. miejscu wyprzedzając Inter Mediolan, Feyenoord, Dinamo Zagrzeb czy RB Lipsk. Ale tak jak w przypadku współczynnika, również tutaj, złote czasy dobiegły końca dokładnie w tym punkcie. Dziwnym trafem zbiegło się to w czasie z całkowitym przejęciem klubu przez Dariusza Mioduskiego. Ale może to czysty przypadek i splot niefortunnych zdarzeń? A może ktoś rzucił na nas klątwę? Dobra, zostawmy to. Rzeczywistość jest taka, że w obecnym sezonie jesteśmy sklasyfikowani na 132. miejscu rankingu klubowego UEFA i pierwszy raz od 9 lat Legia nie jest polskim klubem z najwyższym miejscem (110. miejsce zajmuje Lech Poznań). Dość jednoznacznie nasz zjazd po równi pochyłej obrazuje poniższy wykres (nie, nie jestem fanem Bogusława Leśnodorskiego).
Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to ch…
Katastrofalne pod względem sportowym zakończenie sezonu 2021/2022 będzie mieć niestety długofalowe negatywne skutki, które na pewno wpłyną na funkcjonowanie Legii i przede wszystkim jej finanse, co już obserwujemy. Wyrwa w postaci braku pucharów (choćby eliminacji) spowodowała, że koszty ponoszone na budowę i utrzymanie 1. drużyny musiały zostać znacznie ograniczone, a to wpływa przecież na jej jakość i siłę. Teraz ma to bezpośrednie przełożenie na ligową rywalizację i malejące z tygodnia na tydzień szansę na mistrzostwo kraju. Jak wspomniałem, start w Europie z pozycji najlepszej drużyny w Polsce to nie tylko łatwiejsza ścieżka awansu do upragnionej grupy, ale i większe zarobki. Latem 2021 roku Legioniści jedynie w eliminacjach Ligi Mistrzów zarobili 1,14 mln euro, a następnie zgarnęli premię za awans do grupy Ligi Europy w wysokości ponad 3,6 mln euro. Razem daje to ponad 4,7 mln euro. W przypadku rywalizacji tylko w eliminacjach Ligi Konferencji dotarcie do fazy grupowej oznaczać będzie wpływy w wysokości ponad 3,9 mln euro, czyli ponad 800 tysięcy euro mniejszych. W obecnej sytuacji finansowej to dużo. Odpadnięcie w fazie play-off eliminacji Ligi Konferencji da w sumie jedynie 1,8 mln euro premii od UEFA. O pożegnaniu z Europą na wcześniejszym etapie nawet nie chcę myśleć.
Podsumowując – prawdopodobny powrót Legii do pucharów w najszybszym możliwym czasie, czyli po roku przerwy, jest pozytywnym sygnałem i potwierdzeniem, że obraliśmy kurs na stopniowe wychodzenie z bagna, w które wdepnęliśmy. Gra w Europie i szansa na pokazanie się, może być też ważną kartą przetargową w ręku dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego, podczas negocjacji z potencjalnymi nowymi graczami. I tu pozytywy się kończą, bo jak wynika z powyższego tekstu, w żaden sposób nie jesteśmy uprawnieni do tego, aby stawiać tezę, że awans do grupy Ligi Konferencji Europy to obowiązek, a jego brak będzie kompromitacją. Wszystko zależy oczywiście od postawy zespołu, bo potknięcie się na drugim, lub nie daj Boże już na pierwszym przeciwniku sprawi, że sezon będzie przegrany już na starcie i nazwanie tego blamażem będzie jak najbardziej zasadne. Jednak za nie wejście do grupy po odpadnięciu z Villarreal czy Liverpoolem nikt nie będzie mógł mieć do Legionistów pretensji. Takie jest bowiem nasze miejsce w hierarchii klubowej piłki na starym kontynencie.
Źródła:
rankinguefa.pl
sport.tvp.pl