Porażka 2:3 na wyjeździe z Molde, mimo że było już 0:3, potem wyjazdowy remis 3:3 w Ekstraklasie po stracie gola w ostatnich sekundach…czekaj, czekaj, czy ja już tego gdzieś nie widziałem? A tak, to tylko Legia fundująca swoim kibicom dzień świstaka, albo jak woli komentator Polsatu TGV. Choć w klubie patykiem na wodzie kreślono lepszą przyszłość, wmawiając wszystkim dookoła, że Wojskowi wciąż walczą o najwyższe cele, to rzeczywistość okazała się brutalna. Po roku stoimy dokładnie w tym samym miejscu. A właściwie nie stoimy, tylko się zapadamy. W bagno.
Kiedy w grudniu zeszłego roku ogłaszano, że Jacek Zieliński z początkiem stycznia przestanie pełnić funkcję dyrektora sportowego, szczerze mówiąc nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, a już tym bardziej pozytywnego. Więcej – w kolejnych tygodniach okazało się, że moje przypuszczenia, co do podłoża tego ruchu się potwierdziły. Bo była to tylko zmiana dla zmiany, podpucha dla gawiedzi. „Wywalmy Jacka, to trybuny na trochę się uspokoją”. I to był kolejny ruch właściciela klubu spod szyldu „Robione na kolanie”. Nie da się bowiem nie odnieść wrażenia, że nie była to przemyślana decyzja, po wnikliwej analizie skandalicznej skuteczności dyrektora sportowego w dwóch ostatnich okienkach transferowych. Nie była to decyzja posiadająca zaplecze w postaci wąskiej listy kandydatów, z której w przeciągu kilkudziesięciu dni zostanie wybrany człowiek, który będzie kreował strategię Legii na polu sportowym i który zajmie się analizą aktualnej kadry 1. zespołu, określając, gdzie potrzebujemy wzmocnień. Zamiast tego dostaliśmy festiwal nazwisk różnych osób, z rożnych kręgów kulturowych, co bardziej wygląda na kolejną podpuchę w stylu – Ej, Wy! Patrzcie, z jakimi kozakami rozmawiamy! Generalnie na Łazienkowskiej wyspecjalizowali się chyba w tworzeniu takich oper mydlanych wokół klubu, które w żaden sposób nie pomagają, a tylko narażają go na śmieszność. Tak jak w przypadku poszukiwania napastnika, które ostatecznie zakończyły się wyciągnięciem Ilii Szkurina za kwotę, której przed chwilą nie chcieliśmy zapłacić za byłego króla strzelców ligi cypryjskiej proponując raty, co poskutkowało tym, że ostatecznie walkę o zawodnika wygrał ówczesny 8. zespół ligi bułgarskiej. I tu spuśćmy kurtynę.
No jest wszystko w porządku, jest dobrze, dobrze robią
To co dla mnie jako przeciętnego kibica było przerażające, kiedy słuchałem Jacka Zielińskiego, to buta i arogancja, która nie były poparte praktycznie niczym. Przekonanie o swojej nieomylności, obrażanie kibiców, którzy nie są troglodytami jak usiłuje się ich przedstawiać, ale ludźmi potrafiącymi analizować, wyciągać wnioski i w wielu przypadkach wyrazić konstruktywną krytykę, nie opartą jedynie na haśle „WYPIERDALAĆ!”. Obecnie wcale nie jest lepiej, bo zwolnienie dyrektora sportowego bez sprawnego zakontraktowania jego następcy doprowadziło do tego, że całkowicie rozmyta została odpowiedzialność za wykonywane ruchy transferowe. Na wzór Lecha Poznań sprzed kilku sezonów powstał twór o nazwie „Komitet transferowy” i efektami pracy tegoż komitetu są Vahan Biczachczjan, wspomniany Szkurin czy Vladan Kovacević. Na konto tego gremium idzie również pobicie transferowego rekordu ligi, czyli 2,5 mln € za wykup Rubena Vinagre. Jak dowiadujemy się z mediów, przysłowiowe pierwsze skrzypce ma grać w komitecie Goncalo Feio, co niestety ma opłakane skutki dla najważniejszego obszaru w klubie, ale o tym za moment. Wszystkie działania pionu sportowego są oczywiście przedstawiane jako przemyślane, po dokonaniu selekcji i przy pełnej aprobacie trenera. Nikt niestety nie zwraca uwagi na to, że stagnacja postępuje. Sportowo stoimy w miejscu, a odjeżdża już nie tylko jeden zespół, a trzy.

My do ligowej czołówki po prostu przestajemy pasować (z TOP3 zdobyliśmy 1 punkt w 3 meczach, z TOP9 8 punktów w 5 meczach, co daje średnie 0,3 i 1,6 pkt/mecz). Dobitnie pokazują to suche liczby, bo biorąc pod uwagę ostatnie pięć sezonów, tylko raz na tym etapie rozgrywek (po 24. kolejce) strata do lidera była większa, niż jest obecnie i był to „sławny” sezon 2021/2022, w którym Legioniści walczyli o utrzymanie. Autorefleksji oczywiście nie ma i zapewne nie będzie, bo choć wydawało się, że po tym blamażu sprzed trzech i wszystkich okolicznościach, coś jednak zaświtało w głowach „gabineciarzy” i rozgrywki 2022/2023 były takim światełkiem w tunelu, promykiem nadziei, że będzie już tylko lepiej. Tylko jak teraz o tym myślę, to chyba były to światła nadjeżdżającego pociągu, który za chwile zmiecie nas z torów, zaś hasłem opisującym obecną rzeczywistość jest „Dobrze już było”. Wchodzimy w kluczowy czas nie tyle dla tego, ale następnego i kolejnych sezonów. Podjęte powinny być decyzje w kwestiach rozmów kontraktowych, potencjalnych wzmocnień, umowy dla trenera, która wygasa w czerwcu, ale faceta, który powinien wziąć to na swoje braki… nie ma. I nie wiadomo kiedy zostanie zatrudniony i czy w ogóle. Bo może pójdziemy w opcję oszczędnościową i zrobimy DS-em np. Tomasa Pekharta? Czekam z niecierpliwością, aż ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu.
Nie mam k*wa obrony!

Goncalo Feio to zupełnie oddzielny temat w całej dyskusji wokół klubu. Tak jak jego rodak i niedawny kapitan zespołu Josue jest osobą, która bardzo polaryzuje legijne środkowisko. Z jednej strony udowodnił, że posiada określone umiejętności i kompetencje, wprowadzając Legię z taką a nie inną kadrą do Ligi Konferencji, mają wcale nie najłatwiejszą drogę. Potrafił również publicznie (i to nie raz) wytknąć kierownictwu niekompetencję i opieszałość choćby w kwestii odmienionych już przez wszystkie przypadki transferów. Z drugiej, odnoszę coraz większe wrażenie, że odgrywając rolę mitologicznego Atlasa, który niesie na swoich barkach cały klub, zajmował się w ostatnich tygodniach wszystkim innym niż to, co jest jego głównym zadaniem, czyli trenowaniem 1 zespołu. Kadra, którą obecnie dysponuje nie jest na tyle jakościowa, aby Legia walczyła o mistrzostwo kraju. Jest to brutalna, ale jednak prawda. Nie jest ona jednak na tyle słaba, aby osiągnąć wynik na poziomie 8 punktów w 6 meczach z rywalami takimi jak Korona, Piast czy Radomiak, który jest po prostu dramatyczny. A schody dopiero się zaczynają, bo w kolejce czekają Raków, Pogoń, Górnik i Jagiellonia.
Bardzo niepokoi mnie, to co Feio powiedział na pomeczowej konferencji w Lublinie odnosząc się do defensywy Wojskowych – Padły kuriozalne trafienia. Skupiając się na naszej drużynie – nie broniąc lepiej, nie mamy czego szukać. Nie możesz po raz kolejny jechać na wyjazd, strzelić trzy gole i stracić tyle samo […] Mamy bodajże 86 albo 87 zdobytych bramek, to średnia powyżej dwóch na mecz, ale bardzo rzadko zachowujemy czyste konto, bo nasz poziom bronienia nie jest odpowiedni […] – czytamy na legia.net. Przypomina się tutaj scena z „Psów” Władysława Pasikowskiego, kiedy Młody krzyczy do Morawca i Franza – „Nie mam broni! Nie mam kurwa broni!”. Trener Legii powyższym stwierdzeniem chyba chciał wysłać wszystkim komunikat „Nie mam obrony! Nie mam kurwa obrony!”.

Zapytam więc – co robimy na treningach i co robiliśmy w trakcie kuriozalnych ze względu na dobór miejsca i rywali przygotowań do rundy wiosennej? Takimi stwierdzeniami trener sam wystawia sobie ocenę, która pozytywna nie jest. Legia broni gorzej niż na tym samym etapie sezonu rok temu i gorzej niż w jego końcówce, kiedy Portugalczyk przejął drużynę po Koście Runjaiciu. Zmieniają się wykonawcy, często dobierani według kompletnie niezrozumiałego klucza (patrz Barcia wystawiony na Radomiaka), nie zmieniają się za to zachowania w defensywie – błędy w kryciu, złe ustawianie się, nieporozumienia z partnerami z linii obrony. Można wymieniać długo. Martwi, że coraz więcej z przedsezonowych zapowiedzi szkoleniowca Wojskowych kompletnie nie ma przełożenia na rzeczywistość. Ba, niektóre z nich brzmią w obecnej sytuacji nawet groteskowo – Możecie być pewni, że będziecie się z tą drużyną identyfikować, to będzie drużyna oddająca serce, która będzie grała agresywnie, poświęcała się, będzie nieustępliwa, nigdy się nie będzie poddawała i będzie dobrze grająca. Te słowa padły na prezentacji drużyny 16 lipca 2024 roku. Dziś wyglądają jak 100 konkretów na 100 dni rządu Tuska. Nie chcę być źle odebrany, bo zmiana trenera była tutaj praktykowana zdecydowanie zbyt często niż powinna, ale jeśli jedyną diagnozą trenera na obecny stan rzeczy będzie stwierdzenie, że ma za słabych piłkarzy, to chyba dalsza współpraca nie ma sensu. Tylko, że jego następcę wybiorą ludzie, którzy ściągali tu Jozaka, Sa Pinto, powierzali walkę o Champions League Klafuriciowi… Jak powiedziała moja rozmówczyni w jednym z wywiadów dla KSOL, Anna Maria Dyner – Kibicowanie Legii to lata udręki przerywane okresami niczym nieuzasadnionej nadziei.
Podsumowanie
Kiedy kończę ten tekst jesteśmy kilkanaście godzin przed rewanżowym meczem z Molde. Nie mam wobec niego żadnych oczekiwań, nauczony doświadczeniem z zeszłego roku, kiedy to czekając na cudowne odrobienie strat, jak wszyscy dostałem mokrą szmatą po mordzie od Guldbransena w 62 sekundzie. Życzyłbym sobie, żeby ten zespół przynajmniej się nie skompromitował i wywalczył punkty do rankingu, które mogą otworzyć nam drzwi do 2 zespołów w eliminacjach Ligi Mistrzów (szkoda tylko, że będą korzystać z tego inni). Co dalej? Nie ma co się oszukiwać, bo jedyną szansą na uratowanie sezonu jest Puchar Polski. W innym przypadku może się okazać, że staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu.
Dawid Ziółkowski