Wielu z Was może myśleć, że wygraliśmy psim swędem. Pomogło nam szczęście? Było blisko wstydu? Żenady? Kompromitacji? Zasłużonej porażki? Naprawdę sądziliście, że nasze gwiazdy nie poradzą sobie z drużyną z niższej klasy rozgrywkowej, dodatkowo grającą półrezerwowym składem? Nie żartujcie. Profesjonalni piłkarze z Warszawy po prostu dbają o swoich kibiców. Wiedzą o tym, że zawiedli w poprzednim sezonie i nie gramy w europejskich pucharach. Tym samym kibice mają mniej okazji do oglądania ich cudownej gry. Celowo zaserwowali nam więc dodatkowe 30 minut przyjemności. Dziękujemy.
No to pożartowaliśmy. Teraz zmierzmy się z trudnym zadaniem opisania tej parodii piłki nożnej, którą oglądaliśmy. Graliśmy z I-ligowcem, my mierzymy w wygranie Ekstraklasy. Wszystko powinno pójść lekko, łatwo i przyjemnie. Tym bardziej, że już w 7. minucie Kapustka zagrał dobrą długą piłkę do Carlitosa. Obciął się Tekijaski, a Hiszpan pokazał po prostu piłkarską jakość. Przejął piłkę, wbiegł w pole karne, wytrzymał napór obrońcy, strzelił dokładnie pomiędzy interweniującymi rywalami i pokonał bramkarza. Potrzebowaliśmy prawdziwego napastnika i mamy go. Brawo.
Następnie nadszedł czas mroku. Rezerwowi gospodarzy nie chcieli dać się zdominować, a my im w tym skutecznie pomagaliśmy. Kapustka ostatnie dobre zagranie zanotował we wspomnianej 7. minucie, Wszołkowi nie udało się zagrać we właściwy sposób ani razu, aż do dogrywki. Muci wrócił do formy z jakiej go pamiętamy z zeszłych sezonów, a nasza lewa strona przeciekała, jak budżety domowe szczęśliwych posiadaczy kredytów hipotecznych. Nic dziwnego, Ribeiro jest w formie do ciasta ogórkowego – o ile takie istnieje. Cała nasza gra to jedna wielka strata. Podania do rywali, zagrania niecelne, nawet gdy adresat piłki był od podającego oddalony o trzy metry.
Zamiast kontrolować mecz i wyprowadzać groźne kontry, dawaliśmy spychać się rywalom w nasze pole karne. Miszta kilka razy musiał pokazywać, że na ławce nie zardzewiał. I jeszcze ananas Rose: fajnie gość wypada w kulisach i niech tam zostanie, jako motywator z ławki. Na boisku to chodzące zagrożenie. Za bezsensowny faul z końcówki pierwszej połowy powinien dostać karę od klubu. Ma szczęście, w zeszłym sezonie VAR na pewno nie zasygnalizowałby cofnięcia czerwonej kartki za bezsensowne wejście od tyłu w rywala. Na drugą połowę nie wyszedł, zastąpił go Jędrzejczyk. Niech Nawrocki zluzuje Rose na boisku (dziś miał dobre wejście), a Augustyniak przejdzie wyżej – dawał więcej z przodu, niż Wszołek i Baku.

Graliśmy klasyczny piach. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy jeszcze się udało, Slisz wybił piłkę z linii bramkowej. Jednak w drugiej już zabrakło wszystkiego. W 55. minucie rywale dośrodkowali, piłkę wybiliśmy sprzed bramki. W miejscu, gdzie spadła zabrakło Slisza i Błachewicz (oczywiście były zawodnik Legii) strzałem życia pokonał Misztę. Niby ruszyliśmy do przodu, ale najbardziej godne uwagi było „padolino” Szweda, ma chłop talent aktorski godny Trudnych Spraw. Kapustka z Wszołkiem nadal ścigali się o medal dla fajtłapy meczu, a rywale się rozpędzali. Niewiele zmieniło w tym względzie wejście Josue i Rosołka. Co prawda w 76. minucie Muci mógł dać nam prowadzenie, ale postanowił pokazać wszystkim dlaczego potrzebowaliśmy transferu napastnika i zmarnował sytuację sam na sam z Loską. Niewykorzystane sytuacje się mszczą. Szczególnie wtedy, gdy Augustyniak daje się ogrywać jak dziecko, Jędrzejczyk nie doskakuje odpowiednio szybko, a pomocnicy nie asekurują przedpola. Wtedy (konkretnie cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry) nawet młody Pietraszkiewicz może strzelić pięknie po długim słupku i pokonać bezradnego Misztę.
Przed kompromitacją uratował nas Hubinek w 89. minucie. Wszołek zanotował jedyne dobre zagranie w meczu, dośrodkowując w pole karne. Do piłki ruszył Ribeiro, a Portugalczyka bez sensu kopnął właśnie Czech. W podjęciu decyzji o karnym pomógł VAR. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Josue. Przed dogrywką jeszcze raz zabawił się Carlitos, ale trafił w bramkarza.
W dogrywce Baku został zastąpiony przez Nawrockiego i przeszliśmy na trójkę z tyłu. Nasz trener dowiódł odwagi zostawiając na boisku Ribeiro (a może to była brawura?). Wahadłowi w postaci Portugalczyka i Wszołka to dziś był żart, co Polak udowodnił nie wykorzystując „setki”, trafiając z dziewięciu metrów w Loskę pod koniec pierwszej części dogrywki. Na boisku nadal dominował chaos, jedyny plus to aktywna gra Nawrockiego, który robił przewagę na połowie rywala. No i gra Carlitosa. On po prostu robi różnicę. W 114. minucie Josue dośrodkował z rzutu wolnego, Hiszpan wyprzedził obrońcę i wyprowadził nas sprytnym strzałem na prowadzenie. On to po prostu ma. Razem z Portugalczykiem zanotowali dziś trzy gole i asystę. Jeśli tak mieli się kłócić, to oby tak dalej. Jeszcze Kukułowicz zdążył zebrać dwie żółte kartki w dwie minuty, jeszcze małe polowanie na nogi Josue i mogliśmy odetchnąć z ulgą. Wygraliśmy z zawsze mocną Termalicą.
O co tu chodzi Panowie? Za dużo pochwał w mediach? Zbyt wiele punktów w lidze? Jak to możliwe, że nawet gdy graliśmy już na galowo nie było widać, że rywalem była drużyna z niższej ligi? Naprawdę wystarczy przeciwko nam bieganie i ambicja? Jeśli tak, to niech sztab się bierze do roboty i znajdzie na to receptę. A może obecna Legia ma grzech obecny w poprzednich ekipach? Wybieramy sobie mecze, a te z leszczami wygrają się same. Otóż nie wygrają się, nikt się nie położy. Dziś się jeszcze udało, ale szczęście ma to do siebie, że kiedyś się kończy, a Carlitos zawsze nas ratował nie będzie.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Legia Warszawa 2:3 (2:2, 0:1)
Gole: Błachewicz (53’), Pietraszkiewicz (86′) – Carlitos (6′, 112’), Josue (90′ +2)
Żółte kartki: Tekijaski (97’), Putiwcew (115′), Kukułowicz (116′, 118′), Mesanović (118′), Loska, Zavijskij (120’) – Rose (45’), Jędrzejczyk (90′ +3′), Augustyniak (116′), Josue (118’), Ribeiro (120’)
Czerwona kartka: Kukułowicz (118’), Nemanja Tekijaški (po meczu za drugą żółtą)
Bruk-Bet Termalica Nieciecza: Loska – Kadlec, Tekijaski, Putiwcew, Błachewicz (Radwański 70’) – Rep (Grabowski 70’), Hubinek – Pietraszkiewicz (Karasek 86′), Zavijskij, Polarus (Kukułowicz 87′) – Śpiewak (Mesanović 97’)
Legia Warszawa: Miszta – Johansson (Rosołek 67’), Augustyniak, Rose (Jędrzejczyk 46’), Ribeiro – Slisz – Wszołek, Kapustka (Josue 67’), Muci (Sokołowski 105’), Baku – Carlitos
zdj. Mateusz Kostrzewa / Legia.com