termalica-legia-fot-mateusz-kostrzewa-legiacom-2_1661897868_7868

Grajcie na Carlitosa, on jest dobry

Wielu z Was może myśleć, że wygraliśmy psim swędem. Pomogło nam szczęście? Było blisko wstydu? Żenady? Kompromitacji? Zasłużonej porażki? Naprawdę sądziliście, że nasze gwiazdy nie poradzą sobie z drużyną z niższej klasy rozgrywkowej, dodatkowo grającą półrezerwowym składem? Nie żartujcie. Profesjonalni piłkarze z Warszawy po prostu dbają o swoich kibiców. Wiedzą o tym, że zawiedli w poprzednim sezonie i nie gramy w europejskich pucharach. Tym samym kibice mają mniej okazji do oglądania ich cudownej gry. Celowo zaserwowali nam więc dodatkowe 30 minut przyjemności. Dziękujemy.

No to pożartowaliśmy. Teraz zmierzmy się z trudnym zadaniem opisania tej parodii piłki nożnej, którą oglądaliśmy. Graliśmy z I-ligowcem, my mierzymy w wygranie Ekstraklasy. Wszystko powinno pójść lekko, łatwo i przyjemnie. Tym bardziej, że już w 7. minucie Kapustka zagrał dobrą długą piłkę do Carlitosa. Obciął się Tekijaski, a Hiszpan pokazał po prostu piłkarską jakość. Przejął piłkę, wbiegł w pole karne, wytrzymał napór obrońcy, strzelił dokładnie pomiędzy interweniującymi rywalami i pokonał bramkarza. Potrzebowaliśmy prawdziwego napastnika i mamy go. Brawo.

Następnie nadszedł czas mroku. Rezerwowi gospodarzy nie chcieli dać się zdominować, a my im w tym skutecznie pomagaliśmy. Kapustka ostatnie dobre zagranie zanotował we wspomnianej 7. minucie, Wszołkowi nie udało się zagrać we właściwy sposób ani razu, aż do dogrywki. Muci wrócił do formy z jakiej go pamiętamy z zeszłych sezonów, a nasza lewa strona przeciekała, jak budżety domowe szczęśliwych posiadaczy kredytów hipotecznych. Nic dziwnego, Ribeiro jest w formie do ciasta ogórkowego – o ile takie istnieje. Cała nasza gra to jedna wielka strata. Podania do rywali, zagrania niecelne, nawet gdy adresat piłki był od podającego oddalony o trzy metry.

Zamiast kontrolować mecz i wyprowadzać groźne kontry, dawaliśmy spychać się rywalom w nasze pole karne. Miszta kilka razy musiał pokazywać, że na ławce nie zardzewiał. I jeszcze ananas Rose: fajnie gość wypada w kulisach i niech tam zostanie, jako motywator z ławki. Na boisku to chodzące zagrożenie. Za bezsensowny faul z końcówki pierwszej połowy powinien dostać karę od klubu. Ma szczęście, w zeszłym sezonie VAR na pewno nie zasygnalizowałby cofnięcia czerwonej kartki za bezsensowne wejście od tyłu w rywala. Na drugą połowę nie wyszedł, zastąpił go Jędrzejczyk. Niech Nawrocki zluzuje Rose na boisku (dziś miał dobre wejście), a Augustyniak przejdzie wyżej – dawał więcej z przodu, niż Wszołek i Baku.

zdj. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Graliśmy klasyczny piach. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy jeszcze się udało, Slisz wybił piłkę z linii bramkowej. Jednak w drugiej już zabrakło wszystkiego. W 55. minucie rywale dośrodkowali, piłkę wybiliśmy sprzed bramki. W miejscu, gdzie spadła zabrakło Slisza i Błachewicz (oczywiście były zawodnik Legii) strzałem życia pokonał Misztę. Niby ruszyliśmy do przodu, ale najbardziej godne uwagi było „padolino” Szweda, ma chłop talent aktorski godny Trudnych Spraw. Kapustka z Wszołkiem nadal ścigali się o medal dla fajtłapy meczu, a rywale się rozpędzali. Niewiele zmieniło w tym względzie wejście Josue i Rosołka. Co prawda w 76. minucie Muci mógł dać nam prowadzenie, ale postanowił pokazać wszystkim dlaczego potrzebowaliśmy transferu napastnika i zmarnował sytuację sam na sam z Loską. Niewykorzystane sytuacje się mszczą. Szczególnie wtedy, gdy Augustyniak daje się ogrywać jak dziecko, Jędrzejczyk nie doskakuje odpowiednio szybko, a pomocnicy nie asekurują przedpola. Wtedy (konkretnie cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry) nawet młody Pietraszkiewicz może strzelić pięknie po długim słupku i pokonać bezradnego Misztę.

Przed kompromitacją uratował nas Hubinek w 89. minucie. Wszołek zanotował jedyne dobre zagranie w meczu, dośrodkowując w pole karne. Do piłki ruszył Ribeiro, a Portugalczyka bez sensu kopnął właśnie Czech. W podjęciu decyzji o karnym pomógł VAR. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Josue. Przed dogrywką jeszcze raz zabawił się Carlitos, ale trafił w bramkarza.

W dogrywce Baku został zastąpiony przez Nawrockiego i przeszliśmy na trójkę z tyłu. Nasz trener dowiódł odwagi zostawiając na boisku Ribeiro (a może to była brawura?). Wahadłowi w postaci Portugalczyka i Wszołka to dziś był żart, co Polak udowodnił nie wykorzystując „setki”, trafiając z dziewięciu metrów w Loskę pod koniec pierwszej części dogrywki. Na boisku nadal dominował chaos, jedyny plus to aktywna gra Nawrockiego, który robił przewagę na połowie rywala. No i gra Carlitosa. On po prostu robi różnicę. W 114. minucie Josue dośrodkował z rzutu wolnego, Hiszpan wyprzedził obrońcę i wyprowadził nas sprytnym strzałem na prowadzenie. On to po prostu ma. Razem z Portugalczykiem zanotowali dziś trzy gole i asystę. Jeśli tak mieli się kłócić, to oby tak dalej. Jeszcze Kukułowicz zdążył zebrać dwie żółte kartki w dwie minuty, jeszcze małe polowanie na nogi Josue i mogliśmy odetchnąć z ulgą. Wygraliśmy z zawsze mocną Termalicą.

O co tu chodzi Panowie? Za dużo pochwał w mediach? Zbyt wiele punktów w lidze? Jak to możliwe, że nawet gdy graliśmy już na galowo nie było widać, że rywalem była drużyna z niższej ligi? Naprawdę wystarczy przeciwko nam bieganie i ambicja? Jeśli tak, to niech sztab się bierze do roboty i znajdzie na to receptę. A może obecna Legia ma grzech obecny w poprzednich ekipach? Wybieramy sobie mecze, a te z leszczami wygrają się same. Otóż nie wygrają się, nikt się nie położy. Dziś się jeszcze udało, ale szczęście ma to do siebie, że kiedyś się kończy, a Carlitos zawsze nas ratował nie będzie.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Legia Warszawa 2:3 (2:2, 0:1)
Gole: Błachewicz (53’), Pietraszkiewicz (86′) – Carlitos (6′, 112’), Josue (90′ +2)

Żółte kartki: Tekijaski (97’), Putiwcew (115′), Kukułowicz (116′, 118′), Mesanović (118′), Loska, Zavijskij (120’) – Rose (45’), Jędrzejczyk (90′ +3′), Augustyniak (116′), Josue (118’), Ribeiro (120’)

Czerwona kartka: Kukułowicz (118’), Nemanja Tekijaški (po meczu za drugą żółtą)

Bruk-Bet Termalica Nieciecza: Loska – Kadlec, Tekijaski, Putiwcew, Błachewicz (Radwański 70’) – Rep (Grabowski 70’), Hubinek – Pietraszkiewicz (Karasek 86′), Zavijskij, Polarus (Kukułowicz 87′) – Śpiewak (Mesanović 97’)

Legia Warszawa: Miszta – Johansson (Rosołek 67’), Augustyniak, Rose (Jędrzejczyk 46’), Ribeiro – Slisz – Wszołek, Kapustka (Josue 67’), Muci (Sokołowski 105’), Baku – Carlitos

zdj. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

Punkty się zgadzają, gra do poprawy

Przedsezonowe zapowiedzi trenera nijak się dziś nie przekładały na boisko. Nie dominowaliśmy, nie było intensywności, nie było dobrych sytuacji. W ogóle ciężko powiedzieć coś pozytywnego

Od trampkarza Legii po grę z Koseckim – ks. Bogusław Kowalski

Ostatnie miesiące przy Łazienkowskiej to przede wszystkim utracona bezpowrotnie szansa na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w minionym sezonie. Przez działania pionu sportowego w zimowym okienku lwia część kibiców straciła wiarę w projekt, jakiemu przewodniczy Jacek Zieliński. To jednak nie oznacza, że kibice przestali wierzyć w Mistrzostwo. Szczególnie, że wśród nich są tacy, którzy na wierze znają się jak mało kto.

Przeciętność przetykana magią

Zakończyliśmy sezon zwycięstwem. Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy strzelać kolejne gole. Niestety do końca drżeliśmy o wynik, po raz kolejny w tym sezonie.

Bez szału po puchary

Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy