logo dobrze ludzie

Dobrzy Ludzie są wokół nas

Od dłuższego czasu w Legii dzieje się źle. Przyszłość nie maluje się w kolorowych barwach. Bardziej w zbliżonych do tych, jakie mają koszulki z hasłem #MioduskiWON. Dorzucając jeszcze do tego wojnę w Ukrainie… Trudno uciec od czarnych myśli. Cóż, może wobec tego wypadałoby porozmawiać z kimś, kto od lat ubarwia życie ludziom, łaknących kolorów? Taką osobą jest niewątpliwie Furiat, który stara się pomagać nie tylko za pomocą farby.

Odnaleźć siebie

Furiat to współzałożyciel WFS oraz przede wszystkim grupy Dobrzy Ludzie. Ta pierwsza to słynna ekipa grafficiarzy, którzy przez lata specjalizowali się w typowo legijnych pracach i to od niej Furiat rozpoczął ozdabianie murów na szeroką skalę.

Furiat: Ogólnie to zawsze coś malowałem dla siebie, ale przełom nastąpił przy zmianie zamieszkania. Przeprowadziłem się z Sadyby na Bródno i nie mogłem się kompletnie odnaleźć w nowym otoczeniu. Moja mama, widząc moje zagubione, rzuciła pomysłem: „To se namaluj coś w pokoju”. Długo mi chodziło po głowie, co mógłbym namalować, aż w końcu postanowiłem, że to będzie legijna praca. Tak zacząłem, a że na studiach miałem kolegę, który jeździł już na wyjazdy, inny umiał coś narysować, trzeci kolega z Sadyby też miał zdolności plastyczne… Poszło. Typowa spontaniczna inicjatywa. Namalowało się na jednym-drugim murze, kolega wrzucił zdjęcie na forum Legionistów, był fajny odzew i poszliśmy za ciosem. Ludzie zaczęli się potem sami do nas zgłaszać.

Furiat długo myślał nad tym, co namalować w pokoju

Tak powstało Warsaw Fanatics. Jeżeli gdzieś widzicie legijne graffiti z podpisem „WFS” to wiedzcie, że na pewno ta grupa „maczała w tym palce”. Palce, które później trzeba było mocno szorować, żeby zeszła z nich farba.

Na legalu

Co ciekawe, większość z prac wykonywanych przez grupę była legalna. Co nie oznacza, że dzięki temu było łatwiej, wręcz przeciwnie.

Furiat: Często o wiele więcej czasu poświęcało się na załatwianie samych urzędowych spraw, niż na projektowanie, a następnie malowanie. Na początku trzeba było ustalić do kogo należy dana ściana, co nie jest takie oczywiste… Zebranie podpisów osób ze wspólnoty też było konieczne, a i zdarzało się, że trzeba było skonsultować się z konserwatorem zabytków. Raz mieliśmy przez to nieprzyjemną sytuację, ponieważ przed rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego taki urzędnik postawił warunek, że zgodzi się na malowanie tylko i wyłącznie w momencie, kiedy zobowiążemy się do pomalowania całej kamienicy. Nie było nas na to stać i niestety fajny patriotyczny projekt poszedł do kosza…

Nie oznacza to jednak, że mój rozmówca ma w większości złe wspomnienia związane z działalnością w WFS. Wertując swój folder ze zdjęciami prac, opowiada o anegdotkach związanych z każdą z nich. Dla niego każda praca to osobna historia. A tych jest naprawdę sporo. Niekiedy wiązało się to z wycieczkami poza Warszawę do zaprzyjaźnionych miejscowości, takich jak Sosnowiec, Elbląg, Dąbrowa Górnicza, czy Haga. Z wyjazdem do ostatniej z wymienionych wiąże się pewna przygoda, której finałem było poniższe grafitti.

Okoliczności tworzenia tej pracy były wyjątkowe

Furiat: Pojechaliśmy konkretną ekipą na mecz do Lokeren, a następnie przemieściliśmy się do Hagi, gdzie zostaliśmy do niedzieli – w tym dniu około 12. Haga grała z Ajaxem. Trochę tam pobalowaliśmy, nie powiem (śmiech). Chłopaki tak się pochlali, że całą noc spędziłem pod drzwiami, bo nikt (łącznie z obsługą hostelu) nie był mi w stanie otworzyć drzwi. A koledzy w środku pokoju nie byli świadomi mojego położenia. Do środka dostałem się dopiero około 7. rano, bo jeden z kompanów obudził się na poranną toaletę. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że o 9. dostaliśmy telefon od chłopaków z Hagi, że za godzinę ktoś po nas będzie i to jest jedyna szansa, żeby wejść na stadion i coś pomalować… Byłem naprawdę mocno zniszczony, ale byłem też jedynym z naszej grupy, który był w stanie malować. I w takich oto okolicznościach powstała praca na stadionie w Hadze.

Jak już jesteśmy przy temacie Hagi, to warto wspomnieć, że WFS zostało zaproszone przez Nieznanych Sprawców do współtworzenia oprawy „Boże chroń fanatyków”, która była prezentowana przy okazji towarzyskiego meczu z zaprzyjaźnionym klubem.

Furiat: To była przyjemność i dobrze wspominam te 7 nocy, kiedy to tworzyliśmy (ogólnie tych nocy było 8, ale raz nie mogłem być). Wyobraź sobie, że ten transparent ma 6 metrów wysokości!

Musi być ta Legia?

Zawsze sądziłem, że osoba, która maluje jest z założenia estetą, który nie chce być w żadnych ramach. Jakby nie patrzeć, legijne prace nakładają takowe, ponieważ to wciąż ten sam herb, te same kolory. Furiat nie czuje się ograniczany i przekonuje, że nie wyobraża sobie na dłużej odbić od warszawskich klimatów. Zlecenia komercyjne, które wykonuje mają różny charakter, ale jednak wciąż widać w nich legijne akcenty, warszawskie smaczki.

Furiat: Dużo charytatywnych projektów nie doszło do skutku, ponieważ odzew zamawiających był taki, że „fajnie malujecie, ale musi być ta Legia?”. Z drugiej strony, zdarzało mi się zrobić dużą komercyjną pracę w jednym z warszawskich biur. Zleceniodawcą była korporacja i bardzo chciano położyć nacisk na legijne akcenty, tak żeby „biło Legią po oczach”. Okazało się, że często w tym biurze podczas różnych negocjacji podejmowani są goście z Poznania i chciano w ten sposób, żeby czuli się nieswojo. Jak widać, można wpływać na decyzje biznesowe w różny sposób.

Poznaniacy na pewno nie czuli się komfortowo w biurze z takim graffiti

Korporacja i legijne graffiti wydawało się połączeniem, które nie miało prawa dojść do skutku. Okazuje się, że mój rozmówca ma na koncie więcej takich kooperacji. Zgłaszają się do niego firmy gastronomiczne, przedszkola, czy też Artur Szpilka, któremu jest daleko od legijnej społeczności.

Co do przedszkoli, to niestety wiąże się z nimi jedna nieprzyjemna historia.

Furiat: Pewnego jedno z przedszkoli zostało zamalowane przez Polonistę. Dlatego nie podawaj proszę lokalizacji prac. Licho nie śpi. Odnowienie takiej pracy to nie jest 5 minut roboty. Tsubasę robiłem tam z 4-5 godzin. Przy projektowaniu też jest trochę roboty – pomysł, czcionka, dopasowanie tego wszystkiego pod wymiar…

Tsubasa pokazujący „eLkę”? Czemu nie?

Niestety, ale takich zdarzeń jest znacznie więcej… Furiat nieraz spędzał całe dnie na odmalowywaniu zniszczonych prac.

To dla dzieciaków

Malowanie przedszkola to nie jedyna aktywność dedykowana dzieciom. Jak znacie grupę Dobrzy Ludzie i kojarzycie ich działalność to doskonale zdajecie sobie sprawę, jak potężną pracę robią w Centrum Zdrowia Dziecka. Jak zaczęła się współpraca Dobrych Ludzi z CZD?

Furiat: Znajomy z Powiśla założył fundację po tym jak jego dziecko zachorowało – związane to było z przeszczepem wątroby. Zaczął jeździć regularnie do CZD – na początku z „własnym interesem”, a później jako fundacja. Przy którejś z wizyt wpadł na pomysł, że moglibyśmy „coś zmalować”, bo w tym obiekcie jest strasznie PRL-owsko. Można powiedzieć, że to my zaczęliśmy odnawiać Centrum Zdrowia Dziecka, bo kiedy pojawiliśmy się tam na początku… Uwierz mi, było dramatycznie. Rzecznik CZD, pani Katarzyna Gardzińska nam zaufała, bo tak naprawdę to nie byliśmy żadnym podmiotem gospodarczym. Byliśmy zwykłymi ludźmi z ulicy, więc bez zaufania nie moglibyśmy tam nic zacząć. Zadeklarowaliśmy, że pomalujemy korytarze. Do tego musieliśmy zmienić farby na wodne, które mniej śmierdzą, niż spreje. Pamiętajmy, że tamtędy przemieszczali się pacjenci, a w niektórych miejscach nie mogliśmy nawet otworzyć okien – tak stare to było.

Zrobiliśmy na próbę jeden korytarz. Wszystkim się spodobała nasza praca i naturalną konsekwencją tego było dalsze malowanie.

Jeśli myślicie jednak, że malowanie korytarzy w szpitalu dziecięcym nie jest pracochłonne, to jesteście w błędzie. Szczególnie, że godziny pracy też są niestandardowe.

Furiat: Malowaliśmy tam od 16.-17. do 3. w nocy, żeby nie przeszkadzać pacjentom, którzy przemieszczali się tymi korytarzami. Podpisywaliśmy się Warsaw Fanatics, Powiśle i Przyjaciele, bo tych osób, które pomagały było naprawdę sporo.

Znane postaci z bajek skutecznie poprawiają nastrój najmłodszym pacjentom

Na pewno serce rosło, kiedy widziało się osoby, które są skłonne do pomocy. I to wszystko w swoim prywatnym czasie, który można by było przeznaczyć dla najbliższych. Tak się składa, że Furiat jest mężem i ojcem dwójki dzieci, więc na pewno nie narzekał na nadmiar wolnego czasu.

Furiat: Żona dawała dużo wsparcia. Kiedy zaczęła się akcja w Centrum Zdrowia Dziecka to mieliśmy kilkuletniego syna i świeżo-narodzoną córkę. Ja jadąc do CZD, często wracałem koło 4. w nocy. Później nawet z nią jeździłem – wtedy pomagali dziadkowie, którzy zajmowali się dziećmi. Żona nie ma takich zdolności plastycznych, jak ja, ale za to bardzo pomaga w organizacji. Najczęściej towarzyszy mi w malowaniach, często dostając zadania których sam nie lubię robić, jak wszelkiego rodzaju wyklejania rzeczy do malowania taśmą malarską. Kiedy wybuchła pandemia… Pamiętasz co działo się z cenami? Dobry tydzień siedziała na telefonie, koordynując różne przesyłki za środki, które uzbieraliśmy ze zrzutek do różnych szpitali. Maseczki, rękawiczki, fartuchy, płyny dezynfekujące – to były produkty, które ciężko było wtedy dostać po dobrej cenie.

Jak widać, działalność charytatywna musi sprawiać Dobrym Ludziom dużo satysfakcji. Okazuje się, że pomagając innym można zrobić też coś dla siebie. Kiedy zapytałem mojego rozmówcę, z jakiej pracy jest najbardziej dumny odpowiedział, że bez wątpienia jest to jedna ze ścian w Centrum Zdrowia Dziecka. I nie chodziło mu o charytatywny wymiar przedsięwzięcia.

Ulubiona praca Furiata

Furiat: Tak się składa, że jestem fanem Gwiezdnych Wojen, a to była jedna z najbardziej pracochłonnych (o ile nie najbardziej pracochłonna) prac, w które kiedykolwiek byłem zaangażowany. Bardzo skupiałem się na szczegółach, żeby w nienachalny sposób umieścić w niej Legie. Zobacz, ten misiek ma nawet chustę w naszych barwach. W trakcie prac okazało się, że musieliśmy usunąć z niej wszystkie elementy, które miały związek z bronią (polityka CZD), co też nam wydłużyło czas malowania. Udało mi się przeforsować, żeby zostawić miecze świetlne i lasery. Z reguły, kiedy kończę jakąś pracę, to jestem średnio zadowolony. Zauważam mnóstwo detali, które można byłoby poprawić. W tym wypadku tak nie mam. Jestem naprawdę dumny z tego korytarza.

Usuwanie broni ze ścian korytarzy to nie była jedyna niedogodność związana z działalnością Dobrych Ludzi w Centrum Zdrowia Dziecka. Polityka i prawo są wciąż czujne, nawet w obszarze działalności charytatywnych.

Furiat: Jedna z wytwórni filmowych robi co jakiś czas w CZD „dzień bajkowy”, czy coś w tym stylu i nie spodobało im się, że ktoś maluje ich postacie obok bohaterów z innych uniwersów bez żadnej zgody. Rzecznik przekonywała, że prace nie są wykorzystywane komercyjnie… Jednak w miarę szybko się z tego wycofali i nie było tematu.

Realna pomoc

Znacie te powiedzenie o apetycie? Że rośnie w miarę jedzenia? Idealnie ono się wpasowuje w działalność Dobrych Ludzi. Samo odnawianie i malowanie korytarzy nie wystarczyło do zaspokojenia potrzeby pomagania innym. Od lat Dobrzy Ludzie organizuję różne zbiórki, często sprzedając przy tym różne produkty (koszulki, szaliki, kubki, kalendarze itp.), z których dochód idzie na cele charytatywne.

Przykładowe przedmioty, z których zysk idzie na działalność Dobrych Ludzi

Furiat: Z pieniędzy, które zebraliśmy ufundowaliśmy dwie karetki – jedną dla Centrum Zdrowia Dziecka, a drugą dla Warszawskiego Szpitala dla Dzieci na ul. Kopernika 43. Te zbiórki wyszły naturalnie. Jak przebywasz tam, malując ściany to mimowolnie dochodzą do ciebie słuchy, jakie są potrzeby. Jak była potrzeba zbiórki zabawek, to zrobiliśmy taką. Z zebranych funduszów sami nawet kupowaliśmy nowe zabawki, czy inne pocieszyciele, takie jak naklejki itp. Powiesz, że to mała rzecz, ale uwierz mi, że to naprawdę poprawiało humor tym dzieciom, które były w trudnym położeniu.

Czy Dobrzy Ludzie są w tym osamotnieni? Otóż nie!

Furiat: Mamy – nomen omen – dobrych ludzi wokół siebie. Dzięki uprzejmości jednej z takich osób mogliśmy się zaopatrzyć w jakościowe farby, takie jak Flugger. To nie jest – z cały szacunkiem – Śnieżka, która ma raczej krótką żywotność. Dzięki takim produktom nasze prace mogą przetrwać lata, a nasz wysiłek nie idzie na marne. Również odezwał się do nas człowiek, który sam jest kibicem i nakłonił swojego szefa (właściciela i producenta rzeczy malarskich MOTIVE), żeby co jakiś czas dostarczać nam za darmo partie takich rzeczy jak wałki taśmy czy folie.

Kupując w sklepie „Żyleta”, wspieracie SKLW (Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa przyp. red.), które rozdysponowuje środki pomiędzy różnymi grupami. Nam wielokrotnie sponsorowali farby. Zdarza się, że fundują również grupom dzieci spoza Warszawy dojazd i bilety na spotkania.

Trzymając rękę na pulsie

Wobec wojny, która dzieje się w Ukrainie legijne ugrupowania – w tym Dobrzy Ludzie – stanęły na wysokości zadania, organizując różne zbiórki na rzecz potrzebujących. Ta działalność oraz inne (m.in. te wymienione powyżej) powodują, że często stereotypowy obraz kibica Legii jest zwalczany. Doskonale wiemy, jak działają media, którym lepiej nagłaśniać złe zdarzenia. Dlatego też nie zapominajmy o tym, że Legia Dobrymi Ludźmi stoi i bez względu na miejsce w tabeli tak pozostanie.

Jeśli chcecie wesprzeć Dobrych Ludzi, to najlepiej zrobić to odwiedzając sklep „Żyleta”, w którym znajduje się puszka na datki oraz produkty-cegiełki. Jeżeli jednak nie jest Ci po drodze, żeby odwiedzić to miejsce, to poniżej możesz „postawić mi kawę”. Zobowiązuje się, że zysk ze wszystkich postawionych kaw przekażę osobiście Furiatowi.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany