cabral

Dawno temu przy Ł3: Alejandro Ariel Cabral 

Czerwiec 2010 roku. Ledwie kilka tygodni wcześniej Legia remisuje na własnym stadionie z GKS-em Bełchatów i traci szansę na występy w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. 4.miejsce na koniec sezonu to jasny znak, że drużyna potrzebuje przebudowy i wzmocnień. Jednym z zawodników, którzy mają pomóc w przywróceniu na Łazienkowską europejskich pucharów zostaje niespełna 23-letni argentyński pomocnik, Alejandro Ariel Cabral. 

Południowoamerykańscy piłkarze trafiający do polskiej ligi w zdecydowanej większości przypadków są anonimowi dla europejskich kibiców. W przypadku Cabrala sytuacja była jednak zgoła odmienna. W 2007 roku był on bowiem członkiem reprezentacji Argentyny do lat 20, która na kanadyjskich boiskach sięgnęła po złote medale. W składzie “Albicelestes” grali wtedy m.in. Sergio Aguero, Ever Banega i Angel di Maria. Środkowy pomocnik, który 3 lata później trafił do Legii nie był rzecz jasna kluczową postacią tamtej drużyny, lecz regularnie meldował się na murawie wchodząc z ławki.  

Wydawało się, że młody Argentyńczyk szybko opuści Velez Sarsfield, którego jest wychowankiem i trafi do jednej z mocnych europejskich lig. Mijały jednak lata, a Cabral nadal grał w swoim macierzystym klubie. Co gorsze, jego pozycja w drużynie wcale nie była mocna. Jego głównym problemem był po prostu brak liczb. W ciągu 4 sezonów gry w Argentynie zanotował jedynie 2 gole i 3 asysty. Zawodników nie powinno się rozliczać jedynie na podstawie cyferek, ale od środkowego pomocnika oczekuje się jednak zdecydowanie więcej. 

W pewnym momencie Velez zdecydowało się więc wypożyczyć ówczesnego 22-latka. Jego usługami zainteresowała się Legia, która widziała w nim kolejnego po Rogerze południowoamerykańskiego wirtuoza środka pola, który świetnie odnajdzie się w klubie i realiach polskiej ligi. 29 czerwca 2010 roku Argentyńczyk pojawił się w Warszawie, a dzień później podpisał roczny kontrakt.  

Od przejścia do historii do przyspawania do ławki

Ariel Cabral miał prawdopodobnie jeden z najlepszych debiutów jaki tylko można sobie wymarzyć. Jak często bowiem zdarza się, aby w swoim pierwszym występie przed własną publicznością od razu przejść do historii klubu? Stało się to dokładnie 7 sierpnia 2010 roku. Tego dnia odbył się pamiętny mecz Legii z Arsenalem. Spotkanie zakończyło się iście hokejowym wynikiem i porażką Legii 5:6. Argentyńczyk rozpoczął strzelanie w tym starciu przez co, stał się pierwszym piłkarzem, który strzelił gola na nowym stadionie “Wojskowych”.

Kolejne tygodnie i miesiące Cabrala w Legii wyglądały jednak coraz gorzej. Argentyńczyk szybko stracił miejsce w podstawowym składzie i w większości spotkań pojawiał się na murawie w roli zmiennika. W pewnym momencie ówczesny trener Legii, Maciej Skorża kompletnie stracił do niego zaufanie i nie dawał mu szans nawet z ławki. Wystarczy powiedzieć, że w okresie od końca września do końca listopada, środkowy pomocnik rozegrał zaledwie 148 minut w Ekstraklasie. Przez całą rundę jesienną 23-latek nie zdobył żadnej bramki oraz nie zanotował ani jednej asysty zarówno w lidze i Pucharze Polski. 

Wiosenne przebudzenie i debiut w reprezentacji

Kompletnie nieudane pół roku Cabrala w Legii sprawiło, że marzenie o następcy Rogera szybko legło w gruzach. Mało kto miał nadzieję, że mistrz świata do lat 20 udowodni, że stać go na odgrywanie ważnej roli w Legii. Iskierka nadziei pojawiła się jednak już w pierwszej wiosennej kolejce. Wychowanek Velezu pojawił się na murawie w 2.połowie wyjazdowego starcia z Cracovią i zanotował ważną asystę przy bramce Jakuba Wawrzyniaka na 3:3.

W kolejnych meczach Argentyńczyk dostawał więcej szans na zaprezentowanie swoich umiejętności. Pierwsza połowa rundy wiosennej sezonu 2010/2011 była okresem tragicznej formy całej drużyny, co z pewnością nie ułatwiło mu w pokazaniu się z lepszej strony. W ośmiu wiosennych kolejkach Legia zdobyła zaledwie 5 punktów. W międzyczasie Cabral zaliczył swoją drugą asystę w barwach Legii, która pomogła w zremisowaniu meczu z Zagłębiem Lubin

Forma Legii zmieniła się diametralnie od domowego starcia z Widzewem Łódź w ramach 24. kolejki Ekstraklasy. Legioniści przełamali fatalną passę 6 spotkań ligowych bez zwycięstwa i wygrali z łodzianami 1:0. Jedyną bramkę w tym spotkaniu zdobył Alejandro Ariel Cabral. Ten wynik zapoczątkował najlepszy okres Legii oraz Argentyńczyka w tamtym sezonie. 

W ostatnich 6 meczach Ekstraklasy w sezonie 2010/2011 Legia nie doznała już żadnej porażki, a Ariel Cabral wpisał się na listę strzelców w meczach z Koroną Kielce i Wisłą Kraków. W tamtym okresie, a dokładnie 3 maja 2011 roku w Bydgoszczy po serii rzutów karnych “Wojskowi” sięgnęli po Puchar Polski, a jedną z “jedenastek” wykorzystał właśnie Argentyńczyk.

Udana końcówka sezonu w wykonaniu pomocnika Legii nie umknęła uwadze selekcjonera reprezentacji Argentyny, który powołał go na towarzyskie mecze z Polską i Nigerią. Oczywiście kadra “Albicelestes” na te spotkania była daleka od najmocniejszej, ale znaleźli się w niej choćby Pablo Zabaleta i Federico Fazio. Cabral zagrał w podstawowym składzie w meczu z Polską, który nota bene odbył się na stadionie Legii, a także pojawił się w 2. połowie meczu z Nigerią.

Koniec krótkiej przygody

Legia Warszawa zakończyła sezon 2010/2011 ze zdobytym Pucharem Polski oraz z 3. miejscem w tabeli, co oznaczało powrót do europejskich pucharów w kolejnym sezonie. Alejandro Ariel Cabral zamknął swoje roczne wypożyczenie do Legii z 28 rozegranymi spotkaniami, w których zdobył 3 gole i zaliczył 2 asysty. Co istotne, wymienione cyferki wykręcił wyłącznie na wiosnę. 

fot. Mateusz Czarnecki

Legia ostatecznie nie zdecydowała się na wykup pomocnika z Velezu Sarsfield. Na przeszkodzie stanęły wygórowane oczekiwania finansowe argentyńskiego klubu. Ciężko przewidywać, co byłoby gdyby Cabral został w Legii. Wiosną 2011 roku udowodnił, że miał potencjał i w przyszłości mógł stanowić o sile środka pola drużyny. 

Dalsza kariera

Ariel Cabral wrócił do swojego klubu, w którym grał przez następne 4 lata. Już rok po powrocie, jako ważne ogniwo w składzie sięgnął po Mistrzostwo Argentyny, a w 2013 roku także po Superpuchar kraju. Pomocnik zbudował sobie bardzo solidną pozycję w Velez i rozegrał w nim łącznie aż 212 spotkań. Dobra gra zaprocentowała transferem w 2015 roku do słynnego brazylijskiego Cruzeiro. Argentyńczyk nie przepadł w Brazylii i przez kilka lat był podstawowym zawodnikiem klubu, z którym w 2018 roku sięgnął po Puchar Brazylii. W 2019 roku Cruzeiro spadło do Serie B, a Cabral powędrował na krótkie wypożyczenie do występującego klasę wyżej Goias. W 2021 roku wrócił do Cruzeiro, które nadal występowało na drugim poziomie rozgrywek, lecz nie był już aż tak istotną postacią w składzie. Karierę w Cruzeiro zakończył z pokaźnym dorobkiem 129 występów.

Od zeszłego roku aktualnie 35-letni Argentyńczyk występuje w urugwajskim Racing Club de Montevideo, w którym na ten moment wystąpił jednak zaledwie 19-krotnie. Wszystko wskazuje więc na to, że jego kariera powoli zbliża się ku końcowi, a Legia pozostanie jego jedynym europejskim klubem.

Mateusz Kulawik

Fot. Mateusz Czarnecki

Podziel się:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on telegram
Share on whatsapp
Share on email

Zobacz również

kibice też piszą

Głos kibica: Już było dobrze

Cytując Jacka ze „Ślepnąc od świateł” – Już było dobrze, już było dobrze. Wydaje się, że właśnie to myśli teraz spora część kibiców Legii Warszawa, patrząc na obecną sytuację klubu. Można odnieść wrażenie, że dopiero chwilę temu w tym samym sezonie Legia po heroicznej walce odwróciła losy w Wiedniu i Szczecinie, przy okazji pokonując drużynę z Premier League w europejskich pucharach. Strzelała dużo bramek, jednocześnie tracąc ich niewiele mniej, ale bilans w większości przypadków kończył się pozytywnie – tak mogłoby się wydawać, ale czas mija nieubłagalnie. No i właśnie… już było dobrze.

Miotła nowa beznadzieja stara

Komentatorzy w Canal Plus wmawiali nam, że oglądamy intensywny, dobry mecz. Taki był wspaniały z naszej strony, że zanotowałem jakieś sześć zdań o godnych naszej

Minimalizm się zemścił

Remis z Jagiellonią wyrzuca nas na dobre z walki o wygranie ligi. Do pucharów blisko i daleko. Niby trzy punkty to niewiele, ale ewentualna przegrana

Przełamania dały komplet punktów

Tak to powinno wyglądać. Jedziemy do, bądź co bądź, ligowego średniaka i pewnie wygrywamy. Wystarczyło mieć bramkarza, napastników, ograniczoną ilość wylewów w obronie, logiczne zmiany