Widać już pierwszy efekt pracy Feio. Nie ma wylewów w obronie. Niby nic wielkiego, a jakże spokojniej ogląda się mecze. I to nawet wtedy gdy cały mecz na środku defensywy gra praktycznie debiutujący, nastoletni Ziółkowski. I to jak gra. Pewnie wystąpił przede wszystkim z konieczności, ale i tak udowodnił to, że młodzi mogą jednak u nas grać. Jest z pewnością lepszy, niż ¾ gości z naszej listy przygotowanej na tę pozycję przez scouting (o ile coś takiego w ogóle jest gotowe). Tylko od nas zależy czy zagramy w pucharach, sprawa może rozstrzygnąć się pozytywnie jeszcze dziś. Ten tekst piszę przed rozpoczęciem meczu Lecha.
W pierwszej połowie gospodarze byli dramatycznie słabi. Nie potrafili sklecić niczego w ofensywie. Większość meczu toczyła się na ich połowie. Duet Josue-Elitim spokojnie panowali nas środkiem pola. Niestety zbyt wiele w ofensywie z tego nie wynikało. Gual był aktywny, ale marnował okazję do wypracowania szansy sobie lub kolegom. Pomógł nam stały fragment gry. W 26. minucie Josue dośrodkował piłkę z rożnego, świetnym strzałem z bliższego słupka popisał się Pankov i objęliśmy prowadzenie. Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz zdobyliśmy gola bezpośrednio po kornerze. Do końca pierwszej połowy obraz meczu się nie zmienił. My z piłką, oni bez niczego.
Po przerwie piłkarze Warty zaczęli ruszać się żwawiej, kilka razy podeszli pod nasze pole karne i nawet mieli z pół sytuacji. Jednak nasi obrońcy zazwyczaj byli w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu i nie kopali się po czołach. Drugi mecz z rzędu, prawie cały sezon tak dobrze nie było. Przed końcem pierwszego kwadransa z urazem zszedł dobrze grający Celhaka. Zastąpił go Zyba i był aktywny. Starał się biegał, może nawet by się u nas ogarnął pod okiem dobrego trenera, choć kontrę dwóch na jednego koncertowo zmarnował. Rosołkowi idzie dużo lepiej, gdy ma kolegę w ataku w poziomie. Szału nie ma, ale wreszcie jest przydatny dla drużyny, potrafi skutecznie powalczyć, podać. Nie jest już tylko statystą. A mecz sobie dogorywał. Spokojnie, dostojnie, bez jakichkolwiek emocji i wzruszeń. Nuda. To znaczy był jeszcze element komediowy. A konkretnie powrót po kontuzja Kramera. Gość wszedł na boisko w 82. minucie za zmęczonego Guala. Zepsuł wszystkie piłki. Nie miał żadnego dobrego zagrania, ani jednego, dramat. Mógł sam zamknąć mecz, mógł pomóc w tym Rosołkowi. Jedyne co zrobił to naraził na krytykę trenera, który powinien wprowadzić na boisko kogokolwiek innego.
I wróćmy jeszcze do Ziółkowskiego. Chłopak zagrał profesurę. Oczywiście rywale nie byli piłkarskimi wirtuozami. Jednak pokazał, że jest gotowy. Świetne ustawienie, zdecydowanie, gra ciałem, brak wybijania na pałę. Oby więcej takiej młodzieży u nas i częściej na boisku zamiast zagranicznego szrotu. Josue w tygodniu dał głośny wywiad, dziś do spółki z Elitimem grali ze sobą bardzo dobry mecz. Plus za profesjonalne podejście. Szkoda, że odchodził, ale łez nie będę ronił. Nie tacy odchodzili. A my nadal byliśmy w czubie.
Latem trzeba będzie inwestować w Polsat (niestety) przynajmniej na jeden (oby więcej) dwumecz na europejskiej arenie.
Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com