Aaaaabbby…kupię stoperów i odwagę by zmienić bramkarza
Mam dosyć tego kabaretu. Niby wynik przyzwoity. Remis na wyjeździe osiągnięty z bezwzględnie najlepszym rywalem z jakim mierzyliśmy się w tym sezonie. Spore szanse na
Mam dosyć tego kabaretu. Niby wynik przyzwoity. Remis na wyjeździe osiągnięty z bezwzględnie najlepszym rywalem z jakim mierzyliśmy się w tym sezonie. Spore szanse na
Wygraliśmy. Najlepszy mecz w barwach Legii zagrał Baku. Tyle z dobrych wiadomości. Poza tym w kolejnym meczu z drużyną spod szyldu Solaris męczyliśmy się niemiłosiernie.
Awansowaliśmy, mieliśmy mnóstwo emocji, zagraliśmy najładniejszą akcję od dawna. Dodatkowo doniosły wkład w zwycięstwo wnieśli piłkarze nierzadko ostatnio krytykowani. Miejmy nadzieję, że pozwoli to tym nowym pewniej poczuć się w drużynie i pokazać swój potencja. Niestety, jak pokazuje hokejowy wynik największy problem, czyli tragiczna gra w obronie, nie zniknął. Tym razem uratowała nas skuteczność pod bramką rywali. Można mieć też uwagi do zarządzania meczem przez trenera. Ostatecznie jednak cieszmy się, tańczmy, pijmy piwo bezalkoholowe. Gramy dalej w Europie i przed kolejnym dwumeczem nie jesteśmy bez szans.
„Gdyby chociaż mucha zjawiła się, mogłabym ją zabić. A później to opisać”. Po dzisiejszych popisach Legii w Krakowie doskonale rozumiem autorów tekstu tej kultowej dla mojego pokolenia piosenki zespołu Hey. O czym ja mam Wam napisać w relacji pomeczowej? O nudzie? O podaniach na trzy metry w poprzek? O kolejnym wylewie w obronie? Nie. Jest tylko jeden wątek godny uwagi po remisie z zawsze groźnym beniaminkiem. Poprzednio zwracałem uwagę na to, że zwycięstwa w dwóch pierwszych meczach ligowych nie mogą przesadnie nastrajać optymizmem. Cóż, ekspert wie.
Zapraszamy do zapoznania się z ocenami Legionistów za ostatni mecz z Austrią Wiedeń autorstwa Piotra Legionisty.
Nasz treneiro po meczu z Ruchem powiedział, że już teraz skupiają się na kolejnym spotkaniu. A może warto było przygotowywać się do dzisiejszej batalii już po meczu z Kazachami? Może analizę zawsze groźnego beniaminka z Chorzowa dałby radę przeprowadzić któryś z asystentów Runjaicia? Może warto oprzeć taktykę na czymś innym, niż bredniach dziennikarzy o słabym środku pola gości, beznadziejnym bramkarzu i ogólnym rozkładzie Austrii? Skąd te pytania? Wyszliśmy taką taktyką jakbyśmy grali z kolejnym beniaminkiem w Eklapie, czyli – wszyscy atakujemy, trzech nie broni. Może i by się udało gdyby nasi ofensywni gracze umieli trafić w bramkę, wówczas byłoby 5:2, tymczasem przegraliśmy u siebie pierwszy raz od bardzo dawna.
Wiele wskazuje na to, że na Legię wróciła normalność. Przyjeżdżają beniaminkowie, dostają trzy gole i wracają do domu. Malkontent powie – łaski nasi ulubieńcy nie robią. Tymczasem pamiętam naszą drużynę z silniejszymi składami, które w meczach z outsiderami męczyła się niemiłosiernie i nierzadko nie potrafiła wygrywać. Malkontent nr dwa powie – rywale przez większość meczu grali w osłabieniu. Tak, ale rywal otrzymał czerwo wskutek naszej ładnej akcji. Zmiennicy dali radę i to cieszy. W tym miejscu trzeba, mimo wyniku, pochwalić gości. Nie murowali bramki, grali odważnie. Wychodzili do pressingu nawet w osłabieniu. I to wszystko z samymi Polakami w składzie. Brawo.
Wielu z nas zastanawiało się, kiedy dobre nastroje w Legii się skończą. Transfery na czas, brak kontuzji, dobra atmosfera, świetne nowe koszulki, pełny stadion. Historycznie rzecz ujmując można było spodziewać się złego wyniku lub po prostu słabej gry. Tymczasem praktycznie wszystko było tip-top. Rywal przyjął trzy gole, a i tak najlepszym piłkarzem gości był bramkarz. Tak to powinno wyglądać, gdy gramy u siebie i oby pokazana dobra forma przełożyła się także na puchary.
Wiem, że czekaliście długo. Od 24 czerwca szmat czasu. Wszyscy odliczaliśmy dni, potem godziny, w końcu minuty i sekundy. Ale już, doczekaliśmy się. Możecie usiąść wygodnie i wreszcie przeczytać moją pomeczową relację, a ja karmię swoje ego waszym podziwem. Wszyscy zadowoleni. A mecz? Posłużmy się cytatem z kultowego filmu „Rejs”: „Bardzo niedobre dialogi (podania – przyp. własny) są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje”. Wygraliśmy i super, z tym Superpucharem Stokrotki nigdy nie było nam po drodze. Kacper Tobiasz bohaterem, kilka rozczarowań personalnych.
Po pierwszych dwudziestu minutach cieszyłem się z tego, że to już ostatnia kolejka. Jeśli miałbym oglądać kolejne tego typu popisy naszych grajków odczuwałbym to, co rodzice bohaterów kanału Matura to bzdura – wstyd, porażka, zażenowanie. Na szczęście Legioniści się przebudzili i strzelając trzy gole zachowali przyzwoitość. Powiedzmy sobie otwarcie, pokonanie Śląska w obecnym sezonie to dla nas taki sam obowiązek, jak dla lekarza posiadanie barku pełnego koniaków.